Reszty historii już nie słyszałem. Wstałem, podszedłem do balustrady i popatrzyłem na port. Ale nic nie widziałem. Mój umysł był zbyt zajęty światem wewnętrznym. Piętrzyły się w nim pomysły i emocje. Nagle dowiedziałem się, że nazwisko Williama Binga, nabazgrane przez Terry'ego McCaleba na skrzydełku teczki, należy do małpy. Uświadomiłem sobie, że tej historii jeszcze daleko do końca.
Trochę później tego dnia Rachel przyszła mnie odwiedzić. Właśnie wróciłem z wypełniania papierów u Kiz Rider w Parker Center i odsłuchiwałem na sekretarce wiadomość od Eda Thomasa. Dziękował, że uratowałem mu życie, tymczasem to ja byłem mu cały czas winny przeprosiny za to, że go od razu nie ostrzegłem. Czułem się winny z tego powodu i zastanawiałem się, czy zadzwonić do księgarni, kiedy zapukała Rachel. Zaprosiłem ją do środka i wyszliśmy na taras.
– No, niezły widok.
– Tak. Lubię go.
Wskazałem na lewo, gdzie pomiędzy halami zdjęciowymi Warner Bros było widać kawałeczek rzeki.
– I proszę bardzo, oto potężna rzeka Los Angeles.
Zmrużyła oczy i zerknęła, w końcu ją dostrzegła.
– Kanał. Teraz wygląda cieniutko.
– Odpoczywa. Przy następnej burzy znowu się obudzi.
– Harry, jak ty się czujesz?
– Dobrze. Lepiej. Dużo spałem. Zdziwiłem się, że jeszcze jesteś w mieście.
– Zostanę jeszcze kilka dni. Właściwie to rozglądam się za jakimś mieszkaniem.
– Serio?
Odwróciłem się plecami do poręczy, żeby na nią popatrzeć.
– Jestem prawie pewna, że ta sprawa będzie moim biletem powrotnym z Dakoty Południowej. Nie wiem, do jakiego zespołu mnie przydzielą, ale chcę poprosić, żeby to było w Los Angeles. A może chciałam, dopóki nie zobaczyłam, ile tu się płaci za mieszkanie. W Rapid City płacę pięćset pięćdziesiąt miesięcznie za bardzo sympatyczne i bezpieczne lokum.
– Mógłbym ci znaleźć tu lokal za pięćset pięćdziesiąt, ale pewnie by ci się nie spodobał. Poza tym trzeba by było nauczyć się innego języka.
– Nie, to dzięki. Jeszcze poszukam. Co porabiałeś?
– Właśnie wróciłem z Parker Center. Złożyłem papiery. Wracam do pracy.
– No to chyba koniec naszych kontaktów, nie? Słyszałam, że FBI i LAPD nie gadają ze sobą.
– Tak, jest taki mur. Ale od czasu do czasu już padał. Możesz wierzyć albo nie, ale mam paru kolegów w Biurze.
– Wierzę, Harry.
Zauważyłem, że z powrotem nazywa mnie po imieniu. Ciekawe, czy to oznacza koniec naszego romansu.
– Kiedy się domyśliłaś tego o McCalebie? – spytałem.
– Co masz na myśli? Czego się domyśliłam?
– Kiedy doszłaś, że Backus go nie zabił? Że zabił się sam.
Oparła obie ręce o balustradę i spojrzała w dół, w kanał odpływowy pod rynną. Ale tak naprawdę nie patrzyła na nic.
– Harry, o czym ty mówisz?
– Dowiedziałem się, kto to jest William Bing. To małpa z ulubionej książeczki jego córki.
– I co z tego? Co to oznacza?
– Oznacza to, że poszedł do szpitala w Las Vegas pod fałszywym nazwiskiem. Źle się z nim działo, Rachel. Coś mu szwankowało. W środku.
Puknąłem się w pierś.
– Może pojechał tam ze śledztwem, a może nie. Wiedział jednak, że coś jest z nim nie tak, i wybrał się do szpitala, żeby się przebadać w tajemnicy. Nie chciał, żeby wiedziała o tym żona i rodzina. Zbadali go, wyniki były niepomyślne. Jego drugie serce miał spotkać los pierwszego. Kardio… mio… jakoś tak. W sumie wyszło na to, że umiera. Musiałby dostać następne serce.
Rachel pokręciła głową, jakby sądziła, że gadam głupoty.
– Nie wiem, skąd ty to wszystko wziąłeś, ale nie możesz przecież…
– Posłuchaj, wiem to i owo. Wiem na przykład, że już zużył swoje ubezpieczenie zdrowotne, więc gdyby miał ustawiać się w kolejkę po następne serce, straciliby wszystko – dom, łódź, wszystko. Wszystko za nowe serce.
Urwałem, po chwili mówiłem dalej, cicho i spokojnie:
– Tego nie chciał. Nie chciał także, żeby rodzina widziała, jak gaśnie i umiera na państwowym garnuszku. I nie podobało mu się to, że kto inny miałby umrzeć, żeby on przeżył. Przecież już raz przez to przeszedł.
Zatrzymałem się, żeby zobaczyć, czy tym razem również zaprotestuje i będzie mi zaprzeczać. Lecz ona milczała.
– Zostało mu tylko ubezpieczenie na życie i renta. Chciał im to zostawić. Dlatego sam podmienił sobie lekarstwa. Pod siedzeniem w jego samochodzie leżał kwitek ze sklepu ze zdrową żywnością. Zadzwoniłem tam dziś rano i zapytałem, czy mają sproszkowaną chrząstkę rekina. Mają.
– Podmienił pigułki i brał je dalej jak gdyby nigdy nic. Spodziewał się, że jeśli wszyscy będą widzieli, jak je bierze, to obejdzie się bez sekcji i sprawy potoczą się gładko.
– Ale tak się nie stało, prawda?
– Nie, ale na tę okoliczność też miał plan awaryjny. Dlatego poczekał do tego dłuższego czarteru. Chciał umrzeć na łodzi, na pełnym morzu, na wodach, które są pod federalną jurysdykcją. Miał nadzieję, że jeśli coś pójdzie nie tak, jego przyjaciele w Biurze zatroszczą się o wszystko.
– Jedyny feler tego planu polegał na tym, że nie wiedział o Poecie. Nie miał pojęcia, że jego żona do mnie przyjdzie ani że parę linijek nabazgranych na teczce doprowadzi do tego wszystkiego.
Pokręciłem głową.
– Powinienem to zauważyć. Podmiana leków to nie w stylu Backusa. Zbyt skomplikowane. Jak metoda jest skomplikowana, przeważnie jest to ktoś bliski.
– A co z tą groźbą pod adresem rodziny? Wiedział, że ktoś groził jego rodzinie. Dostał zdjęcia dowodzące tego, że ktoś ich śledził. Mówisz, że dał sobie spokój ze wszystkim i zostawił rodzinę w niebezpieczeństwie? Nie Terry McCaleb, którego znałam.
– Może uważał, że to jemu ktoś zagraża. Jeśli on odejdzie, groźba zniknie wraz z nim.
Rachel skinęła głową, ale nie wydawała się przekonana.
– Twój łańcuch faktów wygląda ciekawie, Harry, i nic poza tym. To muszę ci przyznać. Ale dlaczego powiedziałeś, że czegoś się domyśliłam?
– No bo… na przykład, zbyłaś moje pytanie o Williama Binga. Albo wtedy w tym domu. Kiedy celowałem w Backusa, już miał powiedzieć coś o Terrym, a ty mu przerwałaś. Tylko otworzył usta, a ty na niego naskoczyłaś. Myślę, że chciał powiedzieć, iż nie zabił Terry'ego.
– Jasne, zabójca, który wypiera się jednej z ofiar. Niebywałe.
Jej sarkazm był podejrzany.
– Już się nie ukrywał. Przyznałby się do tego, gdyby to była jego sprawka. Wiedziałaś to i dlatego właśnie mu przerwałaś. Wiedziałaś, że zaprzeczy.
Odsunęła się od balustrady i stanęła tuż przede mną.
– Dobra, Harry, myślisz, że wszystko już rozpracowałeś. Doszedłeś, że wśród morderstw ukryło się jedno małe, smutne samobójstwo. I co z tym zrobisz? Pójdziesz i to rozgłosisz? W ten sposób tylko pozbawisz jego rodzinę pieniędzy. Tego chcesz? Może w nagrodę za ujawnienie tego trochę ci odpalą.
Teraz z kolei ja odwróciłem się od niej i oparłem o poręcz.
– Nie, nie chcę. Po prostu nie lubię, gdy ktoś mnie okłamuje.
– Aha, rozumiem. Tak naprawdę nie chodzi o Terry'ego. Chodzi o ciebie i o mnie, tak?
– Nie wiem, o co chodzi, Rachel.
– Dobra, więc jak się dowiesz, jak to też rozpracujesz, to mi powiedz, okay?
Znienacka przysunęła się do mnie i mocno pocałowała w policzek.
– Do widzenia, Bosch. Może zobaczymy się jeszcze kiedyś, jak mi się uda załatwić to przeniesienie.
Читать дальше