Robert Ludlum - Ultimatum Bourne’a

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Ludlum - Ultimatum Bourne’a» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ultimatum Bourne’a: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ultimatum Bourne’a»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Związku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim największym wrogiem – słynnym terrorystą Carlosem – i tajnym międzynarodowym stowarzyszeniem. Żeby przeszkodzić potężnej Meduzie w zdobyciu władzy nad światem, raz jeszcze musi zrobić to, czego miał nadzieję nie robić nigdy więcej. I zwabić Carlosa w śmiertelną pułapkę, z której żywy wyjdzie tylko jeden z nich…

Ultimatum Bourne’a — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ultimatum Bourne’a», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Boże, co teraz zrobimy…?

– Ja to zrobię, nie ty – odparł Bourne, wyciągając z kieszeni flarę. – Wyślę mu wiadomość, żeby wiedział, że żyję i będę żył, kiedy on zgnije w ziemi. Zostań tutaj!

Jason oddarł czerwony pasek, podpalił flarę i zerwawszy się z podłogi, przebiegł wzdłuż drzwi balkonowych. Kiedy wyrzucił flarę na zewnątrz, rozległy się dwa kolejne, suche trzaśnięcia i dwa następne pociski wpadły do pokoju; jeden z nich rozbił lustro w toaletce.

– To MAC- 10 z tłumikiem! – syknął Delta, nieruchomiejąc pod przeciwległą ścianą i sięgając ręką do karku, w którym nagle odezwał się piekący ból. – Muszę się stąd wydostać!

– David, przecież jesteś ranny!

– Miło, że mi o tym mówisz.

Bourne poderwał się znowu na nogi i wybiegł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. W salonie stanął twarzą w twarz z zaniepokojonym lekarzem.

– Słyszałem jakieś hałasy – powiedział doktor. – Wszystko w porządku?

– Muszę wyjść. Niech pan kładzie się na podłogę!

– Zaraz, chwileczkę! Ma pan cały bandaż we krwi, a szwy powinny…

– Na podłogę, durniu!

– Nie ma pan dwudziestu lat, panie Webb…

– Odpieprz się ode mnie! – ryknął Bourne. Ruszył biegiem do wyjścia, wypadł na zewnątrz i popędził oświetloną, betonową ścieżką w kierunku głównego budynku, niemal ogłuszony dźwiękami muzyki wydobywającymi się z zainstalowanych na drzewach głośników.

Jason pomyślał, że hałas powinien mu pomóc. Angus McLeod dotrzymał słowa: w okrągłej, przeszklonej jadalni zebrali się nie tylko wszyscy goście, ale także znaczna część personelu, a to oznaczało, że kameleon musi zmienić barwę skóry. Znał sposób myślenia Carlosa równie dobrze, jak swój własny, wiedział więc, że zabójca będzie robił dokładnie to samo, co on sam zrobiłby w podobnych okolicznościach. Wygłodniały wilk wtargnął do kryjówki swej zdezorientowanej ofiary i porwał kawał znakomitego mięsiwa; nie pozostało więc nic innego, jak zrzucić w ogóle skórę kameleona i przywdziać należącą do większego drapieżcy, na przykład tygrysa, który unicestwi Szakala jednym kłapnięciem szczęki… Dlaczego przywiązuje tak wielką wagę do symboli? Wiedział dlaczego, a świadomość ta napełniała go poczuciem pustki i tęsknotą za czymś, co minęło – nie był już Deltą, budzącym strach i przerażenie uczestnikiem "Meduzy", ani Jasonem Bourne'em z Paryża i Dalekiego Wschodu; starszy, znacznie starszy David Webb usiłował znaleźć dla siebie miejsce, próbując doszukiwać się sensu i porządku w szaleństwie i przemocy.

Nie! Odejdź ode mnie! Teraz tylko ja się liczę… Odejdź, Davidzie. Odejdź, na litość boską…!

Bourne skręcił raptownie ze ścieżki i pobiegł przez kłującą, tropikalną trawę w kierunku bocznego wejścia do budynku, lecz niemal natychmiast zwolnił, drzwi bowiem otworzyły się i pojawił się w nich jakiś człowiek; rozpoznawszy go, zaczął znowu biec. Był to jeden z niewielu pracowników zatrudnionych w pensjonacie, których znał, i jeden z jeszcze mniej licznej grupy, o których chciałby jak najprędzej zapomnieć: potwornie zarozumiały zastępca kierownika recepcji nazwiskiem Pritchard, gadatliwy, choć pracowity nudziarz, przypominający bez przerwy wszystkim o wysokiej pozycji zajmowanej na wyspach przez jego rodzinę, a szczególnie przez wuja, pełniącego funkcję wicedyrektora Urzędu Imigracyjnego. David Webb podejrzewał, że koligacje te nie pozostawały bez związku z bezproblemowym funkcjonowaniem Pensjonatu Spokoju.

– Pritchard! – zawołał Bourne, podchodząc do mężczyzny. – Masz plastry?

– Pan tutaj, sir? – zapytał ze zdumieniem ciemnoskóry urzędnik. – Powiedziano nam, że opuścił pan nas dziś po południu…

– Cholera!

– Proszę…? Mam na ustach bardzo współczujące kondolencje z powodu okropnej straty…

– Daruj je sobie, Pritchard, i trzymaj gębę na kłódkę, rozumiesz?

– Oczywiście. Nie mogłem być obecny dzisiaj rano, żeby pana serdecznie powitać, ani po południu, żeby pana pożegnać i wyrazić moje głębokie współczucie, bo pan St. Jay poprosił mnie, żebym pracował cały wieczór, a właściwie całą noc, jeśli chodzi o zupełną ścisłość, więc…

– Pritchard, nie mam czasu. Daj mi plaster i pamiętaj, żebyś nikomu, ale to nikomu nie mówił, że mnie widziałeś. Czy to jasne?

– Bez wątpienia, sir – odparł Pritchard, wręczając Jasonowi trzy różnej wielkości opakowania plastra opatrunkowego. – Tak zaufana informacja będzie u mnie najzupełniej bezpieczna, tak samo jak ta, że była tu pańska żona i dzieci… O Boże, wybacz mi! Błagam, niech mi pan wybaczy!

– Obaj ci wybaczymy, pod warunkiem że nie puścisz pary z ust.

– Są zamknięte na głucho, zapieczętowane! To dla mnie zaszczyt!

– Zabiję cię, jeśli go nie docenisz, rozumiesz?

– Słucham…?

– Tylko nie mdlej. Idź do willi i powiedz panu St. Jay, że dam mu znać, więc żeby tam został. Zapamiętałeś? Ma tam zostać. Ty zresztą też, jeśli chodzi o ścisłość.

– A może mógłbym…

– Nie ma mowy. No, ruszaj!

Gadatliwy młodzieniec popędził na przełaj przez trawnik, natomiast Bourne podbiegł do drzwi, otworzył je i wszedł do środka, a następnie wbiegł na piętro, przeskakując po dwa stopnie – jeszcze kilka lat temu byłyby trzy, nie dwa. Bez tchu w piersi wpadł do biura Johnny'ego, zamknął za sobą drzwi i skierował się prosto do szafy, w której jego szwagier trzymał zwykle zapasowe ubrania. Obaj mężczyźni byli mniej więcej tego samego wzrostu – czyli zbyt duzi, jak twierdziła Marie – i często pożyczali sobie nawzajem koszule i marynarki, kiedy przyjeżdżali do siebie w odwiedziny. Jason wybrał najmniej rzucający się w oczy strój: szare spodnie, brązową koszulę i ciemnogranatowy bawełniany sweter. Nic, co można by dostrzec z daleka w ciemności.

Zaczął się przebierać, kiedy nagle poczuł z lewej strony karku silne, bolesne ukłucie. Zaniepokojony i wściekły spojrzał w lustro; spowijający mu szyję bandaż był cały przesiąknięty krwią. Gwałtownym ruchem otworzył opakowanie z najszerszym plastrem. Nie miał czasu na zmianę opatrunku, mógł go jedynie wzmocnić i liczyć na to, że krwawienie samo ustanie. Okręciwszy szyję kilka razy plastrem, odciął go i wzmocnił kilkoma klamerkami. Teraz ruchy miał jeszcze bardziej utrudnione niż do tej pory, a jednocześnie nie mógł sobie pozwolić na to, żeby o tym myśleć.

Zmienił ubranie, postawił kołnierzyk koszuli i wsadził za pasek pistolet, a do kieszeni zwój żyłki… Kroki! Kiedy drzwi otwierały się, stał za nimi przy ścianie, z bronią w ręku. Do pokoju wszedł stary Fontaine; przez chwilę mierzył Bourne'a spokojnym spojrzeniem, po czym zamknął drzwi.

– Szukałem pana, choć szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, czy pan jeszcze żyje – powiedział.

– Używamy radia tylko w ostateczności – odparł Jason, odrywając się od ściany. – Wydawało mi się, że pan się domyśli.

– Domyśliłem się. Ma pan rację; Carlos również może mieć radio, a poza tym nie jest przecież sam… Wie pan, co mam na myśli. Właśnie dlatego usiłowałem pana znaleźć. Dopiero teraz przyszło mi na myśl, że może pan być ze swoim szwagrem tutaj, w kwaterze głównej.

– To niezbyt rozsądne z pańskiej strony chodzić po otwartym terenie…

– Nie jestem idiotą, monsieur. Gdybym nim był, już dawno bym nie żył. Zachowywałem wszelkie środki ostrożności. Szczerze mówiąc, właśnie dla tego postanowiłem pana poszukać, założywszy oczywiście, że pan żyje.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ultimatum Bourne’a»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ultimatum Bourne’a» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ultimatum Bourne’a»

Обсуждение, отзывы о книге «Ultimatum Bourne’a» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x