– Na przykład ta popielniczka, sierżancie. Dotknąłem jej i teraz są na niej moje odciski palców, ale nikt się o tym nie dowie, ponieważ ją zabiorę.
– Dlaczego?
– Dlatego, że coś wyczuwam… Naprawdę wyczuwam, nosem, nie żadnym szóstym zmysłem.
– O czym ty gadasz, do diabła?
– O papierosowym dymie. Czuć go w powietrzu znacznie dłużej, niż ci się wydaje. Powie ci to każdy, kto próbował rzucić palenie tyle razy co ja.
– I co z tego?
– Na fazie porozmawiajmy z żoną generała. Wszyscy musimy porozmawiać. Chodź, Flannagan, urządzimy sobie mały teleturniej.
– Jesteś taki odważny, bo masz spluwę w kieszeni, co?
– Ruszaj, sierżancie!
Rachela Swayne odrzuciła do tyłu długie czarne włosy i znieruchomiała w fotelu, wpatrując się w Bourne'a szeroko otwartymi, nieprzyjaznymi oczami.
– Pan mnie obraża – powiedziała z godnością.
– Możliwe – zgodził się Jason, kiwając głową – ale tak się składa, że mam rację. W popielniczce jest pięć niedopałków, a na każdym widać ślady szminki. – Bourne usiadł naprzeciwko kobiety i postawił popielniczkę na małym stoliku. – Była pani tam, kiedy wsadził sobie lufę do ust i pociągnął za cyngiel. Może nie przypuszczała pani, że się na to zdobędzie, uznała to pani być może za jego kolejne histeryczne przedstawienie… W każdym razie nie zrobiła pani nic, żeby go powstrzymać. Zresztą dlaczego miałaby pani cokolwiek robić? Dla pani i Eddiego stanowiło to rozsądne, logiczne rozwiązanie.
– Jak pan śmie!
– Szczerze mówiąc, pani Swayne, nie powinna pani używać takich wyrażeń. Nie pasują do pani, podobnie jak stwierdzenia w rodzaju: "Pan mnie obraża"… Naśladuje pani innych ludzi, być może zamożnych, próżnych klientów obsługiwanych wiele lat temu na Hawajach przez młodą fryzjerkę…
– To bezczelność!
– Rachelo, ośmiesza się pani. Proszę sobie darować tego rodzaju uwagi. Wygląda to tak, jakby pokojówka próbowała odegrać rolę królowej i posłać mnie na szafot.
– Odpieprz się od niej! – warknął Flannagan, stając przy kobiecie. – Masz broń, ale nie musisz tego robić! Zawsze była porządną kobietą, choć pluli na nią ci wszyscy pokraczni artyści z miasta.
– Jakże śmieli? Przecież była żoną generała, panią tej posiadłości, czyż nie tak?
– Wykorzystywali ją…
– Śmiali się ze mnie, zawsze się ze mnie śmiali, panie Delta! – wykrzyknęła Rachela Swayne, zaciskając dłonie na poręczach fotela. – Kiedy skończyły im się inne tematy, natychmiast brali mnie na języki! Jak pan by się czuł w roli specjalnego deseru podsuwanego gościom po przekąskach i drinkach?
– Nie wydaje mi się, żebym był zachwycony. Niewykluczone nawet, że bym odmówił.
– Nie mogłam! On mnie zmuszał!
– Nikt nie może kogoś zmusić do czegoś takiego.
– Oczywiście, że może, panie Delta – odparła żona generała, pochylając się w fotelu. Jej pełne piersi naparły na cienki materiał bluzki, a długie włosy przesunęły się do przodu, częściowo zasłaniając trochę już postarzałą, ale nadal delikatną i zmysłową twarz. – Proszę sobie wyobrazić dziewczynę z zagłębia węglowego w Wirginii Zachodniej, która skończyła podstawówkę, kiedy właśnie zaczęli zamykać wszystkie kopalnie i ludzie nie mieli co żreć… przepraszam, jeść. Trzeba wtedy zabierać, co się da, i uciekać, i właśnie to zrobiłam. Rżnęli mnie wszyscy, od Antiguy po Honolulu, ale w końcu dotarłam tam, gdzie chciałam, na
uczyłam się zawodu, a potem poznałam Wspaniałego Chłopca i wyszłam za niego za mąż, ale nigdy nie miałam żadnych złudzeń, szczególnie od chwili, kiedy on wrócił z Wietnamu. Wie pan, co mam na myśli?
– Nie jestem pewien, pani Swayne.
– Nie musisz mu niczego mówić! – ryknął Flannagan.
– Aleja chcę, Eddie! Mam już dosyć tego całego gówna!
– Tylko uważaj, co mówisz!
– Chodzi o to, panie Delta, że ja właściwie nic nie wiem, ale potrafię kojarzyć fakty.
– Natychmiast przestań, Rachelo! – wrzasnął adiutant martwego generała.
– Odpieprz się, Eddie! Ty też nie jesteś geniuszem. Ten człowiek może nam pomóc…
– Ma pani całkowitą rację, pani Swayne – powiedział Jason.
– Wie pan, czym jest w rzeczywistości to miejsce?
– Zamknij się! – ryknął Flannagan i ruszył w jej kierunku, ale natychmiast zatrzymał się jak wryty, powietrze rozdarł bowiem ogłuszający huk i w podłogę tuż przed jego stopami wrył się pocisk wystrzelony z pistoletu Bourne'a.
Kobieta krzyknęła przeraźliwie.
– A więc, czym jest to miejsce, pani Swayne? – zapytał Jason.
– Przestań! – sierżant ponownie nie dopuścił jej do głosu, lecz tym razem nie był to rozkaz, a raczej prośba silnego mężczyzny. Spojrzał na żonę generała, a potem przeniósł wzrok na Jasona. – Posłuchaj, Delta, Bourne, czy kim tam jesteś. Rachela ma rację. Możesz nam pomóc wydostać się stąd, bo nie mamy po co tu zostać, więc co masz nam do zaproponowania?
– Za co?
– Przypuśćmy, że powiemy ci wszystko, co wiemy o tym miejscu… A ja dorzucę informację, gdzie możesz znaleźć jeszcze więcej. W jaki sposób mógłbyś nam pomóc? Zależy nam na tym, żeby dostać się na Hawaje, nie dając się przyskrzynić i nie trafiając na pierwsze strony gazet.
– Masz spore wymagania, sierżancie.
– Do cholery, przecież sam powiedziałeś, że żadne z nas go nie zabiło!
– Zgadza się, choć w gruncie rzeczy nic mnie to nie obchodzi. Mam ważniejsze sprawy na głowie.
– Na przykład ustalenie, co porabiają "starzy towarzysze broni"?
– Chociażby.
– Nie rozumiem, co…
– Nie musisz.
– Przecież ty nie żyjesz! – wybuchnął Flannagan. – Delta Jeden i Bourne to ten sam człowiek, a Bourne zginął. CIA udowodniła to ponad wszelką wątpliwość!
– Jednak żyję, sierżancie, i to wszystko, co powinieneś wiedzieć. Jeszcze może tylko tyle, że działam na własną rękę. Mogę w każdej chwili poprosić kilka osób o spłatę pewnych długów, ale poza tym jestem zupełnie sam. Potrzebuję informacji, i to szybko!
Flannagan pokiwał głową w zamyśleniu.
– Kto wie, może będę potrafił ci pomóc bardziej niż ktokolwiek inny… – mruknął. – Otrzymałem zadanie, dzięki czemu dowiedziałem się rzeczy, o których w normalnych warunkach ktoś taki jak ja nie miałby nawet pojęcia.
– To brzmi jak pierwsze słowa spowiedzi agenta tajnych służb, sierżancie. Na czym polegało to specjalne zadanie?
– Byłem pielęgniarzem. Dwa lata temu Norman zaczął się sypać. Pilnowałem go, a gdybym nie mógł dać sobie rady, miałem zadzwonić pod pewien numer w Nowym Jorku.
– Zapewne ów numer jest częścią pomocy, jakiej miałbyś mi udzielić?
– Owszem, na wszelki wypadek zapisałem także numery rejestracyjne kilku samochodów…
– Na wypadek, gdyby ktoś zdecydował, że twoje usługi jako pielęgniarza nie są już potrzebne?
– Coś w tym rodzaju. Te fiuty nigdy nas nie lubiły: Norman tego nie widział, ale ja tak.
– Nas? To znaczy ciebie, Racheli i Swayne'a?
– Nas, w mundurach. Patrzyli na nas z góry, jakbyśmy byli kupą nie zbędnych śmieci. Mieli rację co do tej niezbędności. Potrzebowali Normana. Po cichu pluli na niego, ale go potrzebowali.
"Żołnierzyki nie dadzą sobie z tym rady". Albert Armbruster, przewodniczący Federalnej Komisji Handlu. Cywilni spadkobiercy "Meduzy".
– Sądząc z tego, co powiedziałeś o zapisanych numerach rejestracyjnych samochodów, nie brałeś udziału w spotkaniach, które się tutaj odbywały?
Читать дальше