Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą
Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Płatne Przed Gonitwą
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Płatne Przed Gonitwą: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płatne Przed Gonitwą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Płatne Przed Gonitwą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płatne Przed Gonitwą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Dziękuję.
– No to dobranoc, złotko – zawołała do Elżbiety.
– Dobranoc.
Otworzyłem jej drzwi, na co skinęła energicznie głową, uśmiechnęła się i zapowiedziała, że rano przyjdzie jak zwykle punktualnie. Podziękowałem jej serdecznie. Wiedziałem, że pani Woodward na pewno zjawi się punktualnie. Uprzejma, niezawodna i jakże niezbędna. Liczyłem, że czek z „Lakmusa” nie będzie długo szedł.
Poza przywitaniem Elżbieta i ja nie mieliśmy sobie wiele do powiedzenia. Najzwyklejsze pytania i uwagi przypominały chodzenie po cienkiej warstewce szkła pokrywającej głęboki dół.
Z ulgą przywitaliśmy więc dzwonek do drzwi.
– Pani Woodward czegoś zapomniała – powiedziałem.
Od jej wyjścia minęło zaledwie dziesięć minut.
– Pewno tak – przytaknęła Elżbieta.
Otworzyłem drzwi bez śladu złego przeczucia. Rozwarły się gwałtownie do środka pod ciężarem potężnego człowieka w czarnym płaszczu i skórzanych rękawiczkach, który je pchnął. Rąbnął mnie pięścią w brzuch, a gdy głowa poleciała mi do przodu trzasnął w kark jakimś twardym przedmiotem.
Klęcząc bez tchu i krztusząc się patrzyłem jak w progu staje Yjoersterod i mijając mnie wchodzi do pokoju. Noga w czarnym bucie kopniakiem zatrzasnęła za nim drzwi. W powietrzu świsnęło i poczułem między łopatkami okropny cios. Elżbieta krzyknęła. Potężny mężczyzna w czerni, szofer Ross, wsunął dłoń pod moją pachę i wykręcił mi rękę unieruchamiając ramię.
– Niech pan siada, panie Tyrone – powiedział chłodno Yjoersterod. – Tutaj. – Wskazał wyściełany stołek, na którym chętnie siadywała pani Woodward robiąc na drutach, bo nie miał poręczy ani oparcia, przeszkadzających jej ruchliwym łokciom.
– Ty – odezwała się Elżbieta zalęknionym, cienkim głosem. – Co się dzieje?
Nie odpowiedziałem. Czułem się oszołomiony i zgubiony. Kiedy Ross puścił mi rękę siadłem na stołku, zmuszając się do patrzenia na Vjoersteroda z opanowaniem.
Yjoersterod stał blisko głowy Elżbiety, przypatrując mi się z rosnącym zadowoleniem.
– A więc nareszcie wiemy, na czym stoimy, panie Tyrone – powiedział. – Czyżby tak poniosła pana zarozumiałość, że uznał pan za możliwe bezkarne przeciwstawianie mi się? Nikomu to się jeszcze nie udało, panie Tyrone. I nie uda.
Nie odpowiedziałem. Koło siebie miałem Rossa, stojącego o krok za mną. W prawym ręku kołysał mu się przedmiot, którym mnie uderzył – krótka, gruszkowata pałka. Przy jej ciężarze i miażdżącej sile uderzenia kastety chłopców Charliego zakrawały na żart. Powstrzymywałem się od potarcia bolących miejsc poniżej karku.
– Panie Tyrone – zagadnął mnie towarzyskim tonem Vjoersterod. – Gdzie jest Tomcio Paluch?
Kiedy znów nie odpowiedziałem, wykonał nagły półobrót, spojrzał w dół i ostrożnie wsunął czubek buta pod wyłącznik elektryczny na kablu biegnącym bezpośrednio do pompy. Elżbieta obróciła głowę, żeby podążyć za moim spojrzeniem i zobaczyła, co tamten robi.
– Nie – powiedziała histerycznym, przerażonym głosem. Vjoersterod uśmiechnął się.
– Gdzie Tomcio Paluch? – powtórzył.
– W stajniach przy torze wyścigowym w Heathbury Park.
– Aha. – Cofnął nogę opierając ją na podłodze. – Widzi pan, jakie to proste? Zawsze się udaje. To tylko kwestia znalezienia właściwego środka nacisku. I zastosowania go z odpowiednią siłą. Przekonałem się, że żaden koń nie jest nigdy wart naprawdę poważnego zagrożenia dla naszych bliskich.
Nic nie powiedziałem. Miał rację.
– Trzeba to sprawdzić odezwał się Ross zza moich pleców.
Oczy Vjoersteroda zwęziły się.
– Nie zaryzykowałby kłamstwa – powiedział.
– Przedtem nie dał się szantażować. Chciał pana dostać w swoje ręce. Niech pan to sprawdzi.
Ross nie mówił władczym tonem, tylko tak jakby radził. Był kimś więcej niż szoferem, ale nie partnerem.
Vjoersterod wzruszył ramionami, ale sięgnął po słuchawkę. Najpierw informacja telefoniczna. Tor Heathbury Park. Dom dyrektora wyścigów? Znakomicie.
Telefon odebrał osobiście Ondroy.
– Dzwonię w imieniu pana Tyrone’a, żeby się dowiedzieć, jak się czuje Tomcio Paluch… powiedział Vjoersterod.
Z niewzruszoną miną wysłuchał cierpliwie odpowiedzi.
Pomyślałem bez związku, że to tłumaczy brak zmarszczek na jego żółtawej twarzy. Nigdy się nie uśmiechał, rzadko zachmurzał. Tylko oczy miał okolone zmarszczkami, prawdopodobnie wskutek mrużenia ich na słońcu w swojej ojczyźnie.
– Uprzejmie panu dziękuję – powiedział Vjoersterod ujmująco grzecznie, wcielając się w urzędnika ministerstwa spraw zagranicznych. -
– Niech pan go zapyta, w którym boksie jest koń – podsunął mu Ross. – Niech poda numer.
Na zadane pytanie Vjoersterod otrzymał odpowiedź.
– Sześćdziesiąt osiem. Dziękuję, dobranoc. Ostrożnie odłożył słuchawkę na widełki i nie odzywał się, przedłużając milczenie, które zapadło. Miałem cichą nadzieję, że skoro uzyskał to, po co przyszedł, łaskawie sobie teraz pójdzie. Niewielki skrawek nadziei, w dodatku okazał się płonny.
– Cieszy mnie panie Tyrone, że nareszcie zrozumiał pan konieczność współpracy ze mną – powiedział Vjoersterod, oglądając paznokcie. Znów zamilkł znacząco. – Jednak w pańskim przypadku byłbym niemądry, gdybym uwierzył, że ten stan rzeczy potrwa długo, jeżeli nie zrobię nic, aby przekonać pana, że musi się on utrzymać.
Spojrzałem na Elżbietę. Nie dotarł do niej, zdaje się, sens tego dość zawiłego zdania. Głowę miała ułożoną na poduszce tak, jakby odpoczywała, oczy zamknięte. Ulżyło jej, kiedy powiedziałem, gdzie jest koń. Myślała, że już po wszystkim.
Podążając za moim spojrzeniem i myślą, Vjoersterod pokiwał głową.
– W moim kraju wiele ofiar tej choroby korzysta z respiratorów – powiedział. – Znam się na tym. Wiem jak ważna jest elektryczność. Wiem o konieczności stałego dozoru. O cienkiej jak ostrze granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Dobrze to znam.
Milczałem.
– Wielu mężów porzuca takie żony – ciągnął. – Ponieważ pan tego nie zrobił, a więc zmartwiłoby pana, gdyby stała jej się krzywda. Czy rozumuję słusznie? W rzeczy samej już pan to przed chwilą udowodnił, prawda? Nie zwlekał pan z powiedzeniem mi dokładnie tego, co chciałem wiedzieć.
Nic mu na to nie odpowiedziałem. Odczekał chwilę, po czym bez zająknienia mówił dalej. Treść jego wypowiedzi, jak już wcześniej przekonał się Dembley, kontrastowała w sposób makabryczny z jego formą.
– Cieszę się międzynarodową sławą, którą chcę zachować. W żadnym razie nie mogę pozwolić, żeby wścibscy żurnaliści wtykali nos w moje interesy i wystawiali mnie na pośmiewisko. Chcę to panu uzmysłowić raz na zawsze, wykarbować to w pańskiej pamięci, że mnie nie można wchodzić w drogę.
Ross zrobił krok w moją stronę. Skóra mi ścierpła. Starałem się z całych sił dorównać Vjoersterodowi w jego niewzruszoności.
Vjoersterod jeszcze nie skończył. Jeśli o mnie chodziło, to mógł sobie gadać całą noc. Nie uśmiechała mi się wcale ta druga ewentualność.
– Charlie Boston zawiadomił mnie, że unieszkodliwił mu pan jego ludzi. On również nie może sobie pozwolić na takie szarganie swojej opinii. Skoro więc z jego ostrzeżeń w pociągu nie wysnuł pan żadnej nauki poza tą, że należy ciosem oddawać za cios, zobaczymy, czy mojemu szoferowi powiedzie się lepiej.
Wsunąłem nogę pod stołek, obróciłem się na niej i wstając uderzyłem Rossa z obu rąk, jedną w żołądek, drugą w krocze. Zgiął się wpół, nie przygotowany na taki atak, a ja wyrwałem mu pałkę z ręki i uniosłem ją, żeby trzasnąć go w głowę.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.