– Nie.
– Przyznaje, że dzięki nim stał się znany. Ale cóż poradzić, czas wziąć sprawy w swoje ręce i powiększyć grono akolitów, których będzie motywował. Wkrótce drogi Sawyer rusza w trasę.
– Niczym gwiazda rocka? Win skinął głową.
– Do kompletu z koszulkami po zawyżonych cenach.
– Czarnymi?
– Nie wiem. Ale pod koniec każdego występu bisuje po tym, jak szalejący fani zapalają zapalniczki, wrzeszcząc „Dawaj Wolnego ptakal”.
– Całkiem jak w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym roku.
– Prawda? Aha, zasięgnąłem języka. Zgadnij, kto sponsoruje trasę Wellsa.
– Budweiser, niekwestionowany Król Piwa?
– Ciepło. Jego nowy wydawca. Riverton Press.
– Vincent Riverton, były właściciel New York Yankees?
– Tenże.
Myron gwizdnął, przetworzył wiadomość w głowie, lecz nie wyniknął z tego żaden wniosek.
– Zważywszy na wszystkie przejęcia firm w branży wydawniczej, do Rivertona należy połowa książek w mieście. Prawdopodobnie to nic nie znaczy – powiedział.
– Prawdopodobnie – przyznał Win. – Jeżeli masz więcej pytań, to jutro w Sali Cagemore'a na Uniwersytecie Restona Sawyer ma seminarium. Zaprosił mnie na nie. Wolno mi przyjść z wybranką.
– Na pierwszej randce się nie puszczam.
– To ma być powód do dumy?
Myron pociągnął duży łyk yoo – hoo. Może to kwestia wieku, lecz czekoladowy napój już mu nie smakował tak jak dawniej. Marzył o wielkiej porcji mrożonej kawy z chudym mlekiem z dodatkiem wanilii, chociaż nie znosił zamawiać jej na oczach innych mężczyzn.
– Jutro spróbuję się wywiedzieć o sekcji zwłok Clu – powiedział.
– Od Sally Li?
– Dziś była w sądzie, ale jutro rano ma być znów w kostnicy.
– Sądzisz, że coś ci powie?
– Nie wiem.
– Może znowu będziesz musiał włączyć urok osobisty – rzekł Win. – Czy ta Sally Li ma orientację hetero?
– W tej chwili tak – odparł Myron. – Lecz gdy tylko włączę mój urok…
– Wszystko może się zdarzyć.
– Potęga jego uroku zohydzi kobiecie mężczyzn.
– Wydrukuj to na swojej wizytówce. – Win zakręcił koniakówką, ogrzewając ją z wierzchu i od spodu dłonią. – Czy przed śmiercią nasz dawny koleżka Billy Lee wyjawił coś ważnego?
– Nie bardzo. Tylko to, że to ja zabiłem, jego zdaniem, Clu i chce mnie za to zabić.
– Hmm.
– Co?
– Twoje nazwisko znów wraca jak zły sen.
– Był skończonym ćpunem.
– Aha. Więc tylko gardłował?
– Można tak powiedzieć – odparł Myron po chwili. – Tak czy siak ciągle jestem w to jakoś wmieszany.
– Na to wygląda.
– Nie mam pojęcia dlaczego.
– Życie składa się z małych tajemnic.
– Nie umiem też dopasować Billy'ego Lee do tej historii: zamordowania Clu, romansu Esperanzy z Bonnie, wyrzucenia Clu z drużyny i podpisania przez niego umowy z Frankiem Juniorem… Do niczego.
Win odstawił kieliszek i wstał.
– Prześpijmy się z tym – zaproponował.
Dobra rada. Myron wsunął się pod pościel i natychmiast znalazł się w krainie snów. Kilka godzin później – po fazie paradoksalnej i dojściu do stanu „alfa”, gdy zaczęła się budzić świadomość i mózg zaczął pracować – wreszcie go oświeciło. Wrócił myślami do Franka Juniora i tego, że ten go śledził. Śledził go nawet, jak sam przyznał, na cmentarzu, przed jego ucieczką z Teresę na Karaiby. I raptem wszystko sobie skojarzył.
Do Franka Juniora zadzwonił o dziewiątej rano. Od sekretarki usłyszał, że panu Ache'owi nie można w tej chwili przeszkadzać. To pilna sprawa, zapewnił. Niestety, pana Ache'a nie było w biurze. Gdy przypomniał, że przed chwilą powiedziała, że szefowi nie można przeszkadzać, wyjaśniła, że nie można mu przeszkadzać, bo jest nieobecny. Aha.
– Proszę mu przekazać, że chcę się z nim spotkać. I to dziś, koniecznie – zaznaczył.
– Nie mogę obiecać…
– Wystarczy, że mu pani powie.
Sprawdził godzinę, W południe był umówiony z tatą „w klubie”. Miał dość czasu, żeby spotkać się z Sally Li, szefową zakładu medycyny sądowej powiatu Bergen. Zadzwonił do niej i poprosił o rozmowę.
– Nie tutaj – odparła. – Znasz Centrum Mody?
– W centrum handlowym przy drodze siedemnastej?
– Tak, na skrzyżowaniu z Ridgewood Avenue. Przed sklepem Łóżko, Wanna i Nie Tylko jest kanapkarnia. Spotkajmy się tam za godzinę.
– Łóżko, Wanna i Nie Tylko to część Centrum Mody?
– Pewnie dzięki „Nie Tylko”.
Sally Li odłożyła słuchawkę. Myron wsiadł do wynajętego auta i wyruszył do Paramus w stanie New Jersey. Motto: Handlu nigdy nie za wiele. Miasto Paramus przywodziło na myśl duszną, zatłoczoną windę, w której jakiś trzymający drzwi otwarte cymbał wołał: „Proszę, proszę, wciśnie się tu jeszcze jedno centrum handlowe”.
Centrum Mody nie charakteryzowało się niczym szczególnie modnym. Szczerze mówiąc, było tak obciachowe, że nie przesiadywały w nim nawet nastolatki. Siedząca na ławce, ze zwisającym z ust niezapalonym papierosem, Sally Li miała na sobie zielony strój chirurgiczny, a na stopach gumowe sportowe sandały – obuwie popularne pośród koronerów, gdyż ułatwiało zmycie ogrodowym wężem z nóg krwi, wnętrzności i tym podobnych resztek po denatach.
Mała rekapitulacja: przez mniej więcej dekadę Myron z przerwami pozostawał w związku uczuciowym z Jessicą Culver. Ostatnimi czasy, znów w sobie zakochani, zamieszkali razem. Lecz ich romans właśnie się skończył. W każdym razie na to wyglądało. Myron właściwie nie bardzo wiedział, czemu się rozstali. Bezstronni obserwatorzy mogliby rzec, że z powodu koszykarki Brendy. Lecz jemu to wcale nie wydawało się takie jasne, choć pojawienie się Brendy w jego życiu wiele zmieniło.
Co to miało wspólnego z Sally Li?
Szefem zakładu medycyny sądowej powiatu Bergen był kiedyś ojciec Jessiki, Adam Culver. Gdy przed siedmiu laty zginął z ręki mordercy, stanowisko to objęła jego najbliższa przyjaciółka i asystentka.
Sally Li. Myron poznał ją dzięki niemu.
– Jeszcze jedno centrum handlowe dla niepalących? – spytał, podchodząc do niej.
– Nikt już nie używa słowa „nie” – odparła. – Zastąpiono je słowem „wolne”. To nie jest centrum handlowe dla niepalących. To strefa wolna od palenia. Tylko patrzeć, jak nazwą to, co pod wodą, strefą wolną od oddychania. A nasz senat strefą wolną od myślenia.
– To dlaczego wybrałaś to miejsce na spotkanie? Sally westchnęła i usiadła prosto.
– Bo chciałeś usłyszeć coś na temat sekcji zwłok Clu Haida, tak? Myron zawahał się, skinął głową.
– No cóż, moi przełożeni… używam tego słowa, choć wiem, że kudy im do mnie… zmarszczyliby brwi, widząc nas razem. Przypuszczalnie spróbowaliby wylać mnie z roboty.
– To dlaczego ryzykujesz? – spytał.
– Po pierwsze, zamierzam zmienić pracę. Wrócić na Zachód, prawdopodobnie na Uniwersytet Kalifornijski. Po wtóre, jestem bystra, jestem kobietą oraz, jak obecnie to nazywają, Amerykanką pochodzenia azjatyckiego. Dlatego trudniej mnie wyrzucić. Mogę zrobić aferę, a ambitni politycy za chińskiego boga nie chcą wyjść na takich, co zwalczają mniejszości. Po trzecie, jesteś równy gość. Domyśliłeś się, kto zabił Adama. Mam wobec ciebie dług. – Wyjęła z ust papierosa, schowała go do paczki, wyjęła następnego i włożyła do ust. – No, to co chcesz wiedzieć?
– Nie postawisz żadnych warunków?
– Nie.
Читать дальше