– Może i nie… Słuchaj, chodźmy stąd. Nasz kierowca zna małą wiejską restaurację w Epernon, jakieś dziesięć kilometrów stąd. Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać. A mamy o czym, możesz mi wierzyć.
– Powiedz mi tylko jedno – zażądał Bourne, nie ruszając się z miejsca. – Dlaczego wziąłeś ze sobą Panova?
– Dlatego że gdybym tego nie zrobił, wstrzyknąłby mi mieszankę wirusów grypy ze strychniną.
– Co to znaczy?
– Dokładnie to, co słyszysz. Mo jest jednym z nas i ty wiesz o tym lepiej niż Marie albo ja.
– Coś mu się stało, prawda? Ktoś mu coś zrobił i ja jestem temu winien? – Wrócił i już jest po wszystkim, nic więcej nie powinieneś wiedzieć.
– To sprawka "Meduzy", prawda?
– Owszem, ale powtarzam jeszcze raz: Mo wrócił i poza tym, że jest trochę zmęczony, prawie nic mu nie dolega.
– Prawie…? Gdzie jest ta restauracja?
– Dziesięć kilometrów stąd. Chłopak świetnie zna Paryż i okolice.
– Kto to jest?
– Algierczyk, który pracuje dla Agencji od wielu lat. Zaangażował go osobiście Charlie Casset. Jest twardy, dużo wie i dostaje za to dużo pieniędzy. Najważniejsze, że można mu ufać.
– Przypuszczam, że musi mi to wystarczyć.
– Nie przypuszczaj, tylko po prostu uwierz.
Usiedli przy stoliku w głębi niewielkiej wiejskiej restauracji. Stolik był nakryty spranym obrusem, krzesła drewniane i przeraźliwie twarde, a wino nawet całkiem niezłe. Gruby, rumiany właściciel zaklinał się, że menu jest wyśmienite, ale ponieważ nikt nie miał ochoty najedzenie, Bourne zapłacił za cztery najdroższe dania i poprosił, żeby im nie przeszkadzano. Rozpromieniony właściciel kazał natychmiast przynieść na stół dwie duże karafki dobrego wina i butelką wody mineralnej, po czym zniknął im z oczu.
– W porządku, Mo – zwrócił się Jason do Panova. – Na pewno nie powiesz mi, co się stało ani kto to zrobił, ale mam nadzieję, że w dalszym ciągu jesteś tym samym pyskatym, wygadanym doktorkiem, którego znam od lat?
– Możesz być tego pewien, uciekinierze z oddziału psychiatrycznego Bellevue. A gdyby ci się roiło, że moja obecność jest dowodem nadzwyczajnego heroizmu, to pozwól, że ci wyjaśnię, iż do przyjazdu skłoniło mnie wyłącznie łakomstwo. Jak może zauważyłeś, nasza urocza Marie siedzi koło mnie, nie koło ciebie, a mnie aż ślinka cieknie do ust na myśl o jej wspaniałych befsztykach…
– Jesteś kochany, Mo – powiedziała żona Davida Webba i uścisnęła lekko jego ramię.
– Wiem o tym – odparł doktor, całując ją w policzek.
– Halo, ja też tutaj jestem – wtrącił się Conklin. – Nazywam się Aleks i muszę z wami porozmawiać o sprawach, które nie mają nic wspólnego z befsztykami… Choć przyznam, że nie dalej niż wczoraj zachwalałem je Peterowi Hollandowi.
– Czemu tak się przyczepiliście do tych befsztyków? – zapytała Marie.
– Przede wszystkim chodzi o to, że są w środku czerwone – wyjaśnił Panov.
– Czy możemy wreszcie przejść do rzeczy? – zapytał głuchym tonem Jason Bourne.
– Przepraszam, kochanie.
– Będziemy pracować z Rosjanami – oznajmił Conklin. – Nie bójcie się, znam dobrze człowieka, z którym mamy się skontaktować, ale Waszyngton nie wie, że go znam – mówił tak szybko, żeby Marie lub Jason nie mogli mu przerwać. – Nazywa się Dymitr Krupkin i, jak już powiedziałem Mo, można go kupić za pięć srebrników.
– Daj mu trzydzieści jeden, żeby nie nawiedziły go wątpliwości – poradził Bourne.
– Byłem pewien, że to powiesz. Proponujesz jakiś górny pułap?
– Nie.
– Zaczekajcie, nie tak szybko – wtrąciła się Marie. – Od jakiej sumy powinniśmy zacząć negocjacje?
– Oho, nasza ekonomistka wzięła się do pracy – mruknął Panov i podniósł do ust kieliszek z winem.
– Biorąc pod uwagę jego pozycję w tutejszym KGB… Jakieś pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
– Zaproponujcie mu trzydzieści pięć, a w ostateczności dajcie siedemdziesiąt pięć. Gdyby się bardzo upierał, może być sto.
– Na litość boską, o czym wy mówicie? – syknął Bourne. – Przecież tu chodzi o nas, o Szakala! Niech bierze, ile chce!
– Jeżeli coś łatwo kupisz, nie masz żadnych oporów, żeby sprzedać to komuś, kto da jeszcze więcej.
– Czy ona ma rację? – zapytał Jason Conklina.
– Teoretycznie tak, ale w tym wypadku musiałaby to być równowartość kopalni diamentów. Nikt bardziej od Rosjan nie pragnie unicestwienia Carlosa, a człowiek, który przyniesie jego głowę, zostanie ogłoszony bohaterem. Pamiętajcie, że Szakal był szkolony w Nowogrodzie. Moskwa nigdy o tym nie zapomni.
– W takim razie róbcie, jak mówi Marie, ale koniecznie musicie go kupić!
– W porządku. – Conklin nachylił się ku nim, obracając w dłoni szklankę z wodą. – Zadzwonię do niego dziś wieczorem i umówię nas na jutrzejszy lunch w jakimś cichym zakątku pod Paryżem. Wczesny lunch, żeby nie było tłoku.
– Może tutaj? – zaproponował Bourne. – To chyba wystarczająco cichy zakątek, a poza tym znamy już drogę.
– Rzeczywiście, czemu nie? – odparł Aleks. – Pogadam z właścicielem. Ale możemy być tylko we dwóch, Jason i ja.
– To oczywiste – powiedział chłodno Bourne. – Marie nie może mieć z tym z nic wspólnego, jasne?
– Naprawdę, David…
– Tak, naprawdę.
– Zostanę z nią – wtrącił szybko Panov. – Zrobisz mi befsztyk? – zapytał, żeby złagodzić napięcie.
– Nie mam dostępu do kuchni, ale znam doskonałą knajpkę, gdzie podają świeżego pstrąga.
– Czegóż się nie robi dla kobiety! – westchnął Mo.
– Powinniście jeść w pokoju – powiedział Bourne tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Nie chcę być więźniem – odparła spokojnie Marie, patrząc mężowi w oczy. – Nikt nie wie, kim jesteśmy ani gdzie mieszkamy, a wydaje mi się, że ktoś, kto zamyka się w pokoju i nie wychyla z niego nosa, zwraca na siebie uwagę znacznie bardziej niż zwyczajny człowiek prowadzący normalny tryb życia.
– Marie ma rację – poparł ją Aleks. – Jeżeli Carlos spuścił swoje psy, ktoś zachowujący się tak nienaturalnie mógłby łatwo wpaść im w oko. Poza tym, Mo powinien udawać lekarza. I tak nikt nie uwierzy w to, że nim jest, ale to mu doda powagi. Nigdy nie byłem w stanie pojąć, dlaczego lekarze zawsze są poza wszelkimi podejrzeniami.
– Niewdzięczny psychopata – mruknął Panov.
– Może wrócilibyśmy do tematu? – przerwał im Bourne.
– Jesteś bardzo nieuprzejmy, Davidzie.
– Jestem po prostu zniecierpliwiony. Masz coś przeciwko temu?
– W porządku, tylko spokojnie – odezwał się Conklin. – Wszyscy działamy w ogromnym napięciu, ale pewne rzeczy musimy ustalić. Kiedy skaptujemy Krupkina, jego pierwszym zadaniem będzie ustalenie, czyj jest numer telefonu, który Gates podał Prefontaine'owi w Bostonie.
– Kto komu dał co gdzie? – zapytał ze zdumieniem psychiatra.
– Wtedy jeszcze nie było cię z nami, Mo. Prefontaine to wyrzucony z posady sędzia, który wpadł na ślad Gatesa, jednego z ludzi Carlosa. Mówiąc najkrócej, jak można, ten Gates podał naszemu sędziemu numer, pod którym rzekomo można w Paryżu zastać Szakala. Tymczasem Jasonowi również udało się zdobyć telefon Szakala. Zupełnie inny. Nie ma jednak najmniejszej wątpliwości co do tego, że tamten człowiek, prawnik nazwiskiem Gates, wielo krotnie kontaktował się z Carlosem.
– Randolph Gates? Największy w całym Bostonie wielbiciel Dżyngis- chana?
– Ten sam.
– Święty Jezu… Przepraszam, nie powinienem tak mówić, zważywszy na moje pochodzenie, ale jestem cokolwiek zaskoczony.
Читать дальше