Myron znowu rozważał, co począć. Nie był związany zbyt mocno, lecz potrzebował czasu, żeby zsunąć z siebie sznur, a poza tym miał za daleko do prześladowcy. Zadrżał na myśl, jak na całkowite odcięcie od wydarzeń zareagował Win. Wolał o tym nie myśleć. Twarz Billy'ego Lee przecięła dziwna bruzda. Przestał się trząść i spojrzał prosto. Nie drżał, tiki ustały.
Nagle zniżył głos.
– Dosyć tego. Zapadła cisza.
– Muszę cię zabić, Myron. W samoobronie.
– O czym ty mówisz?
– Zabiłeś Clu. A teraz chcesz zabić mnie.
– Oszalałeś.
– Może zleciłeś to swojej sekretarce. I ją złapali. Może zabił go Win, twój stały fagas. A może zrobiłeś to sam. W twojej agencji znaleziono pistolet. W twoim wozie krew.
– Po co miałbym zabijać Clu?
– Wykorzystujesz ludzi, Myron. Wykorzystałeś go, żeby założyć firmę. Ale po wpadce na ostatniej kontroli antynarkotykowej Clu był skończony. Pomyślałeś więc o zmniejszeniu strat.
– To bez sensu. A nawet gdyby miało sens, to po co miałbym zabijać ciebie?
– Bo ja też mogę opowiedzieć.
– O czym?
– O twojej uczynności.
Billy'ego Lee zawiódł głos, po twarzy ciekły mu łzy. Oznaczało to wielkie kłopoty. Koniec spokoju. Dubeltówka znowu drżała. Myron wypróbował więzy. Nie zelżały. Mimo panującego gorąca poczuł w żyłach płynną lodowatość. Znalazł się w pułapce. Bez szansy na jakikolwiek manewr. Billy'emu Lee nie wyszła próba chichotu, zmęczył się.
– Żegnaj.
Trzewia Myrona ścisnął popłoch. Od śmierci dzieliły go sekundy. Kropka. Kombinacja narkotyków i paranoi odebrała Billy'emu Lee wszelką zdolność logicznego myślenia. Myron nie był w stanie odwieść go strzału. Raz jeszcze rozważył możliwości, żadna nie wydawała się dobra.
– Win – powiedział Myron.
– Mówiłem już, że się go nie boję – odparł Billy Lee.
– Nie do ciebie mówię.
Myron spojrzał na Pata. Barman oddychał ciężko. Ręce wisiały mu bezwładnie, jakby ktoś wypełnił je mokrym piachem.
– Kiedy on pociągnie za spust, nie chciałbym być w waszej skórze – ostrzegł Myron. Pat ruszył w stronę Palmsa.
– Ochłoń na chwilę, Billy Lee – powiedział. – Przemyśl sprawę.
– Zabiję go.
– O tym Winie słyszałem takie rzeczy…
– Nic nie rozumiesz, Pat. Nie kapujesz.
– No, to mnie oświeć, człowieku. Pomogę ci.
– Najpierw go zabiję.
Billy Lee przystąpił do Myrona i przyłożył mu dubeltówkę do skroni. Myron zesztywniał.
– Nie rób tego!!!
Pat, któremu zdawało się, że jest blisko Billy'ego Lee, zanurkował do jego nóg. Ale tlące się w wyniszczonym ciele narkomana resztki refleksu dawnego sportowca wystarczyły. Billy Lee obrócił się ku niemu i wypalił. Kula trafiła barmana w pierś. Przez ułamek sekundy wyglądał na zdziwionego. A potem upadł.
– Pat! – krzyknął Billy Lee, opadł na kolana i podczołgał się do nieruchomego ciała.
Serce Myrona miotało się jak kondor w klatce. Nie czekał. Jak szalony zaczął mocować się z więzami. Nie puściły. Spróbował się z nich wyśliznąć. Sznur był wprawdzie zawiązany mocniej, niż sądził, ale zdołał go trochę poluzować.
– Pat! – krzyknął ponownie Billy Lee.
Myron, z kolanami już na podłodze i kręgosłupem wygiętym wbrew naturze, wił się i wykręcał ciało. Billy Lee łkał nad nieruchomym, niemym Patem. Sznur, który wpił się Myronowi pod podbródkiem, chwilowo go zadławił, zmuszając do odgięcia głowy w tył. Ile czasu zostało? Nie dało się przewidzieć, jak szybko Billy Lee odzyska zmysły. Myron zadarł podbródek jeszcze wyżej i zaczął się wyślizgiwać spod liny. Prawie się wyswobodził.
Billy Lee wzdrygnął się i odwrócił.
Starli się spojrzeniami. Myrona wciąż krępowała lina. Billy Lee podniósł strzelbę. Dzieliło ich dwa i pół metra. Myron zobaczył lufy, oczy Billy'ego Lee, dzielącą ich odległość.
Żadnych szans. Za późno.
Huknął strzał.
Pierwsza kula trafiła Billy'ego Lee w rękę. Krzyknął z bólu i wypuścił strzelbę. Druga trafiła go w kolano. Znowu krzyknął. Trysnęła krew. Trzecia nadleciała tak szybko, że nie zdążył upaść na podłogę. Głowa odskoczyła mu do tyłu, szeroko rozstawione nogi bryknęły w powietrzu i zniknął z oczu niczym cel na strzelnicy.
Zapadła cisza.
Myron uwolnił się od liny i odtoczył w kąt.
– Win?! – zawołał. Nie było odpowiedzi.
– Win?! Cisza.
Pat i Billy Lee ani drgnęli. Myron wstał. Słyszał jedynie własny oddech. Krew. Wszędzie krew. Z pewnością nie żyli. Wcisnął się w kąt. Zorientował się już, że ktoś go obserwuje. Przeszedł przez pokój i wyjrzał przez okno. Spojrzał w lewo. Nikogo. Spojrzał w prawo.
W cieniu ktoś stał. Sylwetka. Myrona ogarnął strach. Gdy rozpłynęła się w mroku, obrócił się na pięcie, odnalazł klamkę u drzwi, otworzył je na oścież i puścił się biegiem.
Trzy przecznice dalej zwymiotował. Zatrzymał się, oparł o ścianę i rzygnął. Kilku bezdomnych nagrodziło go brawami. Podziękował swym kibicom skinieniem ręki. Witamy w Nowym Jorku. Chciał zadzwonić z komórki, ale w zamieszaniu zmiażdżył ją. Odszukał tabliczkę z nazwą ulicy i odkrył, że jest tylko dziesięć przecznic od baru Motormaniak, w dzielnicy z masarniami niedaleko West Side Highway. Pobiegł truchtem, przyciskając ręką bok, by powstrzymać upływ krwi. Z czynnego automatu – co w tej części Manhattanu zakrawało na cud boski – połączył się z Winem.
– Wysłów się – rzekł Win, który odebrał po pierwszym sygnale.
– Nie żyją – poinformował Myron. – Obaj.
– Wyjaśnij. Wyjaśnił.
– Będę tam za trzy minuty – powiedział Win.
– Muszę zawiadomić policję.
– Niemądrze.
– Dlaczego?
– Nie uwierzą w twoją jeremiadę, a już zwłaszcza w tajemniczego wybawcę.
– Pomyślą, że ich zabiłem?
– Właśnie. Win miał rację.
– Wszystko im wyjaśnimy – zapewnił Myron.
– W końcu tak. Chyba. Ale zajmie to dużo czasu.
– Którego nie mamy.
– Sam rozumiesz.
– Niestety, widziano, że wychodzę z baru z Patem – rzekł po chwili Myron.
– I co z tego?
– Policja przesłucha świadków. Dowie się o tym. Powiąże mnie ze sprawą.
– Dość.
– Słucham?
– Dość dyskusji przez telefon. Będę za trzy minuty.
– A co z Zorrą? Co mu zrobiłeś?
Lecz Win już się rozłączył. Myron odwiesił słuchawkę. Nowa grupa bezdomnych patrzyła na niego łakomie jak na upuszczoną kanapkę. Starł się z nimi wzrokiem, wytrzymując ich spojrzenia. Wyczerpał już na dziś limit strachu.
Po obiecanych trzech minutach podjechał samochód. Chevrolet nova. Win miał ich cały tabor – bez wyjątku starych, wysłużonych, nie do wykrycia. Aut jednorazowego użytku, jak je nazywał. Lubił z nich korzystać podczas swych nocnych zajęć. Jakich? Lepiej nie pytać.
Otworzyły się drzwiczki od strony pasażera. Myron zajrzał do środka, za kierownicą zobaczył Wina, usiadł obok niego.
– Kości zostały rzucone – rzekł Win.
– Słucham?
– Policja już tam jest. Podali przez krótkofalówkę. Niedobrze.
– Wciąż mogę się do nich zgłosić.
– No jasne. Dlaczego nie zawiadomił pan policji, panie Bolitar? Dlaczego przed powiadomieniem władz zadzwonił pan najpierw do znajomego? Czy przypadkiem nie jest pan podejrzany o pomoc w zamordowaniu przez panią Diaz najstarszego przyjaciela Billy'ego Lee Palmsa? A po pierwsze, co konkretnie robił pan w tym barze? Dlaczego pan Palms chciał pana zabić?
Читать дальше