– Tak? Nie wiedziałem. Wpadnij więc na chwilę, a kiedy tylko podpiszemy umowę najmu, dam ci klucz. – Jak wiele osób, nie czuł się najlepiej, rozmawiając o pieniądzach. Zaczęłam się zastanawiać, jakie może mieć doświadczenie w kontaktach na linii właściciel-najemca.
– O której?
– Za pięć, dziesięć minut?
– Do zobaczenia. I dziękuję.
Odłożyłam słuchawkę i odtańczyłam taniec radości, myśląc już o technicznych aspektach przeprowadzki. Na szczęście w czasie trzech lat pobytu w kancelarii Kingman and Ives nie zdążyłam wszystkiego rozpakować, więc nie powinno mi to zająć dużo czasu. Biurko, fotel, kanapa, sztuczny fikus. Moment i po wszystkim. Będę mogła parkować na moim własnym miejscu, pięć metrów od wejścia. Będę mogła jadać lunch przy drewnianym stoliku przed budynkiem…
Otworzyłam drzwi szafy i wyjęłam dwa duże pudła, szukając miarki. Znalazłam ją na dnie drugiego pudła. Był to jeden z tych metalowych przyrządów, które zwijają się tak szybko, że wystarczy chwila nieuwagi i można stracić mały palec. Wrzuciłam ją do torby, chwyciłam żółty notes i ołówek i sprawdziłam, czy działa automatyczna sekretarka. Zaraz potem narzuciłam pelerynę i ruszyłam do mojego nowego biura. Miałam ochotę skakać z radości. Ciekawe czy w dzisiejszych czasach dzieci jeszcze to robią.
Idąc przez podjazd na tyłach budynków, czułam się już niemal jak właścicielka lokalu. Należący do braci Hevener dom widziałam co prawda z okien kancelarii Lonniego, ale aby tam dotrzeć, musiałam minąć dwie przecznice. W całym domu świeciły się światła, a gdy trochę podskoczyłam, dostrzegłam w oknie księgowego, który zajmował biuro od frontu. Przy najbliższej okazji będę musiała zawrzeć z nim znajomość. Na parkingu stał ciemnogranatowy sedan, najwyraźniej należący do księgowego, a dwa miejsca dalej czarna furgonetka Tommy’ego.
Przed tylnymi drzwiami starannie wytarłam buty o zniszczoną wycieraczkę. Biuro było otwarte i poczułam zapach świeżej farby. Zajrzałam do środka. Tommy na czworakach malował białą farbą listwy podłogowe. Uśmiechnął się do mnie i wrócił do pracy. Miał na sobie kombinezon w kolorze khaki i po raz kolejny pomyślałam, że jest niesamowicie przystojny. Ciemnorude włosy rzucały miedziany poblask, a dzięki siateczce piegów skóra sprawiała wrażenie ogorzałej od wiatru i słońca.
– Cześć. Jak leci? – spytałam.
– W porządku. Pomyślałem, że dobrze będzie to skończyć. Jesteś podobno naszą nową lokatorką.
– Na to wygląda. Richard umówił się tutaj ze mną, żeby załatwić wszystkie formalności. – Dobrze, że musiał się koncentrować na wykonywanej pracy. Dzięki temu ja mogłam obserwować jego szerokie ramiona i delikatne rude włoski w miejscu, gdzie podwinął rękawy. Widziałam ślady białej farby na knykciach. Bezładnie wijące się na szyi włosy aż się prosiły o bliższy kontakt z fryzjerem.
Spojrzał na mnie przez ramię.
– Pomyślałem, że sobie poszłaś. Tak cichutko stoisz.
– Nadal tu jestem. – Z braku innych możliwości podeszłam do okna. – Taras jest wspaniały. – Zaczęłam się zastanawiać, czy ma dziewczynę.
– Sam go zbudowałem. Chciałem dodać jeszcze trochę kratek, ale to już chyba byłoby za dużo szczęścia.
– Wygląda bardzo ładnie. Czy to sekwoja?
– Tak, proszę pani. Słowo. Nie lubię tanich materiałów. Richard się wścieka, ale dzięki temu i tak zaoszczędzimy. Co tanie, to drogie, bo trzeba stale naprawiać.
Nie przyszła mi do głowy żadna stosowna uwaga. Otworzyłam i zamknęłam okno. Bezwiednie podniosłam słuchawkę telefonu i usłyszałam sygnał.
– Chcesz gdzieś zadzwonić?
Byłam ciekawa, czy działa. Będę chyba musiała wpaść do firmy telefonicznej i poprosić o przeniesienie mojego numeru.
– Jak się miewa twój chłopak?
– W porządku.
Tommy zanurzył pędzel w puszce z farbą.
– Mam nadzieję, że dobrze cię traktuje.
– Nie ma go teraz w mieście. – Pożałowałam, że to powiedziałam, bo na pewno zabrzmiało jak zachęta.
– A czym się zajmuje? Lata w garniturku do sądu?
– Jest prywatnym detektywem jak ja. Ale teraz pracuje dużo mniej. Przez jakiś czas był w ogóle wyłączony, bo przeszedł operację kolana. – W wyobraźni przewróciłam oczami. Opisywałam Dietza jakby był starym prykiem, który ledwo powłóczy nogami. A prawda wyglądała tak, że rozstaliśmy się bardzo dawno i traktowanie go jako mojego chłopaka było po prostu śmieszne.
– Coś mi się zdaje, że to staruszek.
– Ależ skąd. Ma dopiero pięćdziesiąt trzy lata.
Tommy uśmiechnął się pod nosem.
– Widzisz? Od początku wiedziałem, że wolisz starszych. A ty ile masz lat? Trzydzieści pięć?
– Trzydzieści sześć.
– Ja mam dwadzieścia osiem, a moim zdaniem to najlepszy wiek dla faceta – zauważył. Uniósł lekko głowę. – Nadciąga Richard.
– Jak ty to robisz? Nawet nie słyszałam, jak podjeżdża.
– Mam w głowie radar – odparł. Wyprostował się i stał przez chwilę, przyglądając się krytycznie listwom. – Coś ominąłem?
– Nie zauważyłam.
Tommy znalazł przykrywkę i szczelnie zamknął puszkę z farbą.
W drzwiach stanął Richard w czarnym długim płaszczu przeciwdeszczowym z paskiem zawiązanym mocno na plecach. Nie był tak przystojny jak brat i z pewnością nie tak sympatyczny. Spojrzał na mnie z zaledwie przelotnym błyskiem w oku.
– Myślałem, że masz dziś co innego do zrobienia – powiedział do Tommy’ego.
– Tak, ale chciałem to skończyć. Nie lubię tandety – odparł Tommy, nie patrząc na brata.
Coś między nimi iskrzyło, ale nie miałam pojęcia, co to może być. Wiało od nich lodem, jakby prowadzona w tej chwili rozmowa była częścią jakiejś poważniejszej kłótni. Tommy wszedł do łazienki. Słyszałam, jak puszcza wodę, żeby wypłukać pędzel. Po chwili znów się pojawił i zaczął zbierać narzędzia. Czułam się tak, jakbym oglądała powtórkę z pierwszego wieczoru, jednak tym razem żaden z nich się nie odezwał.
– Wypiszę ci czek – powiedziałam, próbując nieco ocieplić atmosferę. Sięgnęłam do torby. Wyjęłam książeczkę czekową i długopis, i opierając się o ścianę, wypisałam datę. – Hevener Properties, Inc.?
– Zgadza się – Richard stał z rękami w kieszeniach płaszcza, patrząc, jak wypisuję sumę. Zauważyłam, że kiedy Tommy zmierzał do drzwi, wymienili spojrzenia. Zaraz potem Tommy spojrzał na mnie, uśmiechnął się przelotnie i wyszedł.
Wydarłam czek z książeczki i podałam go Richardowi, a on wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza umowę. Zauważyłam, że wypełnił już wszystkie rubryki. Zaczęłam czytać drobny druk pod bacznym spojrzeniem Richarda.
– Mam nadzieję, że ci się nie naprzykrza.
– Kto, Tommy? Ależ skąd. Rozmawialiśmy o tarasie. Wpadłam, żeby to i owo pomierzyć. Chciałabym powiesić tu parę półek.
– Oczywiście. Wszystko poza tym w porządku?
– Tak. Tommy świetnie się spisał.
– Kiedy się przeniesiesz?
– Mam nadzieję, że na początku przyszłego tygodnia.
– Dobra. To moja wizytówka. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, dzwoń właśnie do mnie.
Skoncentrowałam się na umowie, czytając ją bardzo dokładnie. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku; żadnych kruczków, podstępów, nieuzasadnionych ograniczeń.
Richard cały czas mnie obserwował.
– Jakimi sprawami się zajmujesz?
– Różnymi. Obecnie badam sprawę zaginięcia pewnego doktora. Zniknął dziewięć tygodni temu. W styczniu szukałam zaginionego dziedzica fortuny.
Читать дальше