Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą
Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Płatne Przed Gonitwą» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Płatne Przed Gonitwą
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Płatne Przed Gonitwą: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Płatne Przed Gonitwą»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Płatne Przed Gonitwą — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Płatne Przed Gonitwą», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Kiedy po raz kolejny spojrzałem w lusterko, dwa wzgórza dalej, na horyzoncie dostrzegłem jasny punkcik. Pomyślałem, że to może nie oni. Spojrzałem jeszcze raz. To byli oni. Zakląłem brzydko. Wskazówka prędkościomierza dociągnęła do sześćdziesięciu ośmiu na godzinę. Wyżej nie mogła. Przyciskałem pedał do podłogi, a oni doganiali mnie z łatwością.
Żadne miasto nie leżało w pobliżu, żeby się w nim zgubić, a kiedy już raz się do mnie przyczepili, mogli tak jeździć za mną cały dzień, żeby zobaczyć, gdzie zawiozę konia. Nawet jadąc samochodem trudno byłoby ich zgubić, a co dopiero podróżując ciężkim furgonem do przewozu koni. Oceniając niewesołą sytuację na gorąco, pocieszałem się jedynie nadzieją, że motorem poczynań chłopców Charliego i tym razem będzie raczej agresywny popęd niż rozum.
Nie myliłem się. Dogonili mnie szybko, wciskając bez przerwy klakson. Może myśleli, że nie zdążyłem ich spostrzec, kiedy mijali mnie pędząc w przeciwnym kierunku, i nie wiedziałem, kto chce mnie wyprzedzić.
Skoro chcieli mnie minąć, to nie mieli zamiaru mnie śledzić. Zacisnąłem zęby. Skoro chcieli mnie wyprzedzić, w takim razie nie gdzie indziej, tylko tutaj i teraz zamierzali uniemożliwić Tomciowi Paluchowi start w Pucharze Latarnika. Kiedy pomyślałem o tym, co mogą zrobić ze mną, moje zrastające się żebra zdrętwiały. Przełknąłem ślinę. Nie miałem ochoty dostać takiego wycisku jak poprzednio, zresztą tym razem mogli mniej zważać na to, co mi uszkodzą, a co nie.
Trzymałem się środka wąskiej drogi, tak, że ich cortina nie mogła mnie wyprzedzić. Bez przerwy trąbili. Tomcio Paluch tłukł kopytami w przegrodę. Uniosłem trochę nogę na pedale gazu i zwolniłem tempo wydarzeń do znośniej szych czterdziestu pięciu mil na godzinę. Dałem im tym samym do zrozumienia, że wiem, kim są. Nic przez to, moim zdaniem, nie zyskiwali.
Na wprost, zza wzgórza, wyłoniła się ciężarówka wyładowana sianem, które wystawało poza środek drogi. Odruchowo zwolniłem jeszcze bardziej i zacząłem zjeżdżać na bok. Przód cortiny zarysował się ostro w bocznym lusterku i już zrównał się z osią tylnego koła furgonu. Znów skręciłem na środek drogi, na co kierowca nadjeżdżającej ciężarówki z sianem błysnął reflektorami. Kiedy znalazłem się w pozycji grożącej lada chwila czołowym zderzeniem, zaczął ponadto trąbić jak szalony. Zjechałem na swoją stronę drogi, kiedy niemal stanął w miejscu po gwałtownym hamowaniu, a kiedy go wymijałem, mignęła mi jego wściekła twarz i wygrażająca pięść. Do zderzenia zabrakło parę cali. O te właśnie parę cali mi chodziło.
Cortina próbowała minąć ciężarówkę w krótkiej jak mgnienie chwili, zanim furgon znów zacznie królować pośrodku drogi. Tym razem stuknęliśmy się, kiedy zajeżdżałem im drogę. Samochód został nieco w tyle, jechał dalej za mną. Będzie tak jechał do czasu, myślałem z rozpaczą, aż chłopcy Charliego osiągną swój cel. Niecałą milę przede mną znajdowało się najprawdopodobniej moje Waterloo w postaci skrzyżowania. Stał tam znal stopu. I to ja miałem się przed nim zatrzymać. Zatrzymać się albo narazić na ryzyko zderzenia z samochodem pędzącym zgodnie z przepisami drogą z pierwszeństwem ruchu, zabicia niewinnego kierowcy, jego żony albo dziecka… Jednakże gdybym się zatrzymał, dysponująca większym przyśpieszeniem cortina wyprzedziłaby mnie, kiedy znów bym ruszył bez względu na to, czy skręciłbym w prawo, jak zamierzałem, w lewo, z powrotem do Londynu, czy też pojechać prosto, Bóg wie gdzie.
Nie spodziewałem się na skrzyżowaniu niczyjej pomocy Wiedziałem, że nie będzie tam samochodu policyjnego za czajonego na klientelę. Ani palącego papierosa pracownika Angielskiego Związku Motorowego. Ani przypadkowego gapia, który uratowałby mi życie. Ani oddziału kawalerii amerykańskiej, który przygalopowałby w samą porę, żeby mnie ocalić.
Przed podjazdem na dość strome zbocze zmieniłem bieg na „dwójkę”, zapominając o przestrogach kierowcy Nortona. Przeżyłem chwilę przerażenia, kiedy biegi odmówiły mi posłuszeństwa, a furgon omal nie stanął wyhamowany własnym ciężarem. Wreszcie tryby się zazębiły i, z godnym ubolewania szarpnięciem, wóz znowu ruszył. Za moim plecami chłopcy Charliego nadal tracili energię swoją i akumulatora trąbiąc niemal bez przerwy.
Furgon wtoczył się na szczyt wzgórza, po drugiej stronie którego, czterysta jardów poniżej, zobaczyłem skrzyżować nie.
Stanąłem na pedale gazu. Furgon wyrwał do przodu Chłopcy Charliego mieli czas ocenić sytuację w dole i zorientować się, że nie mam zamiaru zatrzymywać się przed znakiem stopu. W bocznym lusterku widziałem, jak ich wóz przyśpiesza, żeby nie zostać w tyle, podjeżdżając tak blisko, aby przykleić się do mnie, bez względu na to, co zrobię na skrzyżowaniu.
Dwieście jardów od niego nacisnąłem hamulec tak, jakby droga kończyła się dziesięć jardów dalej przepaścią. Skutek był gwałtowniejszy, niż się spodziewałem. Furgon zadrżał, zakołysał się i wpadł w poślizg. Zarzuciło go w poprzek drogi, zahaczył tyłem o pobocze i znów się rozkołysał. Bałem się, że cała wysoka konstrukcja zwali się. Zamiast tego usłyszałem głuche uderzenie, chrzęst i zgrzyt, kiedy cortina wpadła na nią od tyłu i odbiła się od niej.
Furgon zazgrzytał piskliwie i ślizgając się kołami po nawierzchni, zatrzymał się z dygotem – przodem do kierunku jazdy.
Pociągnąłem za hamulec ręczny i wyskoczyłem z szoferki na drogę, kiedy jeszcze wypadały z okien cortiny kawałki szkła, rozbijając się z brzękiem na asfalcie.
Szaroniebieski samochód leżał przewrócony na bok, a w jego wnętrznościach hulał wiatr. Znajdował się dobre dwadzieścia jardów za furgonem, a sądząc z wgniecionego dachu, przekoziołkował, zanim znieruchomiał. Podszedłem do niego, żałując, że nie mam przy sobie czegoś, co mogłoby posłużyć za broń, i tłumiąc chęć, żeby raz dwa odjechać bez sprawdzenia, co się stało z pasażerami.
W samochodzie został tylko jeden. Ten wyższy kierowca. Pełen życia, krwiożerczo wściekły i cierpiący boleśnie z powodu złamanej kostki, która uwięzła mu między pedałami. Porzuciłem go, ignorując głośne i natarczywe wołanie o pomoc. Oceniłem, że pragnienie zemsty przesłoniłoby mu wszystko inne, gdybym tylko znalazł się w zasięgu jego rąk.
Drugiego chłopca Charliego wyrzuciła z samochodu siła zderzenia. Leżał nieprzytomny na trawiastym poboczu, twarzą do ziemi. Zaniepokojony wymacałem mu puls, ale i on żył. Z niewysłowioną ulgą wróciłem do furgonu, otworzyłem boczne drzwi i wdrapałem się do środka, żeby obejrzeć Tomcia Palucha. Zachowując spokój i nie odwracając łba spojrzał na mnie z wyrzutem i zaczął się wypróżniać.
– Nic wielkiego ci się nie stało, kolego – powiedziałem na głos ze ściśniętym gardłem.
Zabrzmiało to piskliwie. Potarłem ręką szyję, siląc się na uśmiech, choć miałem ochotę pójść w jego ślady i jednocześnie zbierało mi się na mdłości.
Tomcio Paluch naprawdę wyglądał tak, jakby ta bardzo nietypowa podróż nie wpłynęła na jego samopoczucie. Kilka razy odetchnąłem głęboko, poklepałem go po zadzie i zeskoczyłem na drogę. Oględziny szkód, jakie poniósł tył furgonu, ujawniły stłuczone tylne światło i wgniecenie wielkości talerza w mocnym skrzydle tylnych drzwi. Miałem nadzieję, że Jan Łukasz zgodzi się na pokrycie przez „Famę” kosztów naprawy. Gdyby poprosić o to Bostona, na pewno by odmówił.
Jego nieprzytomny chłopak ocknął się i zaczął poruszać.;, Przypatrywałem się jak siada i obejmuje rękoma głowę, przypominając sobie, co zaszło. Słuchałem też dobiegających wciąż z samochodu wściekłych wrzasków jego potężnego kolegi. A potem rozmyślnie powoli wsiadłem do szoferki, uruchomiłem silnik i ostrożnie odjechałem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Płatne Przed Gonitwą» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Płatne Przed Gonitwą» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.