Zgodnie z intencjami Christine, Maggie powinna być zadowolona, że ktoś poświęcił jej tyle uwagi, lecz nic z tego. Wzrok miała nieobecny, zero reakcji. Christine dowiedziała się również, że brała bezpośredni udział w akcjach, w których wyniku aresztowano przerażających psychopatów. To musiało mieć swoją cenę.
– Tak, to pewnie miłe – rzekła wreszcie Maggie.
Christine liczyła na więcej, ale się rozczarowała.
– Nicky nigdy by się do tego nie przyznał, ale wiem, jak bardzo jest ci wdzięczny za pomoc. Dla niego to nowa sytuacja. Nie przypuszczał, że spotka go coś takiego, kiedy tata namawiał go na to stanowisko.
– Ojciec go to tego przekonał?
– Tata szykował się na emeryturę. Bardzo długo był szeryfem i nie wyobrażał sobie, że jego miejsce zajmie ktoś o nazwisku innym niż Morrelli.
– A Nick?
– Wykładał prawo na uniwersytecie. Lubił to. – Christine przerwała. Jak miała wyjaśnić skomplikowane relacje między bratem i ojcem, skoro sama do końca ich nie rozumiała?
– Wasz ojciec musi być nie byle kim – powiedziała Maggie zwyczajnie, nie dziwiąc się ani nie oskarżając.
– Co masz na myśli? – Christine spojrzała na nią podejrzliwie, zastanawiając się, co Nick jej powiedział.
– Po pierwsze prawie samodzielnie złapał Ronalda Jeffreysa.
– Tak, był bohaterem.
– No i ma chyba spory wpływ na decyzje Nicka.
Coś wie, pomyślała Christine, i poczuła się nieswojo. Dolała sobie kawy, żeby zyskać na czasie.
– Ojciec pewnie chce, żeby Nick wykorzystał wszystkie możliwości, które nie były dane jemu.
– A ty?
– Co ja?
– Tobie nie życzy tego samego?
No cóż, Maggie była naprawdę dobra. Siedziała w fotelu, popijała kawę i chłodno, pomalutku ją sondowała.
– Kocham tatę, chociaż doskonale wiem, że jest trochę męskim szowinistą. Nie, nigdy się mnie nie czepiał. Byłam dziewczynką. Cieszył się, jeśli w ogóle udało mi się coś osiągnąć. A Nicky miał gorzej. To dość… skomplikowane. Nick bezustannie musiał coś udowadniać, czy chciał, czy nie. Przypuszczam, że głównie dlatego tak się na mnie wścieka.
– Nie, głównie z powodu twojego gadulstwa.
Nick przestraszył je, stając w drzwiach. Timmy tkwił u boku wuja, uśmiechając się szelmowsko, jakby zamierzał powiedzieć coś, na co w innej sytuacji by się nie odważył.
Wtedy zadzwonił telefon, oszczędzając jej wykładu. Christine zerwała się z kanapy i szybko podbiegła do aparatu.
– Słucham?
– Christine, tu Hal. Przepraszam, że przeszkadzam. Jest tam Nick? – Po szumie silnika poznała, że dzwonił z samochodu.
– Tak, prawdę mówiąc, uratowałeś mi życie. – Obejrzała się na Nicka i pokazała mu język, wywołując chichot Timmy’ego i gniew brata.
– Fajnie byłoby uratować kiedyś komuś życie. – Hałas nie zagłuszył zdenerwowania w jego głosie.
– Hal, nic ci nie jest? Co się dzieje?
– Proszę, daj mi Nicka.
Znalazł się koło niej, zanim zdążyła odpowiedzieć, i zabrał jej słuchawkę. Poddała się, ale nie odeszła od biurka, dopóki Nick nie przesłał jej znaczącego spojrzenia.
– Hal, co jest? – Odwrócił się plecami i słuchał. – Nie pozwól nikomu nic ruszać. – W jego głosie eksplodowała panika.
Maggie w jednej chwili zerwała się na nogi. Christine delikatnie przytrzymała syna za ramiona.
– Timmy, szykuj się do spania.
– Mama, jest wcześnie.
– Nie dyskutuj, Timmy. – Panika jej brata okazała się zaraźliwa.
Chłopiec, ociągając się, ruszył po schodach na górę.
– Hal, ja nie żartuję. – Złością starał się zatuszować skrajne zdenerwowanie. Ale siostry nie oszukał, znała go zbyt dobrze. – Zabezpiecz teren, ale niech nikt niczego nie rusza. Pełna rutyna, wszystko ma być absolutnie zgodnie z procedurą. Agentka O’Dell jest ze mną. Będziemy za jakieś piętnaście minut. – Odłożył słuchawkę, odwrócił się i napotkał wzrok Maggie.
– Mój Boże. Znaleźli ciało Matthew. – Christine stwierdziła oczywisty fakt.
– Christine, przysięgam, jeśli wydrukujesz choć słówko… – Panika przemieniła się w furię.
– Ludzie mają prawo się dowiedzieć.
– Nie przed jego matką. Proszę cię, wykaż choć tyle przyzwoitości, przez wzgląd na tę kobietę.
– Pod jednym warunkiem…
– Jezu, Christine, posłuchaj siebie, co ty mówisz! – Wypluł te słowa w takiej złości, że cofnęła się o krok.
– Dobrze, ale obiecaj, że zadzwonisz do mnie, kiedy będę już mogła działać. Czy proszę o zbyt wiele?
Zniesmaczony potrząsnął głową. Christine spojrzała na Maggie, która czekała pod drzwiami. Nie chciała wchodzić między brata i siostrę.
– Nicky, chyba nie chcesz, żebym rozbiła namiot przed domem Michelle Tanner? – Christine uśmiechnęła się lekko, tyle tylko, by poznał, że to żart.
– Tylko spróbuj rozmawiać z kimkolwiek lub wydrukować choćby jedno słowo, zanim dam ci znać. I trzymaj się z daleka od Michelle Tanner. – Pogroził jej palcem przed nosem i wybiegł.
Christine odczekała chwilę, aż tylne światła dżipa zniknęły za rogiem w końcu ulicy. Chwyciła za słuchawkę i wykręciła 69. Odebrano po jednym sygnale.
– Zastępca Langston.
– Hal, cześć, tu Christine. – Mówiła szybko, by nie pytał jej o nic. – Nicky i Maggie właśnie wyszli. Nicky prosił, żebym powiadomiła George’a Tilliego. Wiesz, stary George przespałby trzecią wojnę światową.
– Tak? – Słowo było krótkie, ale jakże wyraziste.
Langston jej nie wierzył.
– Przez ten pośpiech nie zapamiętałam dokładnie, gdzie to jest, choć Nick mi mówił…
Cisza. Cholera, nie ufał jej. Zaryzykowała.
– Gdzieś za Old Church Road…
– Tak. – Odetchnął. – Powiedz George’owi, żeby jechał półtora kilometra za znakiem parku narodowego. Może zostawić wóz na pastwisku Rona Woodsona, na szczycie wzgórza. Stamtąd zobaczy światła na dole w lesie. Będziemy blisko brzegu.
– Dzięki, Hal. Pewnie to zabrzmi okropnie i mało to prawdopodobne, ale wolałabym, żeby to był jakiś uciekinier, a nie Matthew. Ze względu na Michelle.
– Rozumiem cię. Ale nie ma wątpliwości, to Matthew. Muszę iść. Powiedz George’owi, żeby ostrożnie schodził na dół.
Rozłączyła się, zaczekała na wolny sygnał i wykręciła domowy numer Taylora Corby’ego.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI
Drobny śnieg lśnił w światłach dżipa. Zaparkowali na zboczu, z którego rozciągał się widok na rzekę. Reflektory oświetlały kępę drzew, tworząc magiczne cienie, amorficzne duchy z poruszającymi się na wietrze ramionami.
Maggie przypomniała się podobna noc sprzed lat, kiedy przeczesywali ciemne lasy Vermontu w poszukiwaniu mordercy. Ciekawe, jaką część jej pamięci zajmują horrory, pomyślała. Inni ludzie przechowują wspomnienia o świętach Bożego Narodzenia i rodzinnych tradycjach.
Temperatura znacznie się obniżyła. Zimno przenikało przez wełniany żakiet, kłuło jak mrowie cienkich ostrzy. Nie przyszło jej do głowy, żeby zabrać z domu płaszcz. Nawet Morrelli trząsł się w dżinsowej kurtce. W ciągu kilku sekund miała rzęsy oblepione płatkami śniegu, mokre włosy i ubranie. A czekał ich długi spacer.
Nick, pomny niedawnych niedociągnięć, teraz przesadzał z ostrożnością. Kazał podwładnym stworzyć szeroki obwód, którego granicy mieli strzec jak żołnierze na warcie.
Zarośla były gęste, brnęło się przez nie niczym w wodzie. Błoto zaczęło już zamarzać. Wąska ścieżka wiła się między drzewami. Nick szedł pierwszy, odgarniając gałęzie, niektóre z nich smagały twarz Maggie. Potknęła się o korzeń, prawie upadła. Stok schodzący ku brzegowi był bardzo stromy, żeby nie upaść, musieli trzymać się gałęzi, korzeni, pnączy. Z powodu śniegu nierówny teren stał się śliski. Nick stracił równowagę, pośliznął się i klapnął z całej siły na pośladki. Wygramolił się do góry bardziej zawstydzony niż obolały, dając znak Maggie, że nie potrzebuje pomocy.
Читать дальше