– Jak twoje oczy? – zapytał wreszcie Gilmore, nie podnosząc wzroku.
– Jedno ciągle piecze mnie jak diabli. Czuję się, jakbym zamiast nich miał sadzone jajka.
– No tak. Twierdzisz, że Stokes prysnął ci w nie środkiem czyszczącym.
– Zgadza się.
– I na chwilę cię oślepił.
– Zgadza się.
Gilmore wstał i zaczął krążyć po ciasnej przestrzeni za krzesłem.
– Ile czasu minęło od chwili, kiedy zostałeś oślepiony, do momentu kiedy dotarłeś do garażu i rzekomo widziałeś, jak posterunkowa Brasher się postrzeliła?
Harry zastanowił się przez chwilę.
– No, przepłukałem oczy wodą z węża, a potem ruszyłem w pościg. Mogło minąć nie więcej niż pięć minut, ale niewiele mniej.
– A zatem w ciągu pięciu minut ze ślepca zrobił się z ciebie Sokole Oko i mogłeś wszystko zobaczyć?
– Nie określiłbym tego w ten sposób, ale czas się zgadza.
– Cóż, przynajmniej jedno wyjaśniłem. Dzięki.
– Nie ma sprawy, poruczniku.
– Twierdzisz zatem, że nie widziałeś szarpaniny o broń posterunkowej Brasher, zanim nastąpił strzał. Zgadza się?
Gilmore złożył ręce za sobą, trzymając ołówek w dwóch palcach jak papierosa. Harry oparł się o stół. Rozumiał prowadzoną przez Gilmore'a grę.
– Te słowne gierki są niepotrzebne, poruczniku. Nie było żadnej szarpaniny. Nie widziałem jej, bo jej nie było. Gdyby była, to bym ją zobaczył. Czy to dostatecznie jasne? – Gilmore się nie odezwał. Dalej chodził za stołem. – Słuchaj, dlaczego po prostu nie zrobisz Stokesowi próby parafinowej? Na rękach i kombinezonie powinny zostać ślady. Nic nie znajdziesz. Szybko powinieneś się upewnić.
Gilmore wrócił do krzesła i wsparł się o nie. Popatrzył na Harry'ego i pokręcił głową.
– Wiesz, że z radością bym to zrobił, detektywie. W normalnych warunkach od razu szukamy śladów prochu. Problem polega na tym, że spaprałeś sprawę. Przyszło ci do głowy, żeby zabrać Stokesa z miejsca przestępstwa i przywieźć go tutaj. Zerwałeś łańcuch dowodowy, rozumiesz? Mógł się umyć, przebrać, bo ja wiem, co jeszcze, bo wpadło ci do głowy, żeby go zabrać z miejsca przestępstwa.
Harry był na to przygotowany.
– Uznałem, że chodzi o jego bezpieczeństwo. Mój partner to potwierdzi. Tak samo Stokes. Poza tym ani na chwilę nie straciłem go z oczu, dopóki nie władowaliście się do tego pokoju.
– To nie zmienia faktu, iż uznałeś, że twoja sprawa jest ważniejsza niż zebranie przez nas informacji w sprawie postrzelenia funkcjonariuszki wydziału. Tak?
Na to nie miał gotowej odpowiedzi. Zaczynał jednak w pełni pojmować, do czego zmierza Gilmore. Dla niego i departamentu liczyła się możność zaprezentowania wniosku, że Julia została postrzelona podczas szamotaniny. W ten sposób wychodziła na bohaterkę, a to mogła wykorzystać wydziałowa machina propagandowa. Nic tak jak postrzelenie dobrego policjanta podczas pełnienia obowiązków – a już tym bardziej świeżo upieczonej funkcjonariuszki – nie pomagało w przypomnieniu społeczeństwu o wszystkim, co dobre i szlachetne w wydziale oraz co niebezpieczne w pracy policji.
Z kolei oświadczenie, że Julia Brasher postrzeliła się przypadkowo – albo jeszcze gorzej – byłoby dla wydziału żenujące. Jeszcze jedna z wielu publicznych wpadek.
Na drodze do upragnionego przez Gilmore'a – a tym samym przez Irvinga i kierownictwo departamentu – wniosku stali oczywiście Stokes oraz w następnej kolejności Bosch. Ze Stokesem nie było kłopotu. Cokolwiek mówił skazany kryminalista, któremu groził kolejny wyrok za postrzelenie policjantki, mogło zostać zbagatelizowane jako służące chronieniu własnej skóry. Bosch był jednak naocznym świadkiem z odznaką. Gilmore musiał nakłonić go do zmiany zeznań, a gdyby to się nie udało – podważyć wiarygodność Boscha. Pierwszym czułym punktem była kondycja fizyczna Boscha w kluczowym momencie. Zważywszy na to, że spryskano mu oczy żrącym środkiem, czy rzeczywiście mógł widzieć to, przy czym się upierał? Zawsze jeszcze pozostawał atak na zawodową postawę Boscha: sugestia, że tak bardzo Stokes był mu potrzebny do prowadzonego śledztwa, iż był gotów skłamać w sprawie postrzelenia przez recydywistę policjantki.
Dla Harry'ego było to tak niedorzeczne, że aż koszmarne. Przez lata napatrzył się jednak na o wiele gorsze rzeczy, które spotykały policjantów stających na drodze machinie prezentującej społeczeństwu obraz wydziału.
– Zaczekaj chwilę, ty… – Harry zdołał powstrzymać się od epitetu pod adresem wyższego rangą oficera. – Jeśli starasz się zasugerować, że potrafiłbym skłamać, iż Stokes nie postrzelił Julii – to znaczy posterunkowej Brasher – żeby uchronić go dla mojego śledztwa, to – z całym należnym szacunkiem – zupełnie ci odbiło.
– Detektywie, sprawdzam tylko wszelkie ewentualności. To należy do moich obowiązków.
– No to możesz je sprawdzać beze mnie. Wstał i podszedł do drzwi.
– Dokąd się wybierasz?
Obejrzał się na lustro i otworzył drzwi, po czym popatrzył na Gilmore'a.
– Mam dla ciebie wiadomość, poruczniku. Twoja teoria jest gówno warta. Stokes nic nie wnosi do mojej sprawy. Zero. Julia została postrzelona, ale na nic się to nie zdało.
– Ale nie wiedziałeś tego, dopóki go tu nie przywiozłeś, prawda?
Bosch popatrzył na niego jeszcze chwilę i powoli potrząsnął głową.
– Życzę miłego dnia, poruczniku.
Odwrócił się, by wyjść, i o mało nie wpadł na Irvinga. Zastępca komendanta stał sztywno jak struna na korytarzu za drzwiami.
– Proszę na chwilę zawrócić, detektywie – odezwał się spokojnie. – Nalegam.
Harry cofnął się do pokoju. Irving wszedł za nim.
– Proszę zostawić nas samych, poruczniku – polecił Irving. – I niech pan opróżni sąsiedni pokój. – Przy tych słowach wskazał na lustro.
– Tak jest – odrzekł Gilmore, wyszedł i zamknął drzwi za sobą.
– Niech pan usiądzie – powiedział Irving.
Harry wrócił na miejsce naprzeciw lustra. Irving stał. Po chwili i on zaczął chodzić tam i z powrotem przed zwierciadłem. Bosch widział jego podwojoną postać.
– Uznamy ten postrzał za wypadek – rzekł Irving, nie patrząc na Boscha. – Posterunkowa Brasher zatrzymała podejrzanego i przypadkowo wystrzeliła podczas chowania broni.
– Tak powiedziała? – spytał Harry.
Irving wyglądał przez chwilę na zakłopotanego, potem potrząsnął głową.
– O ile mi wiadomo, rozmawiała tylko z panem i nie powiedziała nic konkretnego na temat strzału.
Harry przytaknął.
– A zatem to koniec?
– Nie widzę potrzeby, żeby to przeciągać.
Boschowi przypomniała się fotografia rekina na kominku u Julii. To, czego dowiedział się o niej w tak krótkim czasie. Znów w zwolnionym tempie stanęły mu przed oczami sceny z garażu. Obraz całości wciąż był niespójny.
– Jeśli nie będziemy szczerzy wobec samych siebie, jak możemy w ogóle mówić ludziom prawdę?
Irving odchrząknął.
– Nie zamierzam urządzać z panem debaty, Bosch. Decyzja zapadła.
– Pan ją podjął.
– Tak, ja.
– A co ze Stokesem?
– To zależy od prokuratury. Można go oskarżyć o nieumyślne spowodowanie śmierci. Bądź co bądź jego ucieczka doprowadziła do strzelaniny. Wszystko będzie zależało od szczegółów. Jeśli zostanie ustalone, że w chwili śmiertelnego postrzału był już aresztowany, wówczas może zdoła…
– Chwilę – powiedział Bosch, wstając z krzesła. – Chwilę. Powiedział pan: spowodowanie śmierci? Śmiertelny postrzał?
Читать дальше