– Załóż kajdanki na prawą rękę i przypnij do krzesła.
– Bob, proszę cię. Może…
– Rób, co mówię!
Przypięła się do poręczy. Przełożyła koniec przez zapadkowe zapięcie.
– Ciasno, ale nie za ciasno. Nie chcę, żeby zostały ślady.
Kiedy skończyła, kazał jej położyć lewą rękę na drugiej poręczy. Podszedł, chwycił ją za przedramię i spiął przegub drugą parą kajdanek. Cofnął się, by podziwiać efekt swej pracy.
– No i już.
– Bob, tak dobrze nam się kiedyś pracowało. Dlaczego to robisz?
Spojrzał na nią z góry i uśmiechnął się.
– Nie wiem. Ale o tym porozmawiamy później. Na razie chcę skończyć z detektywem Thomasem. I on, i ja czekaliśmy na to dosyć długo. A ty, Rachel, pomyśl tylko: będziesz mogła popatrzeć. Cóż za niezwykła okazja.
Backus odwrócił się do Thomasa. Podszedł do niego i wyszarpnął knebel z ust. Potem sięgnął do kieszeni po scyzoryk. Otworzył go i jednym szybkim ruchem przeciął plastik więżący prawą rękę Thomasa.
– Na czym to stanęliśmy, panie Thomas? Trzeci wers, jak się zdaje.
– Raczej koniec pieśni, powiedziałbym.
Rachel rozpoznała głos Boscha za plecami. Lecz kiedy odwróciła się, by nań spojrzeć, oparcie krzesła okazało się zbyt wysokie.
Trzymałem pistolet bez ruchu, zastanawiając się, jak sobie najlepiej z Backusem poradzić.
– Harry – odezwała się spokojnie Rachel. – Ma pistolet w lewej ręce i nóż w prawej. Jest praworęczny.
Wycelowałem i powiedziałem mu, żeby odłożył broń. Usłuchał bez wahania. To mnie zastanowiło: chyba trochę za szybko przeszedł do planu B. Była tu jeszcze jakaś broń? Jeszcze jeden morderca w tym domu?
– Rachel, Ed, wszystko w porządku?
– W porządku – odparła Rachel. – Każ mu się położyć, Harry. W kieszeni ma plastikowe kajdanki.
– Rachel, gdzie twój pistolet?
– W tamtym pokoju. Harry, każ mu się położyć!
Postąpiłem jeszcze jeden krok w głąb pokoju, potem zatrzymałem się i przyjrzałem Backusowi. Znów się zmienił. Nie przypominał już faceta, który przedstawił się jako Shandy. Nie miał brody, nie nosił czapki na siwych włosach. Twarz i głowę miał gładko ogoloną. Wyglądał całkiem inaczej.
Zrobiłem następny krok, lecz tym razem też się zatrzymałem. Pomyślałem nagle o Terrym McCalebie, jego żonie, córce i adoptowanym synu. Pomyślałem o naszej wspólnej misji, o tym, jaka to strata dla świata. Ilu złoczyńców będzie chodzić na wolności przez to, że zabrakło McCaleba? Wezbrał we mnie gniew, jak rzeka za oknem. Nie chciałem kłaść Backusa na ziemi, skuwać go i przyglądać się, jak odjeżdża radiowozem, by żyć za kratami jako znana i podziwiana sława. Chciałem zabrać mu wszystko, co zabrał mojemu przyjacielowi i każdej pozostałej ofierze.
– Zabiłeś mojego przyjaciela – powiedziałem. – I za to cię…
– Harry, przestań – odezwała się Rachel.
– Przykro mi – odparł Backus. – Ale sporo pracowałem. Jak się nazywał ów pana przyjaciel?
– Terry McCaleb. Także twój kolega, a ty…
– Właściwie to zamierzałem się nim zająć. Tak, on mógłby mnie uwierać jak kamyk w bucie. Ale…
– Bob, zamknij się! – wrzasnęła Rachel. – Buty to ty mógłbyś mu czyścić! Harry, to zbyt niebezpieczne. Powal go! I to już!
Opanowałem wściekłość i skupiłem się na chwili obecnej. Odsunąłem wspomnienia o Terrym McCalebie. Postąpiłem ku Backusowi, zastanawiając się, co mówi Rachel. Powal go? Czy ona chce, żebym go zastrzelił?
Kolejne dwa kroki.
– Kładź się – rozkazałem. – Z daleka od broni.
– Co tylko pan każe.
Odwrócił się, jakby odchodził od broni i szukał miejsca na położenie się.
– Może nie tu, tu jest kałuża. Kominek przecieka.
Nie czekając na moją odpowiedź, zrobił krok w stronę okna. I nagle to zobaczyłem. Wiedziałem, co zrobi.
– Backus, stój!
Ale moje słowa go nie powstrzymały. Odbił się stopami i zanurkował głową naprzód w okno. Rama, osłabiona latami nasłonecznienia i ulew, takich jak dzisiaj, wyleciała lekko jak hollywoodzka dekoracja. Kiedy przelatywał przez nią, sypnęły się drzazgi i odłamki szkła. Szybko podbiegłem do otworu i natychmiast zobaczyłem rozbłysk lufy drugiej broni Backusa. Plan B.
Dwa trzaski jeden po drugim, usłyszałem, jak pociski świszczą koło mnie i uderzają w sufit. Skryłem się przy ścianie i na ślepo dwa razy szybko strzeliłem. Potem padłem na podłogę, przetoczyłem się pod oknem i wstałem po drugiej stronie. Wyjrzałem, Backus znikł. Na ziemi zauważyłem małego, dwustrzałowego derringera. Zapasową broń stanowił mały, dwustrzałowy pistolecik; teraz był nieuzbrojony, chyba że miał jeszcze plan C.
– Harry, nóż! – krzyknęła z tyłu Rachel. – Przetnij to!
Podniosłem nóż z podłogi i szybko przeciąłem jej więzy. Plastik łatwo ustępował. Potem odwróciłem się do Thomasa i włożyłem mu scyzoryk w prawą dłoń, żeby mógł się sam uwolnić.
– Przepraszam, Ed – powiedziałem.
Dłuższe przeprosiny mogłem odłożyć na później. Odwróciłem się z powrotem do Rachel, która stała przy oknie i wyglądała w ciemność. Podniosła pistolet Backusa.
– Widzisz go?
Podszedłem do niej. Trzydzieści jardów po lewej było koryto rzeki. Zerknąłem tam i zobaczyłem, jak nurt niesie wyrwany z korzeniami dąb. Potem coś się ruszyło. Dostrzegliśmy, jak Backus wyskakuje zza osłony bugenwilli i zaczyna wspinać się na ogradzający kanał płot. Gdy już przechodził na drugą stronę, Rachel uniosła broń i strzeliła dwa razy. Backus opadł na żwirową ścieżkę obok kanału. Ale potem zerwał się na równe nogi i zaczął biec. Chybiła.
– Nie przedostanie się przez rzekę. Jest uwięziony po tej stronie. Biegnie do mostu w Saticoy.
Wiedziałem, że jeśli do niego dotrze, umknie. Przejdzie na drugą stronę i zniknie w dzielnicy mieszkaniowej na zachodnim brzegu albo wśród biurowców przy DeSoto.
– Ja biegnę – powiedziała Rachel. – Ty masz samochód i będziesz tam szybciej. Dorwiemy go przy moście.
– Jasne.
Popędziłem do drzwi, przygotowując się do pościgu w deszczu. Po drodze wyciągnąłem z kieszeni telefon i rzuciłem Thomasowi.
– Ed! – krzyknąłem przez ramię. – Dzwoń na policję. Potrzebne nam wsparcie.
Rachel wyciągnęła magazynek z pistoletu Backusa i stwierdziła, że przed oddaniem dwóch strzałów był pełny. Wcisnęła go z powrotem i podeszła do okna.
– Iść z tobą? – zapytał z tyłu Ed.
Rachel odwróciła się. Już się uwolnił. Stał z nożem w dłoni, gotów do pościgu.
– Rób, co powiedział Harry. Dzwoń po wsparcie.
Weszła na parapet i wyskoczyła w deszcz. Przebiegła wzdłuż bugenwilli, aż znalazła przerwę i przecisnęła się do płotu. Włożyła pistolet Backusa do kabury i przeszła na drugą stronę, zaczepiając o coś rękawem i rozdzierając go. Opadła na żwir obok krawędzi. Spojrzała w głąb, jeszcze trochę i woda z kanału wyleje. Woda spiętrzała się kaskadami w korycie, rycząc złowrogo. Rachel popatrzyła przed siebie, wzdłuż ścieżki. Widziała, jak Backus biegnie. Był już w połowie drogi do mostu. Zerwała się i pobiegła. Strzeliła w powietrze, żeby myślał o tym, co dzieje się z tyłu, a nie o tym, co czeka go na moście.
Mercedes z poślizgiem wjechał na krawężnik na moście. Wyskoczyłem, nawet nie wyłączając silnika, i podbiegłem do balustrady. Widziałem Rachel biegnącą ku mnie skrajem kanału z uniesioną bronią. Backusa jednak nie dostrzegłem.
Читать дальше