– Przyjemnie się z panią gawędziło, kochanie. Powinna pani widzieć facetów, którzy przychodzą tutaj, bo im się wydawało, że kupili za diabelnie niską cenę autentyczny zegarek Cartiera, oczywiście tylko do momentu, kiedy stanął i jubiler powiedział im, że w środku są dwie gumki i miniaturowe jo-jo. – Wzrok recepcjonistki padł na torbę od Gucciego z odwróconymi literami G. Chrząknęła cicho.
– Co się stało?
– Nic, nic. Życzę, żeby się pani dodzwoniła.
Marie czekała w holu Asian House, aż w końcu poczuła się nieswojo i wyszła na zatłoczoną ulicę. Prawie przez godzinę spacerowała tam i z powrotem przed wejściem. Minęło właśnie południe i Marie zastanawiała się, czy Catherine w ogóle ma czas na lunch – a pójście na lunch to byłby naprawdę znakomity pomysł. Istniała również całkiem inna możliwość, choć bardzo mało prawdopodobna. Modliłaby się o to, gdyby potrafiła jeszcze się modlić. Mógł pojawić się Dawid, ale nie jako Dawid, lecz jako Jason Bourne, a wtedy mógłby to być każdy z przechodniów. Jej mąż w przebraniu Bourne'a byłby od niej o wiele sprytniejszy; widziała jego pomysłowość w Paryżu i było to coś z innego świata, ze świata, w którym za każdym węgłem czaiła się śmierć, a każde potknięcie mogło kosztować życie. Każdy ruch był przemyślany na wszystkie możliwe sposoby. Co będzie, jeżeli ja…? Co będzie, jeżeli on…? W świecie gwałtu intelekt odgrywa daleko większą rolę, niż brzydzący się przemocą intelektualiści będą skłonni kiedykolwiek przyznać. W świecie, który uważają za barbarzyński, natychmiast odstrzelono by im mózg, nie potrafią bowiem myśleć dostatecznie szybko i dostatecznie wnikliwie. Cogito ergo… nic. Dlaczego myśli w ten sposób? Nie należała przecież do tego świata, podobnie jak Dawid! Nagle przyszła jej do głowy jasna odpowiedź: nie należeli, ale zostali ponownie do niego wciągnięci; musieli przetrwać i wzajemnie się odnaleźć.
Zobaczyła ją! Z Asian House wyszła – właściwie wymaszerowa-ła – Catherine Staples i od razu skręciła w prawo. Dzieliło je kilkanaście metrów; Marie puściła się biegiem, roztrącając na boki przechodniów. Staraj się nigdy nie biec, to cię wyróżnia. Nie dbam o to! Muszę z nią porozmawiać!
Staples przecięła chodnik. Przy krawężniku czekał na nią samochód konsulatu z wymalowanym na drzwiach klonowym liściem. Wsiadła do środka.
– Nie! Zaczekaj! – zawołała Marie przedzierając się przez tłum. Złapała za drzwi w tej samej chwili, kiedy Catherine miała je zamknąć.
– Słucham panią? – krzyknęła Staples. Kierowca obrócił się do tyłu; w jego dłoni nie wiadomo skąd pojawił się pistolet.
– Proszę! To ja! Ottawa. Szkolenie.
– Marie? To ty?
– Tak. Mam kłopoty i potrzebuję twojej pomocy.
– Wsiadaj – powiedziała Catherine Staples przesuwając się dalej. – Schowaj tę głupią rzecz – rozkazała kierowcy. – To moja przyjaciółka.
Pod pretekstem pilnego wezwania do siedziby delegacji brytyjskiej – co zdarzało się dosyć często podczas nie kończących się negocjacji z Chińską Republiką Ludową dotyczących traktatu o wycofaniu się z kolonii – Catherine Staples odwołała umówiony lunch i poleciła kierowcy, żeby wysadził je na początku Food Street w Causeway Bay.
Przy Food Street mieściło się około trzydziestu restauracji; imponująca liczba, zważywszy na fakt, że wszystkie stłoczone były w obrębie dwóch przecznic. Ruch kołowy był tutaj zabroniony, a nawet gdyby nie wprowadzono tego ograniczenia, żaden pojazd nie zdołałby się przecisnąć przez ludzką ciżbę oblegającą około czterech tysięcy stolików. Catherine poprowadziła Marie do służbowego wejścia jednej z restauracji. Zadzwoniła; po piętnastu sekundach drzwi się otworzyły i owionął je zapach stu orientalnych dań.
– Panna Staples, jak to miło znów panią widzieć – oznajmił Chińczyk odziany w biały fartuch szefa kuchni, których było tutaj wielu. – Proszę, proszę. Mamy dla pani stolik, jak zawsze.
Catherine odwróciła się do Marie, kiedy przechodziły przez rozległą kuchnię, w której panował potworny chaos.
– Dzięki Bogu – powiedziała – choć płacą nam nędzne grosze, jest jeszcze czym przekupywać ludzi. Właściciel tej knajpy ma krewnych w Quebecu, którzy prowadzą diabelnie wytworną restaurację przy St. John Street, a ja staram się dopilnować, żeby jego formalności wizowe załatwiano, jak to oni mówią, „diablo-diablo szybko”. – Skinęła głową w stronę jednego ze stolików w głębi restauracji; znajdował się tuż przy drzwiach do kuchni. Usiadły i dosłownie skryły się za strumieniem wbiegających i wybiegających przez wahadłowe drzwi kelnerów i tłumem klientów oblegających stoliki w zatłoczonej restauracji.
– Dziękuję, że pomyślałaś o takim miejscu – powiedziała Marie.
– Moja droga – odparła Staples gardłowym, twardym głosem. – Ktoś z twoją prezencją, kto ubiera się tak, jak ty jesteś teraz ubrana, i maluje, jak jesteś umalowana, nie stara się chyba zwrócić na siebie uwagi.
– To się nazywa ująć rzecz eufemistycznie. Czy osoba, z którą umówiłaś się na lunch, uwierzy w bajeczkę o delegacji brytyjskiej?
– Na sto procent. Stara metropolia wytacza najbardziej przekonywające argumenty. Pekin kupuje od nas wielkie ilości bardzo im potrzebnego zboża – ale ty jesteś w tym zorientowana równie dobrze jak ja, a prawdopodobnie znacznie lepiej, jeśli idzie o dolary i centy.
– Nie jestem ostatnio na bieżąco.
– Tak, rozumiem – kiwnęła głową Staples przypatrując się Marie surowo, ale życzliwie. – Przebywałam w tym czasie tutaj, ale docierały do nas plotki i czytaliśmy europejskie gazety. Kiedy powiem, że byliśmy wstrząśnięci, nie oddam tego, co czuli ci z nas, którzy cię znali. Przez kilka następnych tygodni wszyscy próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć, ale powiedziano nam, żebyśmy dali sobie z tym spokój i nie dopytywali się dla twego dobra. „Nie drążcie tego – powtarzali – w jej najlepszym interesie jest teraz pozostać w cieniu”. W końcu usłyszeliśmy oczywiście, że zostałaś oczyszczona z wszelkich zarzutów. Chryste, cóż to za obraźliwa formułka po tym wszystkim, przez co przeszłaś! A później po prostu zniknęłaś i nikt już o tobie więcej nie słyszał.
– Powiedzieli wam prawdę, Catherine. W moim interesie… w naszym interesie musiałam pozostać w cieniu. Przez długie miesiące trzymano nas w ukryciu. Wróciliśmy do cywilizowanego życia na prowincji, pod nazwiskiem, które znało bardzo niewielu ludzi. Mimo to wciąż byliśmy pilnowani.
– My?
– Poślubiłam mężczyznę, o którym czytałaś w gazetach. Oczywiście nie był tym człowiekiem, o którym pisały gazety; w głębokiej konspiracji pracował dla amerykańskiego rządu. Poświęcił kawał własnego życia, żeby wypełnić potwornie dziwną misję.
– A teraz jesteś w Hongkongu i powiadasz, że masz kłopoty.
– Jestem w Hongkongu i mam poważne kłopoty.
– Domyślam się, że zajścia z zeszłego roku mają coś wspólnego z twoimi obecnymi problemami?
– Moim zdaniem mają.
– Co możesz mi powiedzieć?
– Wszystko, co wiem, ponieważ potrzebuję twojej pomocy. Nie mam prawa cię o nią prosić, dopóki nie będziesz wiedziała wszystkiego, co ja sama wiem.
– Lubię zwięzłe postawienie sprawy. Nie tylko dlatego, że ma się wtedy jasność, ale ponieważ dużo mówi ono na ogół o samym rozmówcy. Chcesz przez to także powiedzieć, że dopóki nie dowiem się wszystkiego, nie będę prawdopodobnie w stanie w niczym ci pomóc.
– Nie myślałam o tym w ten sposób, ale chyba masz rację.
Читать дальше