Robert Ludlum - Ultimatum Bourne’a

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Ludlum - Ultimatum Bourne’a» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ultimatum Bourne’a: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ultimatum Bourne’a»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Związku Radzieckim Jason Bourne staje do ostatecznej rozgrywki ze swoim największym wrogiem – słynnym terrorystą Carlosem – i tajnym międzynarodowym stowarzyszeniem. Żeby przeszkodzić potężnej Meduzie w zdobyciu władzy nad światem, raz jeszcze musi zrobić to, czego miał nadzieję nie robić nigdy więcej. I zwabić Carlosa w śmiertelną pułapkę, z której żywy wyjdzie tylko jeden z nich…

Ultimatum Bourne’a — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ultimatum Bourne’a», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Po tym, co panu pokażę, będzie pan żałował, że w ogóle się poznaliśmy, nie mówiąc już o dzisiejszym spotkaniu! Proszę tam być!

Ogilvie siedział wciśnięty w kąt limuzyny, zesztywniałe nogi wparł w dywanową wykładzinę podłogi. Po głowie tłukły mu się rozpaczliwie jakieś abstrakcyjne myśli o jego pozycji, bogactwie i wpływach. Musi się opanować! W końcu jest nikim innym jak samym Bryce'em Ogilvie, bez wątpienia najbardziej wziętym adwokatem i radcą prawnym w Nowym Jorku, jednym z największych specjalistów w dziedzinie prawa antytrustowego, ustępującym pod tym względem chyba tylko Randolphowi Gatesowi z Bostonu.

Gates! Sama myśl o tym sukinsynu zdołała odwrócić uwagę Bryce'a od ponurych rozważań. "Meduza" zwróciła się do szanownego Gatesa z pewną drobną prośbą, chodziło mianowicie o to, by zechciał zasiąść w mało istotnej, tworzonej właśnie przez rząd komisji, a on nawet nie raczył odpowiedzieć na telefony! Przecież dzwonił do niego człowiek, który budził pełne zaufanie. Był to ten odpowiedzialny za dostawy dla Pentagonu dupek, generał Norman Swayne. Nawet jeżeli w jego prośbie kryło się coś więcej, to Gates z pewnością nic o tym nie wiedział… Gates? Zdaje się, że we wczorajszym "Timesie" była wzmianka o tym, że nie stawił się na posiedzenie jakiegoś podkomitetu czy czegoś w tym rodzaju… Co to mogło być?

Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku przed hotelem Carlyle, niegdyś ulubioną nowojorską rezydencją Kennedych, obecnie wykorzystywanym z upodobaniem przez radzieckie służby wywiadowcze. Ogilvie zaczekał, aż portier w hotelowej liberii otworzy lewe tylne drzwiczki samochodu, i dopiero wtedy wyszedł na chodnik. Zwykle tego nie czynił, uważając takie zachowanie za co najmniej niepoważne, ale tym razem po prostu potrzebował jeszcze tych kilku sekund, żeby się opanować. Musiał stać się znowu budzącym szacunek i respekt Stalowym Ogilvie.

Jazda windą na trzecie piętro trwała bardzo krótko, natomiast przejście wyłożonym niebieskim chodnikiem korytarzem do apartamentu 4- C znacznie dłużej, choć odległość była nieporównywalnie mniejsza. Kiedy Bryce Ogilvie stanął wreszcie przed drzwiami i nacisnął dzwonek, oddychał już głęboko i spokojnie. Dokładnie dwadzieścia osiem sekund później – odliczał je, jedna za drugą: "Tysiąc jeden, tysiąc dwa, tysiąc trzy…" – drzwi otworzyły się i stanął w nich konsul generalny ZSRR, szczupły, niezbyt wysoki, blady mężczyzna o obciągniętej napiętą skórą twarzy, orlich rysach i dużych brązowych oczach.

Władimir Sulikow był siedemdziesięciotrzyletnim żylastym człowiekiem pełnym nerwowej energii, byłym wykładowcą historii na Uniwersytecie Moskiewskim, oddanym marksistą, ale nie należał do partii, co było dosyć dziwne, jeżeli wzięło się pod uwagę jego wysoką pozycję. Nie chciał być członkiem żadnej ortodoksyjnej organizacji, zdecydowanie preferując rolę liberalnej jednostki w skolektywizowanym społeczeństwie. Ta jego postawa, w połączeniu z ogromną inteligencją, wyszła mu na zdrowie; był wysyłany na placówki, gdzie żadnemu konformiście nie udałoby się osiągnąć nawet połowy tego, co jemu. Kombinacja tych wszystkich cech w połączeniu z zamiłowaniem do ćwiczeń fizycznych sprawiała, że Sulikow wydawał się o piętnaście lat młodszy, niż był w istocie. Sprawiał wrażenie człowieka dysponującego ogromnym, wynikającym z wielu lat życia doświadczeniem, wspartym energią i żywotnością młodzieńca.

Powitanie było krótkie: gospodarz podał Ogilviemu rękę i wskazał mu drewniany, wyściełany fotel o wysokim oparciu, sam zaś stanął przed wąskim marmurowym kominkiem, jakby była to tablica w sali wykładowej, i założył ręce za plecy – zirytowany profesor, który pragnie przeegzaminować i jednocześnie czegoś nauczyć sprawiającego kłopoty studenta.

– Przejdźmy od razu do rzeczy – odezwał się Rosjanin. – Słyszał pan o admirale Peterze Hollandzie?

– Oczywiście. To dyrektor Centralnej Agencji Wywiadowczej. Dlaczego pan pyta?

– Czy on jest jednym z was?

– Nie.

– Jest pan tego pewien?

– Całkowicie.

– Czy nie jest możliwe, że stał się jednym z was bez pańskiej wiedzy?

– Absolutnie nie. Nawet nie znam go osobiście. Jeśli to ma być jakieś amatorskie przesłuchanie w waszym stylu, to radzę, żeby pan potrenował na kimś innym.

– Czyżby znakomity, nadzwyczaj drogi adwokat miał coś przeciwko udzieleniu odpowiedzi na kilka prostych pytań?

– Nie, ale nie lubię, kiedy się mnie obraża. Powiedział mi pan przez telefon coś bardzo dziwnego. Byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan to wyjaśnić.

– Wkrótce do tego dojdę, może mi pan wierzyć, ale zrobię to na swój sposób. My, Rosjanie, zawsze staramy się chronić nasze flanki. Nauczyliśmy się tego pod Stalingradem – wy, Amerykanie, nigdy nie przeżyliście niczego podobnego.

– Brałem udział w innej wojnie, jak zapewne pan wie – odparł chłodno Ogilvie. – Jeżeli jednak wierzyć podręcznikom historii, sporo wam pomogła wasza zima.

– Przypuszczam, że trudno byłoby o tym przekonać tysiące zamarzniętych Rosjan.

– Z pewnością. Przekazuję panu w związku z tym zarówno moje kondolencje, jak i gratulacje, ale to nie jest wyjaśnienie, którego oczekuję.

– Ja tylko próbuję wytłumaczyć panu pewien truizm, młody człowieku. Jak już ktoś kiedyś powiedział, najczęściej powtarzamy te bolesne lekcje historii, z których uciekliśmy na wagary… My naprawdę chronimy nasze skrzydła, a jeśli ktokolwiek z nas, dyplomatów, odkryje, że zostaliśmy wmanewrowani w jakąś międzynarodową aferę, wzmacniamy je w dwójnasób. Dla takiego erudyty jak pan powinna to być bardzo przejrzysta aluzja.

– Powiedziałbym, że jest wręcz trywialna. Dlaczego pytał pan o admirała Hollanda?

– Za chwilę… Najpierw, jeśli pan pozwoli, zajmiemy się niejakim Aleksandrem Conklinem.

Bryce Ogilvie wyprostował się raptownie i spojrzał ze zdumieniem na swego rozmówcę.

– Skąd pan zna to nazwisko? – zapytał prawie niesłyszalnym szeptem.

– Nie tylko to jedno… Są jeszcze: Panov, Mortimer albo Moishe Panov, żydowski psychiatra, a także mężczyzna i kobieta – według posiadanych przez nas informacji – Jason Bourne i jego żona.

Ogilvie skulił się w fotelu.

– Boże! – krzyknął, otwierając szeroko oczy. – Co oni mają z nami wspólnego?

– Właśnie tego musimy się dowiedzieć – odparł Sulikow, nie spuszczając wzroku z prawnika. – Pan, zdaje się, zna ich wszystkich, prawda?

– Tak… To znaczy, nie! – zaprotestował Ogilvie. Jego twarz zaczerwieniła się, a słowa płynęły jedno za drugim. – To zupełnie inna sprawa, nie ma żadnego związku z naszymi interesami… Włożyliśmy w nie miliony dolarów, to już prawie dwadzieścia lat…

– Zarabiając dziesiątki milionów, jeśli wolno mi panu przypomnieć.

– Swobodny przepływ kapitału na międzynarodowym rynku! – wykrzyknął prawnik. – W tym kraju to nie jest przestępstwo. Wystarczy nacisnąć guzik i pieniądze płyną za ocean. To nie przestępstwo!

Radziecki konsul generalny uniósł wysoko brwi.

– Doprawdy? Szczerze mówiąc, uważałem pana za lepszego fachowca… Wykupywaliście firmy w całej Europie, posługując się nazwami nie istniejących korporacji i podstawionymi ludźmi. Dążyliście do stworzenia monopolu w danej grupie produktów, a kiedy wam się to udało, dyktowaliście ceny. Mam wrażenie, że chodzi tutaj o cenową zmowę i naruszanie reguł gry rynkowej – my w Związku Radzieckim nie mamy z tym problemu, bo wszystkie ceny ustala państwo.

– Nie ma pan na to żadnych dowodów! – wykrzyknął Ogilvie. – Żadnych!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ultimatum Bourne’a»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ultimatum Bourne’a» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ultimatum Bourne’a»

Обсуждение, отзывы о книге «Ultimatum Bourne’a» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x