James Patterson - Podmuchy Wiatru
Здесь есть возможность читать онлайн «James Patterson - Podmuchy Wiatru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Podmuchy Wiatru
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Podmuchy Wiatru: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podmuchy Wiatru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Podmuchy Wiatru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podmuchy Wiatru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Richard Andreossi już od dłuższego czasu zamierzał ściąć gałąź, która przy każdym silniejszym podmuchu wiatru uderzała w okno gabinetu. Zawsze jednak był zbyt zajęty, zbyt zmęczony opieką nad Samem, swoimi ojcowskimi obowiązkami. Czterdziestosiedmioletnie mięczaki nie nadają się do tego, myślał sobie, ale Megwin bardzo chciała mieć dziecko, no i teraz nie było już odwrotu.
Wciągnął niebieskie kraciaste szorty na swój duży brzuch i włożył stare wytarte tenisówki. Znów rozległ się jakiś hałas. Czyżby lampa się przewróciła? Co się dzieje, do diabła?
Może jakieś zwierzę dostało się do domu? Wiewiórka? Mały ptak? Doktor Andreossi szurając nogami podszedł w stronę drzwi gabinetu i zajrzał do środka.
Upłynęło kilka sekund, zanim zdał sobie sprawę, co tam się dzieje, a i wtedy nie do końca był to w stanie zrozumieć.
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w szarym dresie z kapturem i butach nike systematycznie zrzucał wszystko na podłogę, robiąc w gabinecie potworny bałagan. Wydawało się, że tylko o to mu chodzi. Doktor Andreossi od razu go rozpoznał.
– Co ty tu robisz, do diabła? – spytał po chwili. – Czemu tu przyszedłeś? Czego chcesz?
Intruz pozrzucał z antycznego biurka część leżących tam grubych ksiąg i kartek z różnymi zapiskami. Doktor Andreossi poczuł na karku i biodrach strużki potu.
Oszacował na oko odległość dzielącą go od intruza. Bał się o własną skórę, ale w tej chwili ważniejsze było bezpieczeństwo małego Sama.
– Nawet o tym nie myśl – powiedział mężczyzna. – Nie jesteś wystarczająco szybki. – Nagle wyciągnął pistolet, jak jakiś rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu. Wycelował go prosto w twarz doktora.
– Czego chcesz ode mnie? – Doktor Richard Andreossi szybko rozważył wszystkie logiczne możliwości. Był inteligentnym człowiekiem, a jego mózg pracował na pełnych obrotach.
– Niczego. Zupełnie – odparł człowiek z pistoletem w ręku, półautomatycznym smith amp; wessonem. – Niczego już nie możesz zrobić. Dwoje dzieci uciekło ze szkoły. Zawiodłeś nas w najmniej odpowiednim momencie.
Nagle doktor Andreossi uzmysłowił sobie, że za chwilę umrze. Jego ciało zmieniło się w bryłę lodu, głowa stała się lekka. Wszystko w nim krzyczało: Sam, Sam, Sam.
– Moje dziecko? – wyszeptał. – Na tapczanie.
– Nie martw się. Megwin niedługo wróci – odparł intruz o zimnych oczach. – Twojemu dziecku nic się nie stanie. Nie zrobilibyśmy mu krzywdy. Nie jesteśmy potworami.
I wtedy Harding Thomas trzykrotnie pociągnął za spust.
ROZDZIAŁ 45
Max bała się jak nigdy, ale nie zamierzała pozwolić, by strach powstrzymał ją przed zrobieniem tego, co zrobić należało. Musiała postępować jak dorosły człowiek. Zamierzała wrócić na miejsce zbrodni, czyli inaczej mówiąc – do domu. Trzeba było sprawdzić, czy trzymają tam Matthew i czy nie zabrali stamtąd różnych rzeczy. Bardzo ważnych rzeczy, nie da się ukryć. Do domu wracamy, do domu.
Oczywiście, latanie nocą, bez radaru czy autopilota było wyjątkowo niebezpieczne i niezbyt rozważne. Chmury zasnuły niebo, lada chwila mogło zacząć padać i Max myślała sobie, że przydałoby się jej trochę więcej światła.
Uważaj! Niewiele brakowało, żeby wylatując z poszarpanej połaci mgły uderzyła głową prosto w zbocze wzgórza. Szybko skręciła w lewo, gwałtownie wymachując skrzydłami. Następnie wzbiła się ponad chłodną, nieprzejrzystą warstwę powietrza. Mało brakowało. Oj, jak mało.
Wbrew sobie, zaczęła myśleć o „Szkole”. „Wujek” Thomas mówił, że została zorganizowana na wzór szkół wojskowych. Max wiedziała, że Thomas kiedyś był żołnierzem, prowadził zajęcia w Akademii Sił Powietrznych, a nawet miał dzieci, już dorosłe. Ona i Matthew mieszkali w małym internacie. Ich każdy dzień był dokładnie rozplanowany: śniadanie, nauka, badania, ćwiczenia, lunch, praca, nauka, następne badania, kolacja, nauka i spać. A potem wszystko od nowa. I jeszcze raz. I jeszcze.
Tak wyglądało ich życie, dopóki w „Szkole” nie zjawiła się pani Beattie. Pomagała im i w nauce, i w wypełnianiu tych denerwujących testów, a do tego wprowadziła do rozkładu dnia coś zupełnie nowego: zabawę. Pani Beattie nigdy nie służyła w wojsku. Bardzo ją kochali. Aż pewnego dnia została uśpiona.
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy do „Szkoły” przybyła pani Beattie, pojawiły się rozmaite udogodnienia. Sprowadzono „wagonik” do zabawy. Do tego nowy komputer apple. A podczas weekendów dzieci chodziły do warsztatu, gdzie mogły do woli dłubać w drewnie, i do pracowni artystycznej. Max domyślała się, że „sztuka” to tylko jeszcze jedna forma testu, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Gdyby inne testy były równie fajne, nie miałaby powodu, by na nie narzekać.
W „Szkole” zastosowano najnowocześniejszą technikę – wszechobecne komputery pilnowały, by wszystko sprawnie działało. Światła, termostaty i zamki funkcjonowały na podstawie ściśle ustalonego planu. Wszędzie było pełno kamer systemu bezpieczeństwa. Strażnicy mogli przez swoje telefony komórkowe kazać otworzyć dowolne drzwi, a nawet puścić wodę w łazienkach.
Może dlatego teraz Max tak bardzo cieszyła się wolnością.
Nagle w dole pojawiła się „Szkoła”. Max była już prawie w domu. Leciała bez wysiłku, z rozłożonymi skrzydłami. Po chwili rzuciła się w dół, ku dobrze jej znanym budynkom. Teraz albo nigdy. Maksimum, działaj, nie gadaj.
Coś było nie tak – od razu to wyczuła. Szybko uniosła się ku górze, zaczęła gwałtownie machać skrzydłami, a potem bezszelestnie wylądowała w zaroślach.
Dostała gęsiej skórki ze strachu. Z trudem łapała powietrze. O Boże, o Boże, tego właśnie obawiała się najbardziej.
Jacyś mężczyźni w ciemnych dresach wynosili z budynków ciężkie pudła i ładowali je na duże szare ciężarówki, które wyglądały niemal tak strasznie jak oni. Wszystko wskazywało na to, że opuszczają to miejsce, wyprowadzają się, zamykają „Szkołę”.
Zbyt wielu ich się tu kręciło. Max nie miała szans, by podkraść się bliżej budynków, a co dopiero wejść do środka.
Głosy strażników dochodziły nawet z pobliskich zarośli, więc Max na wszelki wypadek wycofała się w głąb lasu. Musiała to zrobić – nie mogła teraz dać się złapać. Miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale uznała, że w tej chwili nie wolno jej się załamać.
Nie mogę dać się złapać. Nie mogę! Jestem ich jedyną nadzieją, powiedziała sobie w duchu. Tylko ja mogę o wszystkim opowiedzieć.
Obudziła w sobie gniew, a gniew dodał jej sił. Jak zawsze.
Pospiesznie schowała się głębiej w chaszczach.
Na razie mogła czuć się bezpiecznie. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ale wyglądało na to, że niedługo wzejdzie słońce. Zrobiło się już na tyle jasno, by widzieć, co się dzieje, a zarazem być widzianym przez typów krążących po lesie.
Coś poruszyło się za jej plecami. Ktoś tam był. I zbliżał się szybkimi krokami.
Max odwróciła się – i poniewczasie uświadomiła sobie, jak bardzo się pomyliła. Miała o wiele większe kłopoty, niż jej się wydawało. To był koniec. Ucieczka nie wchodziła w grę.
Puma stała za blisko, niecałe trzy metry od Max. Miała szarobrązową sierść, około półtora metra długości i ważyła co najmniej sto kilogramów. Stała nieruchomo, wpatrzona w Max.
Między dziewczynką a drapieżnikiem rozpoczęła się gra o życie. Zasady były nieskomplikowane: nie spuszczaj oczu z przeciwnika, nie bój się wykonać pierwszego ruchu, a najogólniej rzecz biorąc rób cokolwiek, byle nie okazywać panicznego strachu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Podmuchy Wiatru»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podmuchy Wiatru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Podmuchy Wiatru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.