Vicary wyjaśnił Jordanowi, czego od niego oczekują. Jordan słuchał, nie patrząc na nich. Siedział bez ruchu, z rękami w kieszeniach, z wyciągniętymi nogami, ze wzrokiem utkwionym w jakimś nieokreślonym punkcie na rzece. Kiedy Vicary skończył, powiedział:
– Znajdźcie inny sposób. Nie dam rady. Bylibyście głupcami, gdybyście mi to zlecili.
– Proszę mi wierzyć, komandorze, że gdyby istniał inny sposób naprawienia szkody, skorzystałbym z niego. Niestety, to jedyne rozwiązanie. Pan musi to zrobić. Jest nam pan to winien. Nam i tym żołnierzom, którzy będą nadstawiać karku, próbując zdobyć plaże Normandii. – Zawiesił głos i przez chwilę wzorem Jordana zapatrzył się w wodę. – I jest pan to winien sobie, komandorze. Popełnił pan straszliwy błąd. Teraz pan musi pomóc go naprawić.
– Czy to kazanie?
– Nie, nie uznaję kazań. To prawda.
– Jak długo to potrwa?
– Tak długo, jak będzie konieczne.
– Nie odpowiedział pan na pytanie.
– Zgadza się. Może parę dni, może parę miesięcy. Po prostu nie wiemy. Nie mamy do czynienia z nauką ścisłą. Skończymy najszybciej, jak się da. Ma pan na to moje słowo.
– Odniosłem wrażenie, że w pana zawodzie niewielkie się przywiązuje znaczenie do danego słowa, Vicary.
– Owszem, ale tym razem tak będzie.
– A co z moją pracą nad operacją Mulberry ?
– Będzie pan odgrywał rolę aktywnego uczestnika wydarzeń, ale tak naprawdę zostaje pan od niej odsunięty. – Vicary wstał. – Pora już wracać do domu, komandorze. Przed wyjazdem trzeba podpisać parę papierów.
– Jakich papierów?
– Och, na przykład zobowiązanie, że po kres swoich dni ani słowem nikomu pan o tym nie wspomni.
Jordan oderwał wzrok od rzeki i wreszcie spojrzał na Vicary'ego.
– Wierzcie mi, o to nie musicie się troskać.
Rozdział ósmy
Kętrzyn, Niemcy
Kurt Vogel poprawiał kołnierz. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak długo nosił mundur. Przed wojną dobrze na nim leżał, ale teraz Vogel, podobnie jak prawie wszyscy, schudł i bluza wisiała na nim jak więzienny pasiak.
Był piekielnie zdenerwowany. Nigdy jeszcze nie spotkał führera, nigdy nawet nie znalazł się w tym samym pomieszczeniu co on. Osobiście uważał go za szaleńca i potwora, który doprowadził Niemcy na skraj katastrofy. Mimo to, ku swemu zdziwieniu, nie mógł się doczekać tego spotkania i z niepojętych przyczyn chciał wywrzeć pozytywne wrażenie. Żałował, że nie ma przyjemniejszego brzmienia głosu. Żeby się uspokoić, palił papierosa za papierosem – i w samolocie z Berlina, i teraz, w samochodzie. W końcu Canaris poprosił, żeby zgasił to cholerstwo, bo jamniki się duszą. Leżały u stóp Vogla, dwie spasione parówki, łypiące na niego ślepiami. Vogel uchylił okno i cisnął niedopałek w wirujące płatki śniegu,
Limuzyna zatrzymała się na pierwszym punkcie kontrolnym Wilczego Szańca Hitlera. Czterech esesmanów dopadło wozu, otworzyli maskę i bagażnik, wsunęli pod spód lusterka, żeby sprawdzić podwozie. W końcu machnęli, że można jechać. Wkrótce samochód dotarł do obozu. Mimo późnego popołudnia połacie śniegu wśród drzew skrzyły się w blasku reflektorów. Strażnicy z owczarkami alzackimi patrolowali ścieżki.
Mercedes ponownie się zatrzymał i znowu opadli go esesmani. Tym razem zrewidowali pasażerów. Kazali wysiąść i przeszukali ich. Voglem wstrząsnął widok Wilhelma Canarisa, szefa niemieckiego wywiadu, który stoi z podniesionymi rękami, podczas gdy esesman go obmacuje jak jakiegoś pospolitego pijaczynę.
Strażnik zażądał teczki Vogla i kapitan niechętnie mu ją podał. Znajdowały się w niej zdjęcia dokumentu aliantów wraz ze wstępną analizą pracowników technicznych Abwehry. Esesman zanurzył rękę, sprawdzając, czy w walizce nie ma broni albo środków wybuchowych. Uspokojony oddał ją Voglowi.
Vogel przyłączył się do Canarisa i obaj bez słowa ruszyli ku schodom prowadzącym w głąb bunkra. Dwa zdjęcia Vogel zostawił w Berlinie, zamknięte w szafce: fotografie listu. To była jej dłoń. Vogel rozpoznał nierówną szramę na kciuku. Był rozdarty w sobie. Spełnić jej prośbę i wyciągnąć z Anglii czy zostawić ją na miejscu? Podejrzewał, że decyzja zostanie podjęta za niego.
Kolejny esesman czekał przy schodach, na wypadek gdyby goście führera jakimś cudem zdołali się uzbroić w trakcie krótkiego spaceru po obozie. Canaris i Vogel stanęli, poddając się kolejnej rewizji.
Canaris spojrzał na Vogla.
– Witaj w obozie Paranoja – powiedział.
Canaris z Voglem przybyli jako pierwsi.
– Pal teraz, póki się nie zjawi hodowca drobiu – powiedział Canaris.
Vogel aż się skulił na tę uwagę. Pomieszczenie z pewnością było na podsłuchu. Przerzucając kartki, walczył z pragnieniem wypalenia papierosa.
Kapitan obserwował, jak jeden za drugim zjawiają się najpotężniejsi ludzie Trzeciej Rzeszy: reichsführer SS Heinrich Himmler, brigadenführer Walter Schellenberg, feldmarszałek Gerd von Rundstedt, feldmarszałek Erwin Rommel oraz Hermann Goring.
Wszyscy wstali, kiedy do sali wkroczył Hitler, spóźniony dwadzieścia minut. Ubrany był w szare spodnie i czarną bluzę. Stał, nawet gdy wszyscy usiedli. Vogel przypatrywał mu się zafascynowany. Posiwiałe włosy, ziemista cera i zaczerwienione oczy. Cienie pod oczami rysowały się tak mocno, że wyglądały na siniaki. A mimo to promieniował niesamowitą energią. Przez dwie godziny dominował nad zebranymi, prowadząc konferencję na temat przygotowań do inwazji: badając, podważając i odrzucając informacje lub wnioski, które uważał za bezwartościowe. Dla Vogla nie ulegało wątpliwości, że Adolf Hitler wiedział równie dużo, co jego generałowie – jeśli nie więcej – o stanie swej armii na zachodzie. Zdumiewała uwaga, jaką zwracał na szczegóły. Chciał wiedzieć, czy w Calais jest o trzy mniej dział przeciwlotniczych niż w ubiegłym tygodniu. Żądał szczegółowych informacji o rodzaju cementu, z którego sporządzono Wał Atlantycki, oraz dokładnej grubości fortyfikacji.
Wreszcie, gdy konferencja dobiegała końca, zwrócił się do Canarisa:
– Mówiono mi, że Abwehra odkryła kolejne informacje, które mogą rzucić światło na zamiary wroga.
– Szczerze powiedziawszy, mein Führer, operacja ta od początku do końca stanowi dzieło kapitana Vogla. Niech on sam przedstawi swoje odkrycia.
– Świetnie – odparł Hitler. – Kapitanie Vogel? Vogel nie wstał z krzesła.
– Mein Führer, dwa dni temu jeden z naszych najlepszych agentów w Londynie wszedł w posiadanie pewnych dokumentów. Jak już wiadomo, odkryliśmy, że nieprzyjaciel rozpoczął akcję pod nazwą operacja Mulberry. W oparciu o te nowe dokumenty możemy bliżej określić, na czym ona polega.
– Bliżej? – powtórzył Hitler, odchylając głowę. – Więc nadal zgadujecie, tak, kapitanie?
– Mógłbym kontynuować, mein Führer!
– Owszem, ale dzisiejszego wieczoru nie grzeszę cierpliwością.
– Dowiedzieliśmy się znacznie więcej o olbrzymich konstrukcjach z betonu i stali, które buduje się w różnych punktach Anglii. Wiemy już, że noszą nazwę Phoenixów. Jak również, że z nadejściem inwazji zostaną przeciągnięte przez kanał La Manche i zatopione na francuskim wybrzeżu.
– Zatopione? A w jakimż to celu, kapitanie Vogel?
– Od dwudziestu czterech godzin nasi technicy tkwią nad dokumentami skradzionymi w Londynie. W każdej z tych podwodnych konstrukcji mieszczą się kwatery dla załogi i duże działo przeciwlotnicze. Niewykluczone, że nieprzyjaciel zamierza stworzyć na wybrzeżu olbrzymi kompleks przeciwlotniczy, który dodatkowo osłoni jego oddziały w czasie inwazji.
Читать дальше