Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część I

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część I» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zawód: Wiedźma. Część I: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wiedźma. Część I»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dlaczego mistrz wrzuca młodziutką magiczkę na głęboką wodę zagadki, która przed nią pochłonęła 13 ofiar, w tym… kilku magów z doświadczeniem? Bo ma talent. Bo jest wystarczająco wścibska i ciekawska, a dwutomowa podróż w jej towarzystwie przekonuje, że to świetny kompan i – wbrew pozorom – nielichy przeciwnik. Taka jest rudowłosa Wolha Redna, jedyna kobieta na typowo męskim wydziale magii Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Postrach strzyg, gwiazda magii praktycznej, autorka rewolucyjnych tez obalających wiekowe mity o wampirach (w tym bzdury o czosnku), niestrudzona badaczka obyczajów i życia codziennego krwiopijczej społeczności. Gdy przekracza granicę lasu osik oddzielających inne krainy od Dogewy, ojczyzny wampirów, przez myśl nam nie przejdzie, że wysłano ją z poselstwem niemalże dyplomatycznym…

Zawód: Wiedźma. Część I — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wiedźma. Część I», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Uznałam nieobecność piekielnego bólu za wyrok niepodlegający apelacji. Wyraźnie przeżywałam ostatnie chwile miłosiernej agonii. Zachwyciłam się swoim męstwem… i zdziwiłam obojętnością Lena. Gdzie stłumione łkania? Gdzie oczy opuchnięte po nieprzespanych nocach? Gdzie łysiny od wyrwanych kłaków włosów? No dobra, przygryzał wargi… ale w końcu się roześmiał.

– Mam nadzieję, że to z nerwów? – spytałam podejrzliwie, ukradkiem macając zabandażowaną pierś. W boku coś strzeliło. – I przestań czytać moje myśli!

– Nie chciałbym cię rozczarowywać, ale niestety nie umierasz.

– Jak to nie umieram? – oburzyłam się, usiadłam i wstydliwie podciągnęłam kołdrę aż pod brodę. Wąski pasek bandaża przechodził akurat pod piersią, obok dał się wyczuć garbik tamponu. – On mnie walnął w samo serce!

– Nie w serce, a w bok. Ostrze ześlizgnęło się po żebrach, przeszło pod skórą i wyskoczyło za trzy piędzi. Jeśli chcesz, sama sprawdź.

Dziwne, mogłabym przysiąc, że otrzymałam śmiertelną ranę. Oczywiście w szale bitwy poczucie bólu się zniekształca, ale zwykle na odwrót – ludzie nie zauważają nadmiarowych dziurek, póki nie padają trupem. Do głowy by mi nie przyszło, że okażę się aż tak delikatna – prawie że udałam się do lepszego świata z powodu drobnego draśnięcia.

– Długo spałam?

– Dobę i połowę dnia. Usiądź wygodniej, przyniosę ci obiad.

Koszmar. Miałabym tak efektowny koniec – w tle trele słowików, aromat kwiatów, śpiew wody, na rękach przystojnego faceta – i guzik. No niech mi ktoś powie, kiedy jeszcze uda mi się porzucić ten świat w podobnych warunkach?

– Możesz częściej przyjeżdżać do Dogewy – zaproponował Len. – Zawsześmy gotowi tę sprawę załatwić po twojej myśli.

***

Tydzień do odjazdu minął jak jeden dzień – jaskrawy, barwny, cudny. Rana goiła się szybko i nie przeszkadzała w konnych przejażdżkach. Odwiedziliśmy z Lenem dolinę Siedmiu Tęcz, gdzie akurat trafiliśmy na krótki deszcz, pod koniec którego na niebie jaśniało nie siedem, a całe dziewięć tęcz, dziwacznie zniekształconych przez “efekt brudnopisu". Przespacerowaliśmy się brzegiem zasnutego mgłą jeziora, z którego dolatywał dźwięczny śmiech niewidocznych rusałek. Przywabiliśmy jednak upartego jednorożca, który niechętnie pozwolił mi z zachwytem pogłaskać źrebaka po jedwabistym grzbiecie… A wieczorami wprost na placu urządzano wspaniałe uczty, na które zbierali się wszyscy mieszkańcy Dogewy – i wampiry, i ludzie, którzy już powrócili do doliny, i elfy z krasnoludami, i nawet wilki, wyczaiwszy odpowiednią chwilę, wskakiwały na zastawione jadłem stoły i częstowały się, ile dusza zapragnie. Chyba po Lenie i Starszych zrobiłam się najbardziej szanowanym człowiekiem w Dogewie. A że oni byli wampirami, śmiało mogłam tytułować się najbardziej szanowanym człowiekiem w ogóle.

Mistrz w końcu jednak nie przyjechał, ograniczywszy się do długiej telepatofonicznej rozmowy z Lenem, a pod koniec tygodnia pojawił się blady, co chwila podskakujący kurier z listem dla mnie. Wyobrażam sobie, ile mu obiecano za tę dziesięciomilową rundę z Kamieńca do Dogewy. Biedak uczepił się mnie jak ostatniej deski ratunku i nie odchodził nawet na krok, póki nie odprowadziłam go do zewnętrznej granicy, a tam puścił konia takim szaleńczym galopem, że kurz przy moich stopach jeszcze nie zdążył osiąść, a on już zniknął z widoku, zostawiwszy za sobą szarą smugę w poprzek przeciętej drogą łąki.

Po pozbyciu się gońca otworzyłam list i miałam okazję ze stłumionym chichotem delektować się przydługim peanem na swoją cześć, pod którym znajdowała się lista ziół i korzeni, które powinnam była wycyganić od Lena dla Wydziału Zielarstwa.

Zaintrygowało mnie jedno zdanie, w związku z czym udałam się na poszukiwania Lena. Jak zwykle było to dosyć trudne i musiałam sprawdzić pięć czy sześć jego ulubionych miejsc, póki nie trafiłam na władcę w okolicach kuźni. Czyścił zgrzebłem kłapiącego zębami ogiera, co chwilę odpychając łokciem jego nachalny pysk.

– No dobra – powiedział władca, nie oglądając się. -Co się znowu stało?

– Mistrz przysłał list. Chcesz poczytać? -Nie.

– Przepraszam, cały czas zapominam, że nie wypada czytać cudzych listów. Tak samo zresztą jak myśli. Słuchaj. – Znalazłam odpowiednią linijkę. – Do twojej wiadomości: od dnia dzisiejszego oficjalnie zajmuję stanowisko rektora Szkoły, w związku z nieoczekiwanym zgonem profesora Pitrima, który nastąpił w wyniku silnego wylewu krwi do mózgu w nocy z 27 na 28 sianostawa. Tak więc raport z wykonanej pracy będziesz pisała dla mnie i nie zapomnij…

Czyli to był on – w zamyśleniu stwierdził Len, odkładając zgrzebło.

– Nie wiem. Może to zwykły zbieg okoliczności? Znałeś go?

– Parę razy się spotkaliśmy… – władca zrobił unik i zmienił temat. – A o czym masz nie zapomnieć?

Oderwałam dół kartki i podałam Lenowi.

– Potrzebujesz wozu – wywnioskował, przeleciawszy listę spojrzeniem.

– Po co?

– A jak masz zamiar zabrać cały ten stóg? Roześmiałam się. Ale jakoś niezbyt wesoło.

– Wezmę wszystkiego po troszku. A mistrzowi powiem, że od was w zimie by się śniegu nie doprosił.

– Nie odważysz się! – oburzył się Len.

– Zobaczymy!

Wnioski

Stokrotka, ubrana w nowe skrzypiące siodło jak w gorset, stała tyłem do Starminu. Wyglądała na bardzo niezadowoloną. Poprowadziłam ją dookoła, odwróciłam, ale gdy tylko wypuściłam wodze, rozpieszczona kobyła sama z siebie zakreśliła krąg do końca i znowu pokazała Starminowi ogon.

Żegnali mnie: Rada Starszych w pełnym składzie, Kryna, kilkoro młodych i sympatycznych wampirów, których miałam okazję poznać podczas swojej aktywnej rekonwalescencji, Kella, która w dniu poprzednim bezlitośnie ganiała mnie po lasach, polach i moczarach w poszukiwaniu zamówionych przez mistrza ziół, para postronnych berbeci i żółtooki wilk, leniwie wygrzewający się na słońcu.

Len się nie pojawił. Pytanie, gdzie jest, nie miało sensu. Poprawiłam przytroczony do siodła worek ziół, pożegnałam się ze wszystkimi i nie odjechałam.

I doczekałam się, z daleka widząc biały płaszcz i błysk słońca na złotym diademie. Władca prowadził za uzdę osiodłanego konia i poczułam taką ulgę, jakby zamierzał odprowadzić mnie do samego Starminu.

Jeszcze raz szybko i chaotycznie pożegnałam się ze wszystkimi, objaśniłam Stokrotce jej prawa i obowiązki, nie bez trudu namówiłam ją do ruszenia głową do przodu i Len pomógł mi wskoczyć na siodło.

Nie powiedzieliśmy ani słowa, dopóki pierścień osik nie został w tyle. Tak bardzo nie chciało mi się opuszczać Dogewy! Czułam się jak dziecko, któremu właśnie odebrano zabawkę obiecującą miesiące albo i lata wspaniałej zabawy. Myśl o szarej codzienności szkolnej budziła głęboki smutek.

Kary ogier wrył się nogami w ziemię i stanął. Pożuł wędzidło, z ukosa zerknął na właściciela: wracamy czy jak? Len na zgodę poczochrał konia po grzywie i zsiadł. Poszłam jego śladem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część I»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część I» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część I»

Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część I» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x