– Dobrze.
Miał już się rozłączyć, kiedy przypomniał sobie jeszcze o jednym.
– Posłuchaj mnie, Mank. Twój Edgewood próbował skopać podejrzanego. Facet cały czas leżał w kajdankach na ziemi. Pewnie ma cztery czy pięć złamanych żeber. – Bosch zaczekał. Mankiewicz nie odpowiedział. – Wybór należy do ciebie. Mogę zameldować o tym oficjalnie albo pozwolić ci, żebyś załatwił to po swojemu.
– Zajmę się tym.
– Dobra. Pamiętaj, daj mi znać, jeśli będziesz coś wiedział.
Odłożył słuchawkę i popatrzył na Edgara, który pokiwał głową z aprobatą wobec sposobu, w jaki Bosch załatwił sprawę Edgewooda.
– Co ze Stokesem? – spytał Edgar. – Kurwa, Harry, co tam się stało w garażu?
– Nie jestem pewny. Słuchaj, pójdę do niego i porozmawiam o Arthurze Delacroix. Zobaczę, ile z niego wycisnę, zanim wedrze się tutaj zespół do spraw użycia broni i go zabierze. Postaraj się ich zatrzymać, kiedy tu dotrą.
– No, tak samo mi to wyjdzie, jak nakopanie w sobotę Tigerowi Woodsowi w tyłek na Rivierze.
– Tak, wiem.
Harry wyszedł na tylny korytarz. Dotarł do drzwi pokoju 3, gdy zdał sobie sprawę, że nie odzyskał swojego magnetofonu od Carol Bradley z wydziału spraw wewnętrznych. Chciał nagrać rozmowę ze Stokesem. Minął drzwi pokoju przesłuchań i wszedł do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie stała aparatura wideo. Włączył kamerę skierowaną na pokój 3 oraz dodatkowy magnetofon.
Zawrócił do pokoju przesłuchań i usiadł naprzeciwko Stokesa. Z młodego mężczyzny jakby uszło życie. Niecałą godzinę temu woskował bmw za parę dolarów. Teraz czekał go powrót do więzienia – jeśli będzie miał szczęście. Wiedział, że krew policjanta przyciąga niebieskie rekiny.
Wielu podejrzanych zostawało zastrzelonych podczas próby ucieczki lub w niewyjaśniony sposób wieszało się w pokojach przesłuchań. Przynajmniej taką wersję dostawali dziennikarze.
– Wyświadcz sobie wielką przysługę – powiedział Bosch. – Uspokój się i nie zrób żadnego głupstwa. Nie rób nic, za co ci ludzie mogliby cię zabić. Zrozumiałeś?
Stokes pokiwał głową. Bosch zobaczył paczkę marlboro w kieszeni na piersi jego kombinezonu. Sięgnął przez stół i Stokes skrzywił się z trwogi.
– Uspokój się.
Wyjął paczkę i zapalił papierosa zapałką wyjętą z pudełka wsuniętego za celofan. Przysunął mały kosz na śmieci z kąta pokoju i wrzucił do niego zapałkę.
– Gdybym chciał ci przywalić, zrobiłbym to w garażu. Dzięki za papierosa.
Bosch posmakował dym. Minęły ponad dwa miesiące, odkąd miał ostatnio papierosa w ustach.
– Mogę zapalić? – zapytał Stokes.
– Nie. Nie zasłużyłeś. Nie zasługujesz nawet na kopa w dupę, ale jestem gotów zawrzeć z tobą mały układ. – Stokes podniósł wzrok na Boscha. – Pamiętasz kopniaka w żebra, którego oberwałeś w garażu? Układ jest taki. Zapomnisz o nim i zniesiesz go jak mężczyzna, to ja zapomnę, że prysnąłeś mi w twarz tym syfem.
– Mam połamane żebra, człowieku.
– A mnie wciąż palą oczy, człowieku. To był przemysłowy środek do czyszczenia. Prokurator zrobi z tego napaść na funkcjonariusza policji, zanim zdążysz powiedzieć pięć do dziesięciu w Corcoran. Pamiętasz odsiadkę w Core, prawda? – Bosch odczekał, aż dotrze to do Stokesa. – To co, umowa stoi?
Stokes kiwnął głową, ale powiedział:
– A co to za różnica? Powiedzą, że to ja do niej strzelałem. Nie…
– Przecież obaj wiemy, że tego nie zrobiłeś. – Zobaczył, że w oczach Stokesa pojawia się na powrót iskierka nadziei. – A ja opowiem dokładnie, co widziałem.
– Dobra – odrzekł niemal szeptem Stokes.
– No to zacznijmy od początku. Dlaczego uciekałeś?
– Bo to właśnie robię, człowieku. – Stokes potrząsnął głową. Uciekam. Jestem kryminalistą, a ty to pan władza. No to uciekam.
Bosch zdał sobie sprawę, że wskutek zamieszania i pośpiechu nikt jeszcze nie zrewidował Stokesa. Kazał mu wstać. Ponieważ Stokes był przykuty, mógł to zrobić, tylko pochylając się nad stołem. Bosch stanął za nim i zaczął przeszukiwać mu kieszenie.
– Masz jakieś igły?
– Żadnych, człowieku.
– Dobra. Nie chciałbym się ukłuć. Jak się ukłuję, to nie ma żadnej umowy.
Podczas rewizji Stokesa trzymał papierosa w ustach. Dym palił go w już i tak piekące oczy. Wyjął portfel, klucze na kółku i zwitek banknotów – dwadzieścia siedem jednodolarówek, napiwki Stokesa z tego dnia. Nic więcej nie było. Jeśli nawet Stokes nosił narkotyki na sprzedaż czy na własny użytek, wyrzucił je podczas próby ucieczki.
– Policjanci przeszukają teren z psami – powiedział. – Jeśli wyrzuciłeś prochy, to je znajdą i nic nie będę mógł z tym zrobić.
– Niczego nie wyrzuciłem. Jeśli powiedzą, że coś mają, to to podrzucili.
– Pewnie, tak samo jak O. J. Simpsonowi.
Bosch usiadł.
– Pamiętasz, co ci na początku powiedziałem? Chcemy tylko porozmawiać. Tak powiedziałem i to prawda. To wszystko… Tego wszystkiego można było uniknąć, gdybyś mnie tylko posłuchał.
– Gliny nigdy nie chcą tylko rozmawiać. Zawsze chcą czegoś więcej.
Bosch pokiwał głową. Już dawno przestał się dziwić, jak dobrze recydywiści znali życie.
– Opowiedz mi o Arthurze Delacroix.
Stokes zmrużył oczy ze zdziwienia.
– Co? O kim?
– O Arthurze Delacroix. Kumplu, z którym jeździliście na deskorolkach. Z czasów Miracle Mile. Przypominasz sobie?
– Jezu, człowieku, to było…
– Dawno temu. Wiem. Dlatego pytam.
– Co z nim? Dawno go nie widziałem.
– Opowiedz mi o nim. Powiedz, jak to było, kiedy zniknął.
Stokes popatrzył na skute kajdankami ręce i powoli pokręcił głową.
– To było dawno temu. Nic nie pamiętam.
– Postaraj się. Dlaczego zniknął?
– Nie wiem. Może miał dość tego gówna i nawiał.
– Mówił ci, że zamierza to zrobić?
– Nie, człowieku, po prostu nawiał. Pewnego dnia zniknął, i już nigdy go nie widziałem.
– Jakiego gówna?
– Że co?
– Powiedziałeś, że miał dość tego gówna i nawiał. Jakiego gówna? O co ci chodziło?
– Och, wie pan, swojego gównianego życia.
– Miał kłopoty w domu?
Stokes się roześmiał.
– Miał kłopoty w domu? – powtórzył, naśladując Boscha. – A kto ich nie ma, człowieku.
– Czy był maltretowany – fizycznie – w domu? O to mi chodzi.
Stokes znów się zaśmiał.
– A kto nie był? Mój stary wolał mi przyłożyć, zamiast o czymkolwiek ze mną pogadać. Kiedy miałem dwanaście lat, rzucił we mnie przez pokój pełną puszką piwa. Tylko dlatego, że zjadłem taco, na które miał ochotę. Zabrali mnie potem od niego.
– To naprawdę godne potępienia, ale mówimy o Arthurze Delacroix. Mówił ci kiedyś, że ojciec go bije?
– Nie musiał, człowieku. Widziałem siniaki. Z tego, co pamiętam, zawsze miał limo podbite.
– Od jazdy na deskorolce. Często z niej spadał.
– Gówno prawda, człowieku. – Stokes potrząsnął głową. – Artie był mistrzem. Nic innego nie robił. Był za dobry, żeby zrobić sobie krzywdę.
Bosch trzymał podeszwy płasko na podłodze. Wyczuł wibrację – po pokoju detektywów chodzili teraz ludzie. Wyciągnął rękę za siebie i zamknął drzwi pokoju przesłuchań.
– Pamiętasz, kiedy był w szpitalu? Miał obrażenia głowy. Mówił ci, że to od upadku z deskorolki?
Stokes zmarszczył brwi i wbił wzrok w podłogę. Bosch najwidoczniej obudził w nim wyraźne wspomnienie.
Читать дальше