Westchnął nad upiorami własnej przeszłości, wzniósł szklankę w toaście skierowanym do Muńoza, siadł w fotelu i skrzyżował niedbale nogi.
– Nie rozumiem – nalegała dziewczyna – co to ma wspólnego z Alvarem.
– Z początku miało niewiele – przyznał antykwariusz.
– Ja tylko chciałem zdobyć zwykłą informację historyczną. Coś, za co, jak ci wspomniałem, byłem gotów dobrze zapłacić. Ale wszystko się skomplikowało, kiedy i ty się do niego zwróciłaś… Zrazu sprawa nie wyglądała poważnie. Ale Alvaro, który szczycił się pochwały godnym instynktem zawodowym, nie pisnął ci ani słówka o moich indagacjach, ponieważ wymogłem na nim absolutną dyskrecję…
– A nie był zdziwiony, że dopytujesz się o ten obraz za moimi plecami?
– Zupełnie nie. A jeśli tak, to niczego nie powiedział. Może uznał, że chcę ci zrobić niespodziankę, przynosząc nowe fakty… Albo pomyślał, że szykuję ci jakiś kawał – Cesar zamyślił się z powagą. – Gdy teraz do tego wracam, sądzę, że już choćby tym zasłużył na śmierć.
– Próbował mnie ostrzec. Powiedział, że van Huys robi się ostatnio modny.
– Nikczemnik do ostatka – orzekł Cesar. – Tym łatwym wybiegiem zapewniał sobie alibi wobec ciebie, nie łamiąc umowy ze mną. Zadowalał nas wszystkich, inkasował pieniądze i na dodatek otwierał sobie furtkę do tego, by czułe scenki z przeszłości powróciły… – zaśmiał się, unosząc brew. – Ale opowiadałem ci o tym, co zaszło między Alvarem a mną – zajrzał do szklanki. – Dwa dni po naszym spotkaniu ty przyszłaś mi powiedzieć, że obraz zawiera ukryty napis. Starałem się opanować ze wszystkich sił, ale poczułem, jakby mnie prąd przeszedł: to potwierdzało moje podejrzenia, że mamy do czynienia z jakąś tajemnicą. Z miejsca pojąłem: to oznacza dużo pieniędzy, bo wycena na aukcji będzie kilkakrotnie wyższa, i o ile pamiętam, zakomunikowałem ci to. Powiązanie twojego odkrycia z historią obrazu i jego postaci otworzyło przede mną iście cudowne perspektywy: obydwoje będziemy prowadzić dochodzenie, dotrzemy do rozwiązania pięćsetletniej zagadki. Jak w dawnych czasach, dasz wiarę? Jakbyśmy szukali skarbu, tyle że wreszcie prawdziwego. Ty, Julio, zyskałabyś sławę. Twoje nazwisko pojawiłoby się w publikacjach naukowych, w książkach o sztuce. A ja… Powiedzmy, że to już mi wystarczało, ale wchodząc w tę grę, podejmowałem trudne wyzwanie osobiste. I przysięgam ci, że ambicja nie odgrywała tu żadnej roli. Wierzysz mi?
– Wierzę.
– Miło to słyszeć. Bo tylko w ten sposób zdołasz pojąć wszystko, co się potem zdarzyło. – Cesar rozkołysał drinka w szklance i wydawało się, że dźwięczenie kostek lodu pomaga mu uporządkować myśli. – Kiedy już poszłaś, zadzwoniłem do Alvara i umówiliśmy się, że wpadnę do niego w południe. Bez żadnych złych zamiarów. Przyznaję, że cały drżałem z podniecenia. Alvaro zdał mi sprawę z tego, co zdołał stwierdzić. Z zadowoleniem przekonałem się, że nie ma pojęcia o ukrytym napisie, i sam strzegłem się, żeby niczego mu nie palnąć. Wszystko szło jak z płatka, dopóki nie zaczął mówić o tobie. Wtedy to, księżniczko, sceneria zmieniła się diametralnie.
– W jakim sensie?
– W każdym.
– Chodzi mi o to, co powiedział o mnie.
Cesar poprawił się w fotelu. Wyraźnie niezadowolony zwlekał z odpowiedzią.
– Twoja wizyta zrobiła na nim kolosalne wrażenie… Przynajmniej dał mi to do zrozumienia. Pojąłem, że niebezpiecznie roznieciłaś w nim dawne uczucia i że Alvarowi nie byłoby nie na rękę, gdyby sprawy wróciły do dawnego stanu. – Przerwał na chwilę i zmarszczył czoło. – Wyznaję, Julio, że to mnie wściekło w stopniu dla ciebie niewyobrażalnym. Alvaro, który zniszczył ci dwa lata życia, oto siedział przede mną i bezczelnie snuł plany, jak wszcząć na nowo ów proceder… Bez ogródek powiedziałem mu, żeby zostawił cię w spokoju. Popatrzył na mnie jak na stare, wścibskie pedaliszcze i zaczęliśmy się kłócić. Oszczędzę ci szczegółów, ale wyglądało to bardzo nieprzyjemnie. Zarzucił mi, że mieszam się w cudze sprawy.
– I słusznie.
– Nie. Ty jesteś moją sprawą, Julio. Najważniejszą na świecie.
– Opowiadasz bzdury. Nigdy w życiu nie wróciłabym do Alvara.
– Nie jestem wcale pewien. Pamiętam, ile ten łajdak dla ciebie znaczył… – Uśmiechnął się kpiąco w przestrzeń, jakby widmo Alvara, już niegroźne, pojawiło się w pokoju. – Podczas kłótni poczułem, że narasta we mnie dawna nienawiść. Uderzyła mi do głowy jak ta twoja wódka na gorąco. Była to, kochanie, nienawiść, jakiej nigdy w życiu nie odczuwałem. Porządna, silna nienawiść, cudownie śródziemnomorska. Wtedy wstałem, chyba straciłem nieco panowanie nad sobą, i obrzuciłem go zaprawdę bazarowym stekiem inwektyw, które zachowuję na szczególne okazje… Z początku mój wybuch go zaskoczył. Potem ten drań zapalił fajkę i zaśmiał mi się w twarz. Powiedział, że rozpadowi jego związku z tobą winien jestem ja. Podobno przeze mnie nie dorosłaś. Moja obecność w twoim życiu, chora i obsesyjna, jak ją nazwał, przeszkodziła ci w zasmakowaniu swobody. “A najgorsze ze wszystkiego – dodał ze złośliwym uśmieszkiem – że w głębi duszy Julia zawsze była zakochana w tobie, bo jesteś dla niej ojcem, którego ledwie znała… I z tym jej dobrze”. Po tych słowach Alvaro wsadził rękę do kieszeni spodni, pyknął parę razy z fajki, popatrzył na mnie poprzez dym i dodał: “Jesteście w związku kazirodczym nie skonsumowanym. Całe szczęście, że jesteś gejem”.
Zawiesił ostatnie zdanie w powietrzu i zamilkł. Julia zamknęła oczy. Zawstydzona i wzburzona, nie śmiała zmącić tej ciszy. Kiedy wreszcie zebrała się na odwagę, by znów spojrzeć na antykwariusza, ten wzruszył wymijająco ramionami, jakby nie przyjmował odpowiedzialności za wydarzenia, które miał dalej zrelacjonować.
– Tymi słowami, księżniczko, Alvaro podpisał swój wyrok śmierci… Palił sobie spokojnie przede mną, ale już był martwy. Nie z powodu tego, co powiedział, bo była to opinia równie dobra jak każda inna, ale z powodu tego, co jego osąd objawił mnie samemu. Czułem, jakby opadła jakaś zasłona, która przez lata odgradzała mnie od rzeczywistości. Może po prostu potwierdził domysły, ukryte w najdalszym, mrocznym zakamarku mojej głowy, gdzie nie dopuszczałem dotąd światła rozumu i logiki…
Przerwał, jak gdyby stracił wątek, i popatrzył niepewnie najpierw na Julię, potem na Muńoza. Na koniec uśmiechnął się zagadkowo, nieśmiało i przewrotnie zarazem, podniósł szklankę do ust i pociągnął niewielki łyk.
– Wówczas spłynęło na mnie nagłe natchnienie. – Julia spostrzegła, że pijąc, starł z ust dziwny uśmieszek. -… Oto, dziw nad dziwy, przed oczami stanął mi cały plan, jak w opowieściach o czarownicach. Wszystkie błądzące dotąd bezładnie elementy naraz znalazły swoje miejsce i właściwy odcień. Alvaro, ty, ja i obraz… Odezwała się też moja ciemna strona, dalekie echo zapomnianych emocji, uśpionych pasji… Wszystko w ciągu paru sekund ułożyło się w olbrzymią szachownicę, gdzie każda osoba, każde pojęcie, każda sytuacja znalazły swoje odpowiedniki w bierkach, swoje konkretne punkty w czasie i przestrzeni… To miała być partia przez duże P, wielka gra mojego życia. I twojego. Wszystko tam było, księżniczko: szachy, przygoda, miłość, życie i śmierć. A na końcu zostawałaś ty, wolna od wszystkiego i od wszystkich, piękna i doskonała, odbita w najczystszym zwierciadle dojrzałości. Musiałaś zagrać w szachy, Julio. Nie mogłaś tego uniknąć. Musiałaś zabić nas wszystkich, żeby wreszcie poczuć się wolna.
Читать дальше