– Dziś nie gra Bach.
– Po historii pani przyjaciółki i zaginięciu obrazu nie czas na muzykę – Belmonte zadumał się przez chwilę i nagle na jego ustach zakwitł tajemniczy uśmiech. – Poza tym cisza gra równie ważną rolę, co zorganizowane dźwięki… Nie mam racji, panie Muńoz?
Szachista wreszcie przychylił się do jego zdania.
– Nie ulega kwestii. – Patrzył na rozmówcę z nowym zainteresowaniem. – Podejrzewam, że chodzi o coś podobnego do negatywu fotograficznego. Tło, które pozornie nie odbiło się na błonie, w rzeczywistości także zawiera informacje… Czy to samo zachodzi u Bacha?
– Ależ oczywiście. U Bacha znajdzie pan przestrzenie w negatywie, cisze równie wymowne, co nuty, tematy i kontrapunkty… Czy pańskie systemy logiczne zakładają badanie także pustych przestrzeni?
– Naturalnie. To po prostu kwestia zmiany punktu widzenia. Czasami patrzymy na ogród, który widziany i danego miejsca wydaje się chaotyczny, z innego natomiast ujawnia regularny, geometryczny układ.
– Boję się – Alfonso spoglądał na nich szyderczo – że to trochę za naukawe jak dla mnie. – Podniósł się i podszedł do barku. – Można komuś czegoś nalać?
Nikt mu nie odpowiedział, więc sam sobie przygotował whisky z lodem, oparł się o kredensik i gestem skierowanym ku Julii wzniósł toast.
– Z tym ogrodem to całkiem do rzeczy – powiedział.
Muńoz nie słuchał, przyglądał się Loli Belmonte. Zastygł niby zaczajony myśliwy, w nieruchomym ciele żywe były tylko oczy, zamyślone i przenikliwe. Julia dobrze znała już tę jedyną u pozornie obojętnego Muńoza oznakę, że jego umysł pracuje i skupia się na wydarzeniach świata zewnętrznego. Teraz ruszy do ataku – pomyślała z zadowoleniem. Poczuła, że jest w dobrych rękach i musiała sięgnąć po filiżankę z zimną kawą, żeby ukryć porozumiewawczy uśmiech, jaki cisnął jej się na usta.
– Jak podejrzewam – Muńoz zwrócił się flegmatycznie do bratanicy gospodarza – także dla pani był to spory cios.
– A jakże – Lola Belmonte znowu popatrzyła na stryja z wyrzutem. – Przecież ten obraz jest wart fortunę.
– Nie miałem na myśli wyłącznie strony finansowej. Zdaje się, że rozgrywała pani tę partię… Często pani grywa?
– Czasami.
Jej mąż podniósł szklankę z whisky.
– Po prawdzie to całkiem nieźle gra. Nigdy nie udało mi się z nią wygrać. – Pomyślał nad tym, co właśnie powiedział, mrugnął okiem i pociągnął tęgi łyk. – Co oczywiście o niczym nie świadczy.
Lola Belmonte spoglądała podejrzliwie na Muńoza. Na Julii sprawiała wrażenie osoby zarazem zaborczej i dwulicowej, co w jakiś sposób podkreślały jej za długie spódnice, szczupłe, przypominające szpony, kościste dłonie i baczne spojrzenie, któremu asystowały haczykowaty nos i agresywnie wysunięty podbródek. Chyba z trudem się powstrzymywała, by nie wybuchnąć, bo wyraźnie uwydatniły jej się ścięgna w dłoniach. Przypomina niebezpieczną harpię – pomyślała Julia – rozdrażnioną i zuchwałą. Nietrudno było wyobrazić sobie, jak się delektuje złośliwościami, mszcząc się na innych za własne kompleksy i frustracje. Skrępowana jednostka, ograniczona przez okoliczności. Atak na króla jako sprzeciw wobec każdej władzy, która nie jest jej własną, okrucieństwo i wyrachowanie, chęć odegrania się na każdym… Na stryju, na mężu… Może i na całym świecie. Obraz to obsesja jej chorego, nietolerancyjnego umysłu. Te szczupłe, nerwowe dłonie posiadały siłę, żeby zadać śmiertelny cios w kark, udusić jedwabną chustką… Bez trudu wyobraziła ją sobie w czarnych okularach i płaszczu przeciwdeszczowym. Nie potrafiła jednak ustalić żadnego powiązania między nią a Maxem. To już zakrawało na absurd.
– Nieczęsto – odezwał się Muńoz – spotyka się kobiety grające w szachy.
– Owszem, gram. – Lola Belmonte wyraźnie się spłoszyła, wietrząc niebezpieczeństwo. – Przeszkadza to panu?
– Wręcz przeciwnie. Bardzo mi miło… Na szachownicy można zrealizować zamysły, które w praktyce, to znaczy w rzeczywistym życiu, zdają się niewykonalne… Co pani na to?
Zrobiła jakąś nieokreśloną minę, jakby nigdy nie przyszło jej do głowy to, o czym mówił.
– Może. Dla mnie to tylko kolejna gra. Hobby.
– Ale ma pani chyba po temu zdolności. Podkreślam, nieczęsto spotyka się kobiety dobrze grające w szachy…
– Kobiety potrafią różne rzeczy. Inna sprawa, że nie każdy nam pozwala rozwinąć skrzydła.
W kąciku ust Muńoza pojawił się wyzywający uśmieszek.
– Lubi pani grać czarnymi? Zazwyczaj są zmuszane do gry obronnej… Inicjatywę mają białe.
– To bzdury. Nie rozumiem, dlaczego czarne miałyby tylko czekać na cios. Zupełnie jak kobieta w domu.
– Zerknęła z pogardą na męża. – Wszyscy uważają, że to oczywiście mężczyzna nosi spodnie.
– A tak nie jest…? – dociekał Muńoz z lekkim uśmieszkiem. -… Na przykład w partii z obrazu. Pozycja wyjściowa daje przewagę białym. Czarny król jest w opresji. A czarny hetman, przynajmniej z początku, niewiele może zdziałać.
– W tej partii czarny król nie odgrywa żadnej roli. Cała odpowiedzialność spada na czarną królową. Na nią i na pionki. Tę partię wygrywa się królową i pionkami.
Muńoz wyjął z kieszeni kartkę.
– Grała pani kiedyś ten wariant?
Lola Belmonte patrzyła wyraźnie skonsternowana na rozmówcę, a następnie na podaną jej kartkę. Muńoz niby to błądził wzrokiem po pokoju, by wreszcie spojrzeć na Julię. Nieźle rozegrane – mógł odczytać w jej oczach, sam jednak nie dał po sobie niczego poznać.
– Chyba tak – odrzekła Lola Belmonte po chwili.
– Białe grają pionkami po kolei albo królową w pobliżu króla, szykują się do szacha w następnym ruchu… – popatrzyła z zadowoleniem na Muńoza. – Białe, chyba słusznie, postanowiły zagrać królową.
Muńoz skinął głową.
– Zgadzam się. Ale mnie bardziej interesuje następne posunięcie czarnych. Co by pani zrobiła?
Lola Belmonte zmrużyła podejrzliwie oczy. Usiłowała dopatrzyć się w pytaniu jakichś podtekstów. Wreszcie oddała kartkę Muńozowi.
– Już od dawna nie rozgrywam tej partii, ale przypominam sobie co najmniej cztery warianty: czarna wieża bije konika, który wiedzie białe do banalnego zwycięstwa na bazie królowej i pionków… Inna możliwość: chyba to konik bije pionka. Czarna królowa może też zbić wieżę, goniec może zbić pionka… Możliwości są nieskończone. – Spojrzała na Julię i znów na Muńoza. – Ale nie bardzo wiem, co to ma wspólnego z…
– Co by pani zrobiła – zapytał niewzruszony Muńoz, puszczając jej uwagę mimo uszu – żeby czarne wygrały…? Między nami, szachistami, chciałbym wiedzieć, w którym momencie zdobyłaby pani przewagę.
Lola Belmonte popatrzyła na niego wyniośle.
– Możemy zagrać, kiedy pan zechce. Wtedy się pan dowie.
– Z rozkoszą, i trzymam panią za słowo. Ale jest jeden wariant, o którym pani nie wspomniała, może dlatego, że go pani nie pamięta. Wariant przewidujący wymianę hetmanów. – Machnął lekko ręką, jak gdyby zmiatał bierki z niewidzialnej szachownicy. – Wie pani, o czym mówię?
– Oczywiście, że tak. Kiedy czarna królowa bije pionka na d5, wymiana jest rozstrzygająca – to powiedziawszy, Lola Belmonte uśmiechnęła się z okrutnym triumfem. – I czarne wygrywają. – Jej jastrzębie oczy znów popatrzyły i z pogardą na męża, a następnie na Julię. -…Szkoda, że pani nie gra w szachy.
– I co pan sądzi? – zapytała Julia, gdy tylko wyszli na ulicę.
Читать дальше