– Człowiek na moim stanowisku musi szybko i dokładnie oceniać ludzi. Patrząc na ciebie, widzę, że jesteś na granicy wytrzymałości nerwowej.
– Powiedziałam, zejdź mi z drogi.
Podniósł się i ścisnąwszy Ewę za rękę, podciągnął ją za sobą. Wciąż zagradzał jej przejście.
– On znowu to zrobi – powiedział cicho. – A ty zadręczasz się pytaniem, kiedy i gdzie.
– Przestań analizować moje uczucia. Mamy cały wydział psychiatrów, którzy biorą za to pieniądze.
– Dlaczego nie poszłaś do któregoś z nich? Chwytasz się każdego wykrętu, by uniknąć testów.
Jej oczy zwęziły się.
Uśmiechnął się, ale nie był to radosny uśmiech.
– Mam swoje dojścia, pani porucznik. Kilka dni temu miałaś przejść testy, standardowe badania obowiązujące w twoim wydziale każdego, kto zabił człowieka. Ty to zrobiłaś tej samej nocy, której zginęła Sharon.
– Nie wściubiaj nosa w moje sprawy – powiedziała rozwścieczona. – I niech szlag trafi twoje dojścia.
– Czego się boisz? Boisz się tego, co znajdą, kiedy zajrzą do twojego umysłu? Do twojej duszy?
– Niczego się nie boję. – Wyszarpnęła rękę. W odpowiedzi Roarke położył jej dłoń na policzku tak zaskakująco łagodnym gestem, że zadrżała na całym ciele.
– Pozwól mi sobie pomóc.
– Ja… – Słowa niemal wyleciały z jej ust, jak fotografie z teczki. Jednak tym razem wykazała się refleksem i zamilkła. – Dam sobie radę. – Odwróciła się. – Możesz odebrać swoje rzeczy jutro, po dziewiątej rano. Przyjdź, kiedy będziesz mógł.
– Ewo?
Cały czas miała wzrok utkwiony w drzwiach, cały czas szła przed siebie.
– Słucham?
– Chcę się z tobą spotkać dziś wieczorem.
– Nie.
Kusiło go – ogromnie go kusiło – by ją dogonić. Pozostał jednak na miejscu.
– Mogę ci pomóc przy tej sprawie.
Na wszelki wypadek zatrzymała się i odwróciła. Gdyby nie to, że wszystko się w nim skręcało z niezaspokojenia, wybuchnąłby głośnym śmiechem na widok drwiącej podejrzliwości malującej się w jej oczach.
– W jaki sposób?
– Znam ludzi, których znała Sharon. – Zobaczył, że drwina ustępuje miejsca zainteresowaniu. Ale wyraz podejrzliwości pozostał. – Nie trzeba dużej wyobraźni, by się domyślić, że będziesz szukała związku między Sharon a dziewczyną, której fotografie nosisz ze sobą. Zobaczę, czy uda mi się coś znaleźć.
– Informacje uzyskane od podejrzanego nie mają dużego znaczenia w śledztwie. Ale – dodała, zanim zdążył się odezwać – możesz dać mi znać, jeśli na coś trafisz.
W końcu się uśmiechnął.
– Czy to nie dziwne, że chciałbym cię widzieć nagą i to w łóżku? Dam ci znać, pani porucznik. – I wrócił za biurko. – Tymczasem prześpij się trochę.
Kiedy drzwi zamknęły się za nią, uśmiech zniknął z jego oczu. Długo siedział w ciszy. Obracając w palcach guzik, który nosił w kieszeni, uruchomił swoją prywatną linię.
Nie chciał, żeby ta rozmowa została zarejestrowana.
Podeszła do kamery zainstalowanej przy wejściu do mieszkania Charlesa Monroe i zaczęła oznajmiać swe przybycie, kiedy drzwi otworzyły się. Monroe miał na sobie czarny krawat, kaszmirową pelerynę narzuconą niedbale na ramiona oraz kremowy kaszmirowy szalik. Jego uśmiech prezentował się tak samo ładnie jak strój.
– Porucznik Dallas. Miło panią znowu widzieć. – Jego oczy z zachwytem przesunęły się po niej. – Tak mi przykro, że muszę wyjść.
– Nie zajmę panu dużo czasu. – Zrobiła krok do przodu, on – krok do tyłu. – Parę pytań, panie Monroe, tutaj, nieformalnie, albo na policji z pańskim przedstawicielem lub adwokatem.
Jego starannie wymodelowane brwi uniosły się.
– Rozumiem. Sądziłem, że mamy to już za sobą. Proszę pytać, pani porucznik. Zatrzasnął drzwi. – Obejdzie się bez formalności.
– Gdzie pan był przedwczoraj między ósmą a jedenastą w nocy?
– Przedwczoraj w nocy? – Wyciągnął z kieszeni kalendarz i zajrzał do niego. – Ach, tak. O siódmej trzydzieści podjechałem po klientkę i zabrałem ją do Teatru Wielkiego na przedstawienie, które zaczynało się o ósmej. Grali Ibsena – przygnębiająca sztuka. Siedzieliśmy w trzecim rzędzie, pośrodku. Spektakl skończył się parę minut przed jedenastą, potem zjedliśmy późną kolację, którą przywieziono nam do domu. Byłem zajęty z klientką do trzeciej nad ranem.
Schował kalendarz i uśmiechnął się szeroko.
– Czy to oczyszcza mnie z podejrzeń?
– Jeśli ta klientka potwierdzi pana zeznania. Uśmiech przeszedł w wyraz bolesnego rozczarowania.
– Pani porucznik, zabija mnie pani.
– Ktoś zabija ludzi z pana branży – warknęła w odpowiedzi. – Nazwisko i numer telefonu, panie Monroe. – Poczekała, dopóki nie podał jej danych ponurym głosem. – Zna pan Lolę Starr?
– Lola, Lola Starr… chyba o niej nie słyszałem. – Znowu wyjął kalendarz i przejrzał notes z adresami. – Na pewno nie. Dlaczego pani pyta?
– Usłyszy pan o tym w porannych wiadomościach. – To było wszystko, co Ewa mu powiedziała, otwierając drzwi. – Na razie giną tylko kobiety, ale na pana miejscu byłabym bardzo ostrożna w umawianiu się z nowymi klientami.
Głowa pękała jej z bólu, gdy szła w kierunku windy. Nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć na drzwi mieszkania Sharon DeBlass, nad którymi migotało czerwone policyjne światełko.
Powinnam się przespać, pomyślała. Powinnam pojechać do domu i nie myśleć o niczym przez godzinę. Ale zamiast tego przesunęła swój identyfikator przez czytnik, by zwolnić blokadę, i weszła do mieszkania zamordowanej kobiety.
Było ciche. I puste. Niczego innego się nie spodziewała. Miała nadzieję, że wyczuje coś intuicyjnie, ale czuła tylko tępe walenie w skroniach. Nie zwracając na nie uwagi, weszła do sypialni.
Szyby także zostały opryskane kryjącym sprayem, by dziennikarze czy też chorobliwie ciekawscy ludzie nie latali obok okien mieszkania Sharon i nie oglądali miejsca zbrodni. Poleciła, by zapalono lampy; światło rozproszyło mrok, oświetlając łóżko.
Prześcieradła zdjęto i zabrano do laboratorium medycyny sądowej. Płyny ustrojowe, próbki włosów i skóry zostały już dokładnie przebadane, a wyniki analiz włączono do akt sprawy. Ewa zauważyła plamę na materacu, tam gdzie krew przeciekła przez atłasowe prześcieradła.
Wezgłowie łóżka też było nią zaplamione. Zastanawiała się, czy ktoś już próbował je wyczyścić.
Zerknęła w stronę stołu. Feeney zabrał mały stołowy komputer osobisty, by przejrzeć twardy dysk i dyskietki. Pokój został przeszukany i opróżniony. Nie było tu już nic do roboty.
Mimo to Ewa podeszła do komódki i jeszcze raz przetrząsnęła szuflady. Kto zechce wziąć te wszystkie ubrania, zastanowiła się. Jedwabie i koronki, kaszmiry i atłasy należące do kobiety, która lubiła czuć, jak ciała bogaczy ocierają się o jej skórę.
Może zabierze je matka Sharon. Dlaczego pani DeBlass nie poprosiła o oddanie rzeczy jej córki?
Trzeba to przemyśleć.
Przeszukała komódkę, jeszcze raz oglądając spódnice, sukienki, spodnie, modne czapki i kaftany, swetry i bluzki, sprawdzając kieszenie i bieliznę. Potem zajęła się butami starannie poukładanymi w pudełkach ze sztucznego tworzywa.
Kobieta ma tylko jedną parę nóg, pomyślała z rozdrażnieniem. Żadna nie potrzebuje sześćdziesięciu par butów. Parskając lekko, wsunęła ręką w rząd szpilek, głęboki tunel utworzony z kozaków, przesunęła palcami po sprężyście miękkich koturnach.
Читать дальше