Na jego obliczu przez chwilę odmalował się grymas dzikiej rozkoszy: mina policjanta z powołania, który szykuje się do ostatniej rozprawy ze znienawidzonym przestępcą. Widywałem ten wyraz twarzy wielokrotnie u innych stróżów prawa i nigdy nie wzbudzał on we mnie pogardy. Pucinelli zasłużył na odrobinę satysfakcji, zwłaszcza po burzliwych wydarzeniach minionego tygodnia.
– Jeszcze ta krótkofalówka – dodał po chwili.
– Tak?
– Mogła nadawać i odbierać sygnały na częstotliwości lotniczej. Zamrugałem powiekami. – To chyba nic nadzwyczajnego, co?
– W zasadzie nie. Była ustawiona na częstotliwość, na której przekazywane są międzynarodowe komunikaty specjalne, awaryjne i ratunkowe, i która jest przez cały czas monitorowana… nie odebraliśmy na niej wymiany jakichkolwiek informacji pomiędzy porywaczami. Dziś rano sprawdziliśmy to na lotnisku.
Pokręciłem głową ze smutkiem. Byłem sfrustrowany i nie próbowałem tego ukrywać. Pucinelli szybkim krokiem pomaszerował, aby przesłuchać obu zatrzymanych, a ja wróciłem do Villa Francese.
Alessia zwróciła się do mnie: – Czy mogę pana o coś zapytać?
– Śmiało.
– Pytałam taty, ale nie chciał mi powiedzieć, co już w pewnym sensie mówi samo za siebie… – Przerwała. – Czy kiedy mnie pan znalazł, miałam coś na sobie?
– Plastikowy płaszcz przeciwdeszczowy – odparłem wprost.
– Och.
Nie potrafiłem stwierdzić, czy ta odpowiedź ją zadowoliła, czy nie. Przez chwilę była pogrążona w zamyśleniu, po czym rzekła:
– Obudziłam się w domu w sukience, której nie nosiłam od lat. Ciotka Luisa i Ilaria twierdzą, że nie wiedzą, jak to się stało. Czy to tato mnie przebrał? Czy dlatego jest taki zakłopotany?
– Nie spodziewała się pani, że będzie ubrana? – spytałem z zaciekawieniem.
– No cóż… – Zawahała się.
Uniosłem głowę. – Czy przez cały czas tam była pani naga?
Poruszyła się nerwowo na fotelu, jakby chciała zagłębić się w nim i zniknąć z oczu. – Nie chcę… – rzekła i przerwała nagle, przełknęła ślinę, a ja w myślach dokończyłem za nią: „Nie chcę, aby ktokolwiek wiedział”.
– W porządku – zapewniłem. – Nikomu o tym nie powiem. Siedzieliśmy w bibliotece, zapadał zmierzch, żar mijającego dnia powoli wygasał; świeżo wykąpani, przebrani w czyste rzeczy, czekaliśmy, by włączyć się w rutynowy nurt codziennych czynności, polegający między innymi na wypiciu jednego lub dwóch drinków przed kolacją. Alessia znów miała mokre włosy, ale tym razem nie zapomniała o uszminkowaniu ust.
Zerknęła na mnie z ukosa, chyba wciąż jeszcze nie miała pewności, czy może mi zaufać.
– Co pan tu w ogóle robi? – spytała. – Tato twierdzi, że nie dałby sobie rady przez te wszystkie tygodnie, gdyby nie pan, ale… szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, o co mu chodzi.
Wyjaśniłem jej, na czym polega moja praca.
– Jest pan takim doradcą?
– Zgadza się.
Zamyśliła się, wodząc wzrokiem od mojej twarzy, przez ręce, z powrotem aż do oczu. Nie potrafiłem przejrzeć jej myśli, ale w końcu westchnęła, jakby powzięła jakąś ważną decyzję.
– No dobrze… wobec tego proszę, aby również mnie pan doradził. Bardzo dziwnie się czuję. To trochę jak senność po długim locie i przejściu w inną strefę czasową. Mam wrażenie, jakbym stąpała po cienkim lodzie. Jakby to wszystko nie działo się naprawdę. Wciąż chce mi się płakać. A przecież powinnam skakać ze szczęścia… dlaczego tak nie jest?
– To normalna reakcja – odparłem.
– Nie ma pan pojęcia… nie potrafi pan sobie wyobrazić… jak to jest.
– Słyszałem, jak to jest… od wielu różnych osób, od osób takich jak pani, które dopiero co udało się wyrwać z rąk porywaczy. Opowiadały mi wszystko. Najpierw odczuwa się głęboki, porażający szok, nie chce się uwierzyć w to, co się stało. Upokorzenia, jakim człowiek został poddany, łącznie z przemocą fizyczną, miały wywołać lęk i poczucie całkowitej bezbronności. Podobnie jak brak łazienki i niekiedy pozbawienie ubrania. Zero szacunku. Zero delikatności czy poszanowania ludzkiej godności. Uwięzienie, nikogo, z kim można by porozmawiać, nic, czym można by zająć myśli, tylko niepewność i strach… i poczucie winy… wyrzuty sumienia, że nie uciekło się na samym początku, że sprowadziło się nieszczęście na całą rodzinę, wyrzuty sumienia wywołane wysokością żądanego okupu… i strach o własne życie… jeśli pieniędzy nie uda się zebrać… lub jeśli pójdzie coś nie tak… jeśli porywacze wpadną w panikę.
Słuchała z przejęciem, początkowo na jej twarzy odmalowało się zdziwienie, zaraz jednak zastąpiła je głęboka ulga. – A więc pan wie. Rozumie pan. Nie potrafiłam powiedzieć… wyrazić słowami… nie chciałam ich denerwować… a poza tym… poza tym…
– Jest pani wstyd – dokończyłem.
– Och. – Jej oczy rozszerzyły się. – N-no tak… Dlaczego?
– Nie wiem, ale prawie wszyscy odczuwają to samo.
– Naprawdę?
– Tak.
Siedziała przez chwilę w milczeniu, po czym spytała: – Jak długo potrwa, nim… zdołam to w sobie przezwyciężyć?
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. – Niektórzy radzą sobie z tym niemal natychmiast – odparłem. – Ale to jest jak z chorobą albo z poważnymi obrażeniami ciała… rany muszą się zabliźnić.
U niektórych proces ten trwał kilka dni, u innych parę tygodni, u niektórych całe lata, a byli tacy, którzy odczuwali skutki tego, co ich spotkało, aż do śmierci. Bywało, że ci, co wydawali się najsilniejsi, znosili to najgorzej. To oni załamywali się jako pierwsi. Nie sposób stwierdzić, jak było w jej przypadku, nie w jeden dzień po uwolnieniu.
Ilaria weszła do pokoju, ubrana w olśniewającą szkarłatno-złotą togę i zaczęła zapalać lampy.
– W radio właśnie podali, że zostałaś uwolniona – rzekła do Alessi. – Usłyszałam to, kiedy byłam na górze. Wykorzystaj każdą chwilę spokoju, póki jeszcze możesz. Zanim zdążysz mrugnąć, paparazzi zlecą się tu jak muchy do miodu.
Alessia znów skuliła się w fotelu z nietęgą miną. Ilaria zaś, jak pomyślałem z uszczypliwością, celowo wystroiła się na tę właśnie okazję: jeszcze jeden przykład na to, że nie chciała pozostawać w cieniu siostry.
– Czy pańskie rady dotyczą też paparazzi? – spytała słabo Alessia, a ja pokiwałem głową.
– Jeżeli pani sobie życzy.
Mijając mój fotel, Ilaria poklepała mnie lekko po głowie. – Nasz Pan Dobra Rada nigdy nie traci rezonu. I nigdy nie przegrywa.
Zjawił się Paolo Cenci z Luisą, on wydawał się mocno zaniepokojony, ona – jak zawsze roztropna.
– Zadzwonił ktoś ze stacji telewizyjnej – oznajmił Cenci. – Powiedział, że jedzie do nas wóz transmisyjny. Alessia, lepiej zostań w swoim pokoju, dopóki nie odjedzie.
Pokręciłem głową. – To na nic. Będą koczować przed pańską rezydencją i czekać na dogodną okazję. Lepiej mieć to już za sobą. – Spojrzałem na Alessię. – Jeżeli uda się pani… wiem, że to trudne… powiedzieć do nich choć kilka słów, a przy tym jeszcze zażartować, tym szybciej się pani od nich uwolni.
– A to czemu? – spytała, zdziwiona.
– Ponieważ dobre wiadomości mają krótki żywot w mediach. Jeżeli dziennikarze uznają, że jest z panią kiepsko, nie dadzą pani spokoju. Niech im pani powie, że porywacze dobrze panią traktowali, że cieszy się pani z powrotu do domu i że zapewne już wkrótce wróci pani na tory wyścigowe. Gdyby zadali pani pytanie na tyle kłopotliwe, że wolałaby pani im nie odpowiadać, proszę spróbować się wewnętrznie wyciszyć i obrócić je w żart.
Читать дальше