John Katzenbach - Opowieść Szaleńca
Здесь есть возможность читать онлайн «John Katzenbach - Opowieść Szaleńca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Opowieść Szaleńca
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Opowieść Szaleńca: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Opowieść Szaleńca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Opowieść Szaleńca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Opowieść Szaleńca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Noc była symfonią strachu.
Chrapanie, pokasływanie i gulgotanie pomieszane z koszmarami. Ludzie mówili przez sen do nieobecnej rodziny, przyjaciół, bogów, którzy ignorowali ich modlitwy, do dręczących demonów. Zawsze ktoś płakał i łkał bez końca przez najciemniejsze godziny nocy. Wszyscy spali, nikt nie odpoczywał.
Byliśmy zamknięci na klucz z samotnością, jaką przynosi ze sobą noc.
Może to światło księżyca, przesączające się przez zakratowane okna, nie pozwoliło mi wtedy mocno zasnąć. Może wciąż byłem wzburzony tym, co wydarzyło się w ciągu dnia. Może moje głosy nie dawały mi spokoju. Często się nad tym zastanawiałem, bo wciąż nie wiem na pewno, co utrzymywało mnie w tym niezręcznym stanie między jawą a snem tamtej nocy. Peter Strażak jęczał, rzucał się na łóżku obok mojego. Noce były dla niego niełatwe; w dzień udawało mu się zachowywać zdrowy rozsądek, który w szpitalu wydawał się nie na miejscu. Ale w nocy coś zżerało go od środka. Kiedy wynurzałem się z kolejnych faz niepokoju, pamiętam, widziałem Chudego, kilka łóżek dalej – siedział ze skrzyżowanymi nogami jak Indianin na plemiennej naradzie i wpatrywał się w ścianę. Pamiętam, jak pomyślałem, że środki uspokajające nie podziałały, bo Chudy powinien spać czarnym, pozbawionym marzeń, narkotycznym snem. Cokolwiek jednak tak go zelektryzowało wcześniej, teraz z łatwością poradziło sobie z chemią. Zamiast więc spać, mężczyzna siedział i mamrotał coś do siebie, gestykulując jak dyrygent, który nie może zmusić orkiestry do gry we właściwym tempie.
Tak go zapamiętałem z tamtej nocy, samemu wahając się na granicy snu, aż do chwili, kiedy poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Potrząsnęła mną, żebym się obudził. To właśnie ta chwila, pomyślałem. Stąd zacznij.
Wziąłem ołówek i napisałem:
Francis spal niespokojnie, aż obudziło go niecierpliwe potrząsanie. Poczuł się, jakby czyjaś dłoń wywlokła go nagle z dziwnego, niespokojnego miejsca, przypominając mu, gdzie jest. Zamrugał, ale zanim jego wzrok przywykł do ciemności, Francis usłyszał głos Chudego. Kościsty mężczyzna szeptał cicho, ale żywo, z dziecinnym podnieceniem i radością:
– Jesteśmy bezpieczni, Mewa. Jesteśmy bezpieczni!
Francis spał niespokojnie, aż obudziło go niecierpliwe potrząsanie. Poczuł się, jakby czyjaś dłoń wywlokła go nagle z dziwnego, niespokojnego miejsca, przypominając mu, gdzie jest. Zamrugał, ale zanim jego wzrok przywykł do ciemności, Francis usłyszał głos Chudego. Kościsty mężczyzna szeptał cicho, ale żywo, z dziecinnym podnieceniem i radością:
– Jesteśmy bezpieczni, Mewa. Jesteśmy bezpieczni! - Jak skrzydlaty dinozaur przycupnął na krawędzi łóżka.
We wpadającym przez zakratowane okno świetle księżyca Francis dostrzegł na jego twarzy szaleńczy wyraz radości i ulgi.
– Bezpieczni przed czym, Chudy? – zapytał, chociaż już zadając to pytanie, uświadamiał sobie odpowiedź.
– Przed złem. – Chudy objął się ramionami. Potem majestatycznie podniósł lewą dłoń i przyłożył ją do czoła, jakby nacisk palców mógł powstrzymać część myśli i pomysłów, tak gorliwie wyrywających się na wolność.
Kiedy cofnął rękę, Francisowi wydało się, że na czole Chudego został ślad, prawie jak po sadzy. W słabym świetle nie było tego wyraźnie widać. Chudy też musiał coś poczuć, bo nagle spojrzał ze zdziwieniem na swoje palce.
Francis siadł prosto na łóżku.
– Chudy! – szepnął. – Co się stało?
Zanim wysoki mężczyzna zdołał odpowiedzieć, Francis usłyszał syk. To syczał Peter Strażak. On też się obudził, zsunął nogi z łóżka i nachylił się do współtowarzyszy.
– Chudy, mów szybko! Co się stało? – spytał szeptem. – Ale bądź cicho. Nie budź nikogo innego.
Chudy lekko potaknął. Ale kiedy się odezwał, słowa popłynęły wartkim, niemal radosnym strumieniem. Były pełne ulgi.
– Miałem widzenie, Peter. To musiał być anioł, zesłany prosto do mnie. Mewa, ta zjawa podeszła blisko, żeby mi powiedzieć…
– Co? – spytał cicho Francis.
– Że miałem rację. Od samego początku. Zło próbowało się tu dostać, Mewa. Było w szpitalu, tuż obok nas. Ale zostało zniszczone i jesteśmy już bezpieczni. – Powoli wypuścił powietrze. – Dzięki Bogu.
Francis nie wiedział, jak ma to rozumieć. Peter Strażak usiadł obok Chudego.
– Ta zjawa tu była? W tej sali? – spytał.
– Przy moim łóżku. Objęliśmy się jak bracia.
– Zjawa cię dotknęła?
– Tak. Była prawdziwa jak ty czy ja, Peter. Czułem jej życie. Jakby nasze serca biły tym samym rytmem. Ale była też nadprzyrodzona, Mewa.
Peter Strażak kiwnął głową. Potem powoli wyciągnął rękę i dotknął czoła Chudego, gdzie wciąż czerniały ślady sadzy. Roztarł coś w palcach.
– Widziałeś, jak zjawa wchodziła przez drzwi, czy pojawiła się z góry? – zapytał powoli, najpierw wskazując wejście do dormitorium, potem na sufit.
Chudy pokręcił głową.
– Nie. Po prostu przybyła, w jednej chwili, i stanęła przy moim łóżku. Wyglądała, jakby była cała skąpana w niebiańskim świetle. Ale nie widziałem dokładnie twarzy. Chyba coś ją przesłaniało. To musiał być anioł – wymamrotał podekscytowany. – Mewa, pomyśl tylko. Anioł, tutaj. W tej sali. W naszym szpitalu. Bronił nas.
Francis nic nie powiedział, ale Strażak kiwnął głową. Podniósł palce do nosa i mocno wciągnął powietrze. Zapach jakby go wystraszył; Peter gwałtownie odetchnął. Przez chwilę rozglądał się po sali. Potem zaczął mówić cichym, rozkazującym głosem, pełnym autorytetu, jak wojskowy dowódca w bezpośredniej bliskości wroga, kiedy niebezpieczeństwo może się czaić w każdym cieniu.
– Chudy. Idź do łóżka i czekaj, aż ja i Mewa wrócimy. Nic nikomu nie mów. Całkowita cisza, rozumiesz?
Chudy zaczął coś mówić, zawahał się.
– Dobrze – powiedział powoli. – Ale jesteśmy bezpieczni. Wszyscy. Nie sądzisz, że inni chcieliby się dowiedzieć?
– Najpierw upewnijmy się na sto procent, zanim rozbudzimy ich nadzieje – odparł Peter. Zabrzmiało to logicznie.
Chudy znów pokiwał głową. Wstał i wrócił do swojego łóżka. Kiedy do niego dotarł, odwrócił się i przytknął palec wskazujący do ust na znak zachowania ciszy. Peter uśmiechnął się do niego.
– Mewa – szepnął. – Chodź ze mną, natychmiast. I nie hałasuj!
W każdym jego słowie pęczniało nieokreślone napięcie, którego Francis nie umiał zgłębić.
Nie oglądając się na chłopaka, Peter Strażak zaczął się ostrożnie przekradać między łóżkami. Minął toaletę, gdzie pod drzwiami przeświecało ostre, rażące światło. Zmierzał w stronę jedynych drzwi sali sypialnej. Kilku mężczyzn się poruszyło, jeden podniósł głowę, ale przechodząc obok jego łóżka, Peter po prostu gładko go uciszył; tamten z cichym jękiem przewrócił się na drugi bok i zasnął.
Strażak doszedł do drzwi, obejrzał się i zobaczył, że Chudy znów siedzi ze skrzyżowanymi nogami na łóżku. Kościsty mężczyzna pomachał im ręką, zanim znów się położył.
Francis dołączył do Petera przy drzwiach.
– Są zamknięte na klucz – wyszeptał. – Zawsze zamykają na noc.
– Dzisiaj nie są zamknięte. – odparł powoli Peter. Na dowód złapał za klamkę i nacisnął ją lekko. Drzwi otworzyły się z cichym poszumem. – Chodź, Mewa – syknął.
W korytarzu panował mrok, gdzieniegdzie tylko słaba żarówka rzucała na podłogę mały łuk światła. Francisa w pierwszej chwili oszołomiła cisza. Korytarze Amherst zazwyczaj wypełniali ludzie, siedzieli, stali, spacerowali, palili papierosy, mówili do siebie, do nieistniejących osób, a nawet rozmawiali ze sobą nawzajem. Korytarze były żyłami szpitala, bezustannie pompującymi krew i energię do wszystkich centralnych narządów. Francis nigdy nie widział ich pustych. Uczucie samotności na korytarzu wydawało się niepokojące. Na Strażaku jednak nie robiło to wrażenia. Patrzył na środek korytarza, gdzie samotny, żółty blask biurowej lampki oznaczał dyżurkę pielęgniarek. Z miejsca, w którym stali, dyżurka wyglądała na pustą.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Opowieść Szaleńca»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Opowieść Szaleńca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Opowieść Szaleńca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.