Fields dał nam pokaz wysokiej klasy psychologicznej analizy osobowości, zwłaszcza jak na patologa.
Wyraz mojej twarzy musiał zdradzić, co myślę.
– Mam doktorat z psychologii – wyjaśnił Fields. – To był mój pierwszy zawód.
– To dosyć radykalna zmiana zainteresowań – zauważyłem. – Co sprawiło, że odszedłeś od psychologii?
– Miałem dość wyciągania z ludzi prawdy. Kiedy mam zbadać włos, nie muszę się zastanawiać nad stworzeniem bezpiecznego środowiska terapeutycznego. Wrzucam go po prostu do miksera i przeprowadzam test DNA na próbce żelu.
– Tego rzeczywiście nie da się zrobić z pacjentem podczas psychoterapii – zgodziłem się i mrugnąłem do niego.
– Zwłaszcza jeśli trzeba ją powtarzać.
Fields zaprowadził nas ze swojego biura do laboratorium. Stanęliśmy przy długim czarnym stole, z którego sterczały chromowane kurki gazowe, i przypatrywaliśmy się, jak Leona, pięćdziesięcioletnia kobieta mająca niewiele ponad metr dwadzieścia wzrostu, wykrzywionymi przez artretyzm dłońmi rozprowadza pędzelkiem po fiolce proszek daktyloskopijny. W każdy ruch wkładała wiele wysiłku i często pojękiwała z powodu bólu w stawach. Prawie dwadzieścia minut trwało, nim przeniosła odciski z połowy fiolki na specjalne paski. W pewnym momencie wyglądało na to, że za chwilę się rozpłacze, i Fields zapytał ją, czy chce, by dokończył za nią.
– Nie – odparła krótko. – Trzeba to zrobić jak należy. Fields roześmiał się i dał za wygraną. Musieliśmy więc poczekać jeszcze piętnaście minut, aż Leona skończy.
– Pójdziemy teraz z tym do Simona Cranberga – powiedział Fields. – On nam powie, czy jakieś ślady pasują do odcisków palców Darwina Bishopa lub Billy’ego.
Szliśmy już w stronę drzwi, kiedy Leona zawołała do nas:
– Myślę, że powinnam również posypać proszkiem wewnętrzną stronę fiolki!
Popatrzyliśmy na nią.
– Podejrzany mógł uważać, żeby nie dotknąć jej od zewnątrz, ale mógł być mniej ostrożny, wyjmując pigułki – wyjaśniła.
– Ma rację – powiedział Fields.
Podeszliśmy z powrotem do stołu laboratoryjnego. Anderson podał Leonie papierową torebkę z fiolką.
Leona wyciągnęła ją, odkręciła wieczko i zerknęła do środka.
– Hmm – mruknęła.
– Co hmm? – zapytałem.
Zamiast odpowiedzieć, wzięła szczypce i wyciągnęła nimi z fiolki negatyw zdjęcia.
– Co to, u diabła, jest? – zapytał Anderson.
– Był równo dogięty do ścianki. Ma podobny ciemnobrązowy kolor jak fiolka, tak że moglibyśmy go nie zauważyć, gdybym dała się popędzać i nie sprawdziła wszystkiego jak trzeba. – Wycelowała wykrzywiony palec w Fieldsa. – Niech to będzie dla ciebie nauczką. – Podniosła negatyw do światła, żebyśmy mogli na niego zerknąć. Klatka była mała i ciemna, ale można się było zorientować, że zdjęcie przedstawia plażę i dwie ludzkie postacie na pierwszym planie.
– Każę zrobić odbitkę – zaproponował Fields. – Będzie gotowa za kilka minut.
Zostawiliśmy fiolkę Leonie, żeby mogła zdjąć odciski palców z wewnętrznej ścianki, i poszliśmy do biura Cranberga. Po drodze podrzuciliśmy negatyw do laboratorium fotograficznego.
Simon Cranberg okazał się niechlujnym mężczyzną w kitlu, z kędzierzawymi bakami i okularami do czytania na nosie – wyglądał jak skrzyżowanie Bena Franklina i Attyli. Miał już załadowane do komputera odciski palców Darwina Bishopa i mogliśmy od razu zacząć porównywać je z tymi, które Leona zebrała z fiolki. Cranberg oglądał każdy pasek pod szkłem powiększającym, raz po raz zerkając na monitor. Po niespełna minucie postanowił przepuścić jeden z nich przez skaner. Ekran komputera podzielił się na dwie części: na jednej znajdował się zeskanowany odcisk palca, a na drugiej odcisk pochodzący z akt Bishopa.
– Te do siebie pasują – rzucił bez wahania. – Na fiolce są odciski Darwina Bishopa.
Nie zdziwiłem się. Zerknąłem na Andersona, spodziewając się zobaczyć ulgę na jego twarzy, ale o dziwo malował się na niej jakiś niepokój.
– Co się stało? – zapytałem go.
– Nic – odparł bez przekonania. – Wygląda na to, że jest tak, jak myśleliśmy.
– Sprawdźmy teraz chłopca – zaproponował Fields.
Cranberg skrupulatnie zaczął sprawdzać każdy pasek, ładując zebrane odciski do komputera i porównując je z odciskami Billy’ego otrzymanymi z Urzędu Imigracyjnego. Kilka razy brał sprawdzone już paski do ponownego porównania. Kiedy sprawdził ostatni, potrząsnął głową.
– Żaden z tych odcisków nie należy do Billy’ego Bishopa – oświadczył.
– Jesteś pewny? – spytałem.
– Paru ludzi dotykało tej fiolki gołymi łapami, ale na pewno nie Billy.
– No to wiemy już wszystko – rzekł Fields. – Macie odpowiedź. Daję głowę, że kapitanowi O’Donnellowi się ona nie spodoba.
Po raz pierwszy, odkąd zacząłem się zajmować sprawą Bishopa, poczułem prawdziwą ulgę. Zgadzałem się bowiem z rozumowaniem Andersona: gdyby Billy otruł Tess, nie zostawiłby odcisków palców wszędzie oprócz fiolki. Nie mówiąc już o tym, że nie zostawiłby notatki. A skoro to nie on próbował otruć Tess, było mało prawdopodobne, że zabił Brooke. Miałem nadzieję, że ława przysięgłych również będzie tak rozumowała.
Ponownie zerknąłem na Andersona, spodziewając się, że na jego twarzy ujrzę odbicie swojego nastroju. Mrugnął do mnie i niepewnie kiwnął głową. Żadnych oznak triumfu. Może, powiedziałem sobie w duchu, tyle go to kosztowało, że teraz uszła z niego para.
W drzwiach pojawił się młody człowiek z laboratorium fotograficznego, trzymając w ręku żółtą kopertę.
– W samą porę – rzekł Fields. – Obejrzyjmy sobie tę fotografię. Może jest na niej coś ciekawego.
– Może lepiej najpierw sam pan na nią spojrzy – odezwał się młody człowiek. Powiedział to tak, jakby nalegał, żeby Fields to zrobił.
Do Fieldsa albo to nie dotarło, albo to zignorował.
– Nie ma potrzeby – odparł. – Znajdujemy się w gronie przyjaciół. – Wziął kopertę i wyciągnął z niej błyszczącą czarno-białą odbitkę formatu pięć na osiem. Spojrzał na nią i zamarł. Po raz pierwszy w ciągu tego spotkania z jego twarzy zniknął ów wieczny uśmiech.
– Co to ma znaczyć? – powiedział cicho.
Podszedłem do niego i spojrzałem na zdjęcie. Serce we mnie zamarło. Poczułem, jakby mięśnie pleców zacisnęły mi się na wnętrznościach. Spojrzałem na Andersona, który zwiesił głowę. Bez wątpienia zorientował się, co przedstawia scena na plaży, już wtedy, gdy Lorna pokazała nam negatyw, gdyż postaciami obejmującymi się czule na bezludnej plaży na Nantucket była Julia i on. Zanim zdołałem coś powiedzieć, minął nas bez słowa i wyszedł z pokoju.
Ruszyłem za Andersonem, skupiając się na stawianiu kroków. Targały mną różne emocje. Czułem się jednocześnie zdradzony, wściekły i wykiwany. A także wytrącony z równowagi. Straciłem orientację w sprawie Bishopa. Skoro North nie powiedział mi o swoim związku z Julią, równie dobrze mógł coś zataić lub skłamać w innych sprawach. Czy mogłem polegać na innych informacjach, jakie mi przekazał na temat Bishopa? To w końcu on powiedział mi o jego romansie z Claire Buckley. To on potwierdził, że Bishop wykupił dla bliźniaczek polisę na życie.
W głowie miałem zamęt. Czy Anderson od początku tak pokierował wydarzeniami, żebym się zakochał w Julii? Czy on i Julia wspólnie dokonali przestępstwa i wykorzystali mnie, bym skierował podejrzenia na Darwina Bishopa lub usunął go im z drogi?
Читать дальше