– Nie! Cofnij się! Odejdź od niego!
Edgar chwycił Edgewooda i odciągnął go od Stokesa, który po kopniaku wył niczym ranne zwierzę, a potem mamrotał i jęczał ze strachu.
– Zabierz Edgewooda na górę i przyprowadź tutaj sanitariuszy – polecił Harry Edgarowi. – Krótkofalówki są tutaj gówno warte. – Obydwaj policjanci stali jak zaklęci. – Idźcie! No już!
Jak na dany znak w oddali rozległo się wycie syren.
– Chcesz jej pomóc? To idź po nich!
Edgar odwrócił Edgewooda. Obydwaj wbiegli po rampie.
Harry obrócił się do Julii. Jej twarz miała teraz barwę płótna – wchodziła we wstrząs. Harry nie rozumiał dlaczego – ostatecznie została trafiona w ramię. Nagle zastanowił się, czy nie padły dwa strzały. Czy huk i echo zagłuszyły drugi? Przyjrzał się Julii, ale nie widział śladów drugiego trafienia. Nie chciał obracać jej na bok, bojąc się, że wyrządzi jej tym większą szkodę. Nie wypływała jednak spod niej krew.
– No, Julio, trzymaj się. Wytrzymasz. Słyszałaś? Sanitariusze zaraz tu będą. Wytrzymaj tylko.
Otworzyła usta i wysunęła przed siebie podbródek.
– Złapał… – zaczęła mówić -… sięgnął po… – Zacisnęła zęby i pokręciła głową wspartą na marynarce. Spróbowała powiedzieć coś jeszcze. – To nie… ja nie…
Harry nachylił się nad nią.
– Cicho – powiedział kategorycznie. – Cicho, nic nie mów. Skup się tylko, żeby przeżyć, Julio. Nie popuszczaj. Nie umieraj. Proszę, nie umieraj.
Czuł przenikające garaż wibracje. Po chwili od ścian odbiły się czerwone światła. Obok nich zatrzymała się karetka. Za nią stanął radiowóz. Do garażu zbiegali funkcjonariusze w mundurach, byli z nimi Eyman i Leiby.
– Och, Boże, och, proszę – mamrotał Stokes. – Niech tego nie zrobią…
Przy Boschu znalazł się sanitariusz. Pierwsze, co zrobił, to położył mu dłoń na ramieniu i delikatnie go odciągnął. Bosch pozwolił na to bez oporu, zdając sobie sprawę, że od tej chwili tylko by przeszkadzał. Cofając się na kolanach w tył, poczuł, że Julia nagle zacisnęła mu dłoń na przedramieniu i pociągnęła ku sobie.
– Harry, nie pozwól im… – wyszeptała cienkim głosem.
Nie dosłyszał reszty, bo sanitariusz zakrył jej usta maską tlenową.
– Niech pan się odsunie – powiedział zdecydowanie do Harry'ego.
Bosch odpełzł jeszcze kawałek na czworakach. Potem wyciągnął dłoń i na chwilę uścisnął kostkę Julii.
– Nic ci nie będzie, Julio.
– Julio? – powiedział drugi sanitariusz, kucając obok niej z wielką torbą z ekwipunkiem medycznym.
– Julio.
– No dobrze, Julio – powiedział sanitariusz. – Jestem Eddie, a to Charlie. Zaraz cię połatamy. Nic ci nie będzie, tak jak powiedział twój kumpel. Musisz byś jednak twarda. Musisz tego chcieć, Julio. Musisz walczyć.
Odpowiedziała coś, czego nie dało się zrozumieć. Były to trzy krótkie słowa, miał jednak wrażenie, że je zrozumiał. „Nic nie czuję”.
Sanitariusze podjęli zabiegi zmierzające do wyprowadzenia jej ze wstrząsu. Ten, który nazywał się Eddie, przez cały czas mówił do Julii. Bosch wstał i podszedł do Stokesa. Poderwał go z posadzki i odepchnął od ekipy ratunkowej.
– Mam połamane żebra – poskarżył się Stokes. – Potrzebuję sanitariuszy.
– Nic na to nie poradzą, wierz mi, Stokes. Więc zamknij ryj.
Podeszło do nich dwóch mundurowych. Harry poznał, że byli pośród tych, którzy kilka wieczorów wcześniej mówili Julii, że spotkają się z nią u Boardnera. Byli jej przyjaciółmi.
– Zabierzemy go na komendę.
Harry bez wahania przepchnął Stokesa obok nich.
– Musi pan tu zaczekać na zespół, detektywie.
Mieli rację. Lada chwila powinien zjawić się zespół, wyjaśniający przypadki użycia broni przez policjanta lub przeciwko niemu. Boscha czekało przesłuchanie jako najważniejszego świadka. Nie zamierzał jednak powierzyć Stokesa komuś, komu całkowicie nie ufał. Wszedł z nim po rampie w stronę światła.
– Słuchaj, Stokes, chcesz żyć?
Młodszy mężczyzna nie odpowiedział. Szedł zgarbiony po kopnięciu w żebra. Bosch stuknął go lekko w miejsce, w które kopnął Edgewood. Stokes głośno jęknął.
– Słuchasz mnie? – zapytał Bosch. – Chcesz przeżyć?
– Pewnie, że chcę.
– To posłuchaj. Zostawię cię w pokoju przesłuchań i masz nie odzywać się do nikogo oprócz mnie. Rozumiesz?
– Rozumiem. Nie daj, żeby zrobili mi krzywdę. Nikomu nic nie zrobiłem. Nie wiem, co się stało, człowieku. Powiedziała, żebym stanął pod ścianą, to zrobiłem, co kazała. Przysięgam na Boga, że tylko…
– Zamknij się! – rozkazał Bosch.
Po zjeździe schodzili kolejni policjanci, a jemu w tej chwili zależało najbardziej na tym, żeby wyprowadzić stąd Stokesa.
Gdy wyszli na światło dnia, Harry zobaczył na chodniku Edgara, który rozmawiał przez telefon komórkowy. Drugą ręką kierował do garażu karetkę transportową. Harry pchnął Stokesa w jego stronę. Gdy dochodzili do niego, Edgar złożył telefon.
– Właśnie rozmawiałem z panią porucznik. Już tu jedzie.
– Doskonale. Gdzie twój samochód?
– Wciąż w myjni.
– Idź po niego. Zabieramy Stokesa na posterunek.
– Harry, nie możemy po prostu odjechać z miejsca…
– Widziałeś, co zrobił Edgewood. Musimy zabrać tego zasrańca w bezpieczne miejsce. Idź po swój samochód. Jeśli będą nam truć o to dupę, biorę to na siebie.
– W takim razie zgoda.
Edgar pobiegł w stronę myjni.
Harry wypatrzył słup przy narożniku kamienicy. Podszedł tam ze Stokesem i przykuł go do niego.
– Czekaj tutaj – powiedział. Odsunął się i przegarnął ręką włosy.
– Co tu się stało, do cholery?
Nie zdawał sobie sprawy, że mówi to na głos, dopóki Stokes nie zaczął w odpowiedzi jęczeć, że on nic nie zrobił.
– Zamknij się! Nie mówiłem do ciebie.
Bosch i Edgar przeprowadzili Stokesa przez salę detektywów na krótki korytarz, od którego odchodziły pokoje przesłuchań. Wepchnęli go do pokoju numer 3 i przykuli do stalowego pierścienia na środku stołu.
– Wrócimy – powiedział Bosch.
– Ej, nie zostawiaj mnie tutaj, człowieku – zaczął Stokes. – Przyjdą po mnie.
– Nikt nie przyjdzie oprócz mnie – odrzekł Bosch. – Tylko siedź cicho.
Wyszli z pokoju i go zamknęli. Harry wrócił do biurka. Pokój detektywów był zupełnie pusty. W razie postrzelenia policjanta wszyscy ruszali na pomoc – to był artykuł wiary policyjnej religii. Gdybyś to ty oberwał, chciałbyś, żeby wszyscy ci pomagali, dlatego zachowywałeś się tak samo.
Harry potrzebował papierosa, czasu na zastanowienie i kilku odpowiedzi. Nie mógł przestać myśleć o Julii. Wiedział jednak, że nie ma żadnego wpływu na jej stan, i musi zająć się czymś, nad czym ma kontrolę.
Zdawał sobie sprawę, że zostało mu niewiele czasu, nim zespół do spraw użycia broni trafi tu tropem jego i Stokesa. Podniósł słuchawkę i zadzwonił na dyżurkę. Zgłosił się Mankiewicz – zapewne jedyny policjant, który został w komendzie.
– Jakie najnowsze informacje? – zapytał Bosch. – Co z nią?
– Nie wiem. Słyszałem, że źle. Gdzie jesteś?
– Na komendzie. Mam zatrzymanego.
– Co ty wyprawiasz, Harry? Zespół włączył się do sprawy. Powinieneś być na miejscu strzelaniny. Obydwaj powinniście.
– Powiedzmy, że bałem się pogorszenia sytuacji. Słuchaj, zawiadom mnie natychmiast, jeśli dowiesz się czegoś o Julii, dobrze?
Читать дальше