– Mówiłem ci, że go spotkasz – mruknął Anderson. – Oto kapitan Brian O’Donnell we własnej osobie.
– Masz chwilę?! – zawołał szorstko O’Donnell do Andersona.
– Jasne! – odkrzyknął zagadnięty.
Claire odwróciła się, weszła do domu i zamknęła za sobą drzwi.
– Chciałbym ci przedstawić doktora Clevengera – rzekł Anderson, gdy policjant podszedł do nas.
O’Donnell kiwnął mi głową, ale nie wyciągnął ręki.
– Co tu robicie? – zapytał.
– Prowadzimy dochodzenie – odparł Anderson. – A co myślałeś?
O’Donnell zmarszczył brwi.
– Myślałem, że ustaliliśmy, iż będziesz uzgadniał ze mną każdy ruch. Nie wspomniałeś, że masz zamiar zorganizować kolejne przesłuchanie dla doktora.
– Nie przypominam sobie, byśmy przyjęli żelazną zasadę dotyczącą tego, kto co z kim uzgadnia. Zgodziłem się blisko z tobą współpracować i dotrzymam obietnicy.
– Posłuchaj, jeśli chcesz służbowego polecenia, wystarczy zadzwonić do biura gubernatora. Mogę to załatwić. Od tego momentu dochodzenie przejmuje mój wydział. Czyli ja.
– Może rzeczywiście telefon od gubernatora wyjaśniłby sytuację – rzekł Anderson.
– Dobrze, wyjaśnijmy wszystko od razu. Jeśli przesłuchałeś chłopca, zrobiłeś to bez zgody rodziców. Oznacza to, że zeznanie nie było dobrowolne i nie może być wykorzystane podczas procesu Billy’ego.
Procesu Billy’ego. Powiedział to głośno i wyraźnie. Anderson nie potwierdził ani nie zaprzeczył, że przesłuchiwaliśmy Garreta. Nie powiedział też o kluczu do jego szafki.
– A jeśli chodzi o pannę Buckley – ciągnął O’Donnell – to nie rozumiem, czemu w ogóle znalazła się na liście podejrzanych. Wiem, że podejrzewasz ją o romans z Darwinem Bishopem, ale po pierwsze nie masz na to dowodu, a po drugie to chyba zbyt słaby motyw, aby popełnić podwójne morderstwo.
– Na razie mamy do czynienia tylko z jednym zabójstwem – przypomniałem mu. – I mam nadzieję, że tak zostanie.
– Mniejsza z tym – rzucił O’Donnell, obrzucając mnie niecierpliwym spojrzeniem. Opanował się. – North, nie chcę ci podcinać skrzydeł, staram się tylko, żeby wszystko było robione jak należy. Na początek złapmy Billy’ego i wynośmy się stąd.
– Jak warn idzie? – zapytałem.
– Myślę, że go osaczamy – odparł O’Donnell. – Przeczesujemy teren tak szybko, jak to tylko jest możliwe, ale nie za szybko, by ignorować potencjalne niebezpieczeństwa. Błonia to zaskakująco ciężki teren do prowadzenia poszukiwań. A poza tym nie wiemy, czy Billy jest uzbrojony, czy nie.
Uwaga ta przypomniała mi obawy Carla Rossettiego, że najczystszym sposobem pogrzebania prawdy w sprawie Bishopa byłoby pogrzebanie Billy’ego.
– On nigdy wcześniej nie używał broni – zauważyłem.
– Jak również nigdy wcześniej nie udusił jednej siostry i nie starał się otruć drugiej – odparował O’Donnell.
– Jeśli to zrobił – zaoponowałem.
O’Donnell uśmiechnął się.
– Wiem, że rozmawiał pan z Billym w Payne Whitney. Jak długo? Pół godziny?
– Wystarczająco długo, by na podstawie tego, czego się od niego dowiedziałem, dowiedzieć się więcej.
– No to niech się pan także dowie czegoś o mnie, doktorze. Też będę szybkim przypadkiem do zanalizowania. Prowadziłem dwadzieścia sześć dochodzeń w sprawach o zabójstwo. I powiem panu, że umieszczanie kogoś innego z tej rodziny na liście podejrzanych jest zawracaniem głowy. Billy Bishop na milę śmierdzi zabójcą. Koniec. Kropka. Jego droga do morderstwa wiodła, jak to zwykle bywa, poprzez niszczenie cudzej własności, kradzieże, podpalenia i znęcanie się nad zwierzętami. Nie ma w nim nic nadzwyczajnego.
– Takie to oczywiste – mruknął Anderson.
– Myśl, co chcesz – warknął O’Donnell. – Ale proszę, byś robił to, co obiecałeś. A obiecałeś, że będziesz uzgadniał ze mną każdy ruch.
Zauważyłem, że Anderson zacisnął szczęki. Jego oddech przeszedł w coś, co wyglądało na ćwiczenie panowania nad sobą w stylu zen.
O’Donnell także wyraźnie starał się uspokoić.
– Tak to zwykle bywa, North – zauważył. – Wiem, że ci się nie podoba, że ktoś panoszy się na twoim terenie, ale wkrótce będziesz miał nas z głowy. – Zrobił pauzę. – Znaleźliśmy na Błoniach strzęp kurtki Billy’ego, dlatego myślę, że zmierzamy we właściwym kierunku. To tylko kwestia czasu.
Anderson kiwnął głową.
– No to na razie – powiedział i poszedł w kierunku samochodu.
Ruszyłem za nim.
– Miło mi było pana poznać, doktorze – rzekł O’Donnell, wyciągając dłoń, gdy go mijałem.
Potrząsnąłem nią.
– Myślę, że się jeszcze zobaczymy – odparłem.
Anderson ruszył spod domu Bishopa, a ja próbowałem opanować ból w plecach, który odbierał mi dech w piersiach. Wsunąłem rękę do kieszeni, wyjąłem cztery tabletki motrinu i połknąłem je.
– Claire musiała zadzwonić do O’Donnella, gdy rozmawialiśmy z Garretem – zauważył Anderson. – Jeśli dotąd nie byłem tego pewny, teraz nie mam już wątpliwości: kapitan siedzi u Bishopa w kieszeni.
– Tym bardziej musimy przyspieszyć śledztwo – powiedziałem. – Nie podobała mi się jego uwaga o tym, że Billy może mieć broń.
– Mnie też nie.
Anderson i ja znów nadawaliśmy na tych samych falach, z czego się bardzo ucieszyłem.
– Jak zdobędziemy tę fiolkę nortryptyliny, powinienem złożyć następną wizytę Julii – powiedziałem. – Chciałbym zobaczyć jej reakcję na ten list, a nie tylko ją usłyszeć.
– Zgoda – odparł Anderson, wybierając numer na swoim telefonie komórkowym. – Zobaczmy, co nowego. Możesz polecieć dzisiaj wieczorem lub pierwszym samolotem jutro rano. – Kiedy mijaliśmy zastępy reporterów, Anderson zerkał przez przednią szybę, trzymając przy uchu komórkę. Następnie rozłączył się i potrząsnął głową. – Twój przyjaciel adwokat to niegłupi facet – rzucił.
– Rossetti? Dlaczego? Co się stało?
– Dostałem wiadomość od detektywa, któremu poleciłem sprawdzić polisy na życie Bisbopów.
– I co? Bliźniaczki były ubezpieczone?
– Na dziesięć milionów każda. Polisy wystawiła Atlantic Benefit Group wspólnie z Northwestern Mutual.
– Dwadzieścia milionów dolarów to dużo pieniędzy, nawet dla Darwina Bishopa.
– Zwłaszcza gdy ma się mnóstwo akcji, które zamieniły się w kupę śmieci.
Bishopowi, pomyślałem, niczym Wielkiemu Gatsb’emu udało się wyrwać z Brooklynu i znaleźć bardzo daleko od biedy i głodu, których zaznał w dzieciństwie. Gdyby poczuł, że w wyniku obecnych problemów finansowych może do tego wrócić, mógłby zrobić wszystko, by chronić swoje przerośnięte ego – nawet zabić Brooke i Tess. Mógłby nawet sobie wytłumaczyć, że ich życie z pogrążonym w niesławie ojcem bankrutem nie byłoby wiele warte. Czy nie lepiej poświęcić je w imię dobra innych i pozwolić, by ich krew zasiliła resztę rodziny?
Niektórzy ludzie prowadzą takie dziwne kalkulacje, kiedy czują się osaczeni, i to niezależnie od tego, czy ich strach ma racjonalne podstawy, czy nie. Zeznawałem kiedyś na procesie mężczyzny, który zamordował żonę, gdyż, jak mówił, traktowała zbyt apodyktycznie jego i ich dwie córki. Wierzył, że jak się jej pozbędzie, wszystko będzie lepiej, nawet jeśli miałby spędzić resztę życia w więzieniu. Pewnego dnia, zamiast pójść do pracy, wrócił do domu i zadał żonie trzydzieści sześć ciosów nożem. Potem poszedł do sklepu, zostawiwszy ją nieprzytomną na łóżku, by się wykrwawiła na śmierć. Włożył zakupy do lodówki i posprzątał pokoje dziewczynek. Chciał zapewnić dzieciom trochę ładu w czekającym je chaosie: pogrzebie matki, aresztowaniu ojca i procesie. Następnie przebrał się i zadzwonił na policję, żeby opowiedzieć, co zrobił.
Читать дальше