Pokiwałem głową i podałem mu jedną z gazet. Tony przeczytał wieści ze świata biznesu, popijając herbatę. – Trafiłeś, kurka, w dziesiątkę. Nikt nie mógł tego przeoczyć – zapewnił.
Nerrity na pewno nie przeoczył artykułów. Gerry Clayton zadzwonił z wiadomością, że Nerrity jest wściekły i nalega, abyśmy przestali zajmować się tą sprawą. Nie chce mieć więcej do czynienia z Liberty Market.
– Przyznał, że wyraził zgodę na zasugerowane przez nas rozwiązanie z artykułami do gazet – powiedział Gerry. – Nie sądził jednak, że to nastąpi tak szybko, i zamierzał to odwołać.
– Szkoda.
– Niestety. W tej sytuacji ty i Tony możecie oficjalnie zrezygnować z tej sprawy i wrócić do domu.
– Nie ma mowy – odparłem. – Obecnie pracujemy dla pani Nerrity. Prosiła nas wyraźnie, abyśmy kontynuowali nasze działania.
W głosie Gerry’ego wyczułem rozbawienie. – Spodziewałem się, że może do tego dojść, ale to niestety znacznie utrudni nam dalsze funkcjonowanie. Bądźcie bardzo ostrożni… obaj.
– Się wie – zapewniłem. – Złóż jakieś fajne origami. Spróbuj zrobić łódkę.
– Łódkę?
– Tak, do której można wrzucić małego chłopca, przykrywając go płachtą brezentu lub czegoś w tym rodzaju. Łódkę, która odpłynęła z głośnym pyrkotaniem silnika poprzez szumiące fale przypływu, tak by nikt nie usłyszał płaczu dziecka.
– Czy tak to się właśnie stało? – zapytał ze spokojem Gerry.
– Tak przypuszczam.
– Biedny maluch – mruknął Gerry.
Tony i ja, jak na letników przystało, spędziliśmy cały ranek, pluskając się w wodzie lub wylegując się na plaży, choć dzień nie należał do upalnych, a na plaży nie było tłumów. Policjantka, dziś w białym bikini, przyszła, by popluskać się z nami na płyciźnie, ale powiedziała, że nie udało się jej znaleźć nikogo, kto widziałby uprowadzenie Dominica.
– Wygląda na to, że wszyscy obserwowali pożar żaglówki – dodała z dezaprobatą. – Jedyne, co wiemy na jej temat, to że porzucono ją na plaży w czasie odpływu, a w środku na ławeczce była przypięta kartka z napisem: „Proszę nie ruszać tej łódki, niedługo po nią wrócimy”.
– I nikt nie widział osób, które ją tu pozostawiły? – spytałem.
– Owszem, chłopiec bawiący się na żwirowej plaży, ale powiedział tylko, że byli to dwaj panowie w szortach i jasnopomarańczowych nieprzemakalnych wiatrówkach. Wyciągnęli łódkę na piasek i trochę się przy niej pokręcili, po czym oddalili się wzdłuż plaży na północny zachód. Niedługo potem chłopiec podszedł do żaglówki, zobaczył kartkę, przeczytał, co było na niej napisane, i poszedł na lody. Nie było go na plaży po południu, kiedy łódź spłonęła, czego strasznie żałował. Gdy wrócił, została z niej już tylko sczerniała, wypalona skorupa.Policjantka miała dreszcze, bo zerwał się silny wiatr, a jej ciało przybrało niezdrowy, bladoszary odcień. – Pora założyć sweter i grube wełniane skarpety – rzuciła pogodnie. – Może pogawędzę trochę z kilkoma staruszkami z domu pogodnej starości, nieopodal. – Wskazała dłonią kierunek. – Te starsze panie całymi dniami nie mają nic do roboty, tylko wyglądają przez okno.
Tony i ja pozbieraliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do hotelu, a po południu, gdy niebo całkiem zasnuło się chmurami, były komandos zasnął w najlepsze na łóżku Mirandy.
O piątej wybrałem się do Chichester, aby odebrać od Eaglera listę wynajętych ostatnio domów; nadkomisarz spotkał się ze mną osobiście, wydawał się powolny i nijaki, niespiesznie wśliznął się na fotel pasażera obok mnie.
– Najbardziej obiecująco wygląda tych pierwszych jedenaście – powiedział, wskazując palcem. – To letnie domki stojące nad lub w pobliżu wody i wszystkie wynajęto praktycznie w ostatniej chwili. W lipcu i na początku sierpnia pogoda była naprawdę okropna i do wynajęcia było więcej kwater niż zwykle, a ruch w interesie zrobił się dopiero, kiedy nadeszło ocieplenie.
Polowałem głową. – Nawet Miranda załatwiła sobie pobyt tutaj dosłownie na lulka dni przed przyjazdem na miejsce. W hotelu odwołano rezerwacje ze względu na marną pogodę i były wolne pokoje.
– Ciekawe, co by się stało, gdyby tu nie przyjechała? – rzucił w zamyśleniu Eagler.
– Porwaliby go gdzieś blisko domu.
– Można by przypuszczać, że porywaczom byłoby łatwiej, gdyby zaczekali i uprowadzili malca już po powrocie.
– Porywacze nie próbują ułatwić sobie zadania – odparłem łagodnie. – Planują wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Inwestują też pieniądze. Porywacze uznali, że największe szanse powodzenia będą mieć właśnie tutaj, gdy dziecko znajdzie się wyłącznie pod opieką matki, i założę się, że kiedy opracowali swój plan, czekali cierpliwie przez wiele dni na właściwy moment. Gdyby okazja się nie nadarzyła, pojechaliby za Mirandą do domu i obmyśliliby nowy plan. Albo wrócili do poprzedniego planu, który wcześniej nie wypalił. Nigdy nic nie wiadomo. Jeżeli jednak chcieli go porwać, prędzej czy później musieli dopiąć swego.
– Skąd wiedzieli, że przyjedzie właśnie tutaj? – spytał Eagler.
– Porywacze obserwują – odparłem. – Mają obsesję na tym punkcie. Co by pan zrobił, widząc Mirandę pakującą do samochodu walizki i leżak plażowy, zapinającą Dominicowi pasy i odjeżdżającą spod domu, machając na pożegnanie?
– Hmm.
– Pojechałby pan za nią – dodałem.
– Chyba tak.
– Za Mirandą w jej nowym, pięknym, czerwonym aucie, jadącą z umiarkowaną prędkością, jak to czynią matki, gdy wiozą z tyłu dziecko.
– To prawda. – Drgnął gwałtownie. – Ale do rzeczy. Następna grupa to domy stojące co najmniej o jedną ulicę od wody, ostatnią zaś stanowią domy znajdujące się dużo dalej w głębi lądu, ale mimo wszystko w wioskach na wybrzeżu. Tak właściwie… – przerwał, a na jego twarzy odmalowało się powątpiewanie – cały obszar Sussex to jeden wielki letniskowy kurort.
– Spróbujemy z tym, co mamy – odparłem.
– Mam kilku niezłych ludzi – zasugerował Eagler. – Może mogliby pomóc…
Pokręciłem głową. – Mogliby przez przypadek, słysząc płacz dziecka, zacząć wypytywać któregoś z porywaczy. Taki przypadek miał już kiedyś miejsce. Porywacz wszystkiemu zaprzeczył, a w tydzień później na pustkowiu znaleziono zwłoki malca. To się wydarzyło we Włoszech. Policja w końcu schwytała bandytów, a ci wyznali, że wpadli w panikę, kiedy zorientowali się, że policja zaczęła węszyć w pobliżu ich kryjówki.
Eagler potarł nos kciukiem i palcem wskazującym. – W porządku
– mruknął. – Zrobimy to po waszemu. – Spojrzał na mnie z ukosa.
– Ale szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę, że wam się uda…
Tony w hotelu także nie tryskał optymizmem. Zerknął badawczo na pierwsze jedenaście adresów i powiedział, że najpierw zlokalizuje je z lądu, a następnie podpłynie do każdego z nich łódką. Sprawdzenie tylko tych jedenastu miejsc zajmie mu, jak stwierdził, całą noc. Powiedział, że wróci moim samochodem, w którym miał schowany swój sprzęt. Powinien być z powrotem z samego rana.
– Jutro w dzień się prześpię, a wieczorem spróbuję znowu – powiedział. – To już będzie niedziela. Miejmy nadzieję, że ci francowaci porywacze nie żartowali, dając Nerrity’emu tydzień na zgromadzenie sałaty. Po tym, co przeczytali w gazetach, mogą trochę ponieść ich nerwy. Może zechcą skrócić czas do złożenia okupu. Miejmy, kurka, nadzieję, że nie.
Na kolację zjadł raczej niewiele i wyjechał, gdy zaczęło się ściemniać.
Читать дальше