– Idź, przytul tatusia.
Maddie przyszła do mnie, uniosłem ją i przytuliłem. Ważyła co najwyżej ze czterdzieści funtów. To niezwykłe uczucie móc unieść w jednej ręce wszystko, co się dla ciebie liczy. Przycisnęła mokrą głowę do mojej piersi. Nie dbałem o to, że pomoczy mi koszulę. To było nieistotne.
– Jak tam, dziecinko?
– Dobrze. Narysowałam cię dzisiaj.
– Naprawdę? Mogę zobaczyć?
– To mnie puść.
Spełniłem polecenie, wybiegła z kuchni, tupiąc o kamienne płytki bosymi stopami. Pobiegła do dziecinnego pokoju. Spojrzałem na Eleanor, uśmiechnąłem się. Oboje znaliśmy tajemnicę. Nieważne, jak się ułoży między nami, zawsze będziemy mieć Madeline i to chyba wystarczy.
Znów rozległ się tupot drobnych stóp, po chwili wpadła do kuchni, ciągnąc za sobą kartkę papieru, wysoko, jak latawca. Wziąłem ją i obejrzałem. Rysunek przedstawiał mężczyznę z wąsami i ciemnymi oczami. W jednej dłoni trzymał pistolet. Naprzeciwko niego stała druga postać: narysowana czerwoną i pomarańczową kredką, brwi miała ściągnięte w ponure, czarne V, żeby zaznaczyć, że to zły człowiek.
Przykucnąłem, żeby razem z nią popatrzeć na rysunek.
– To ja, z pistoletem?
– Tak, bo byłeś policjantem.
Kiwnąłem głową. Powiedziała to jak „plicjant”.
– A ten ciemny typ, to kto?
Pokazała paluszkiem postać na drugim brzegu kartki.
– To jest pan Demon. Uśmiechnąłem się.
– A kto to jest pan Demon?
– On jest wojownikiem. Mama mówi, że ty wojujesz z demonami, a on jest ich szefem.
– Rozumiem.
Spojrzałem ponad nią na Eleanor i uśmiechnąłem się. Nie byłem zły. Kochałem swoją córeczkę i jej sposób postrzegania świata. Wszystko brała tak dosłownie. Wiedziałem, że to długo nie potrwa, ceniłem więc każdą chwilę.
– Mogę dostać ten rysunek?
– Bo czemu?
– Bo jest śliczny i chciałbym go mieć na zawsze. Muszę na trochę wyjechać i chciałbym przez cały czas móc na niego patrzeć. Będzie mi o tobie przypominał.
– Gdzie jedziesz?
– Jadę z powrotem do Miasta Aniołów. Uśmiechnęła się.
– To głupie. Aniołów nie widać.
– Wiem. Ale posłuchaj, mama ma dla ciebie nową książeczkę do poczytania, o małpie Billym. Więc teraz się pożegnamy i przyjadę do ciebie, jak tylko będę mógł. Dobrze, kochanie?
– Dobrze, tatusiu.
Ucałowałem ją w oba policzki i mocno przytuliłem. Potem pocałowałem w czubek głowy i wypuściłem. Wstałem z obrazkiem w dłoni i podałem jej książeczkę.
– Marisol? – zawołała Eleanor.
Marisol pojawiła się po kilku sekundach, jakby czekała na wezwanie w salonie. Kiedy słuchała poleceń, uśmiechnąłem się do niej i skinąłem głową.
– Może weźmiesz Maddie do pokoju, przygotujesz do spania, a ja zaraz przyjdę, tylko pożegnam się z jej ojcem.
Przyglądałem się, jak mała wychodzi z niańką.
– Przepraszam cię za to.
– Za co, za ten obrazek? Nie przejmuj się. Jest wspaniały. Powieszę go sobie na lodówce.
– Po prostu nie wiem, skąd ona to wzięła. Nie mówiłam jej, że walczysz z demonami. Musiała podsłuchać, jak rozmawiam przez telefon albo coś takiego.
Już wolałbym myśleć, że sama jej to powiedziała. Pomysł, że Eleanor z kimś o mnie w ten sposób rozmawiała – z kimś, o kim wolała nie mówić – nie był dla mnie przyjemny. Starałem się tego nie okazać.
– W porządku – odparłem. – Spójrz na to w ten sposób: kiedy pójdzie do szkoły i dzieciaki będą mówić, że ich ojciec jest prawnikiem, strażakiem, lekarzem czy kimś tam, ona będzie miała asa atutowego. Powie, że jej tata walczy z demonami.
Eleanor zaśmiała się, coś przyszło jej do głowy.
– Ciekawe, co powie, gdy spytają ją o zajęcie matki.
Na to nie potrafiłem odpowiedzieć, zmieniłem więc temat.
– Uwielbiam jej sposób pojmowania świata, taki pozbawiony podtekstów – rzekłem, znów patrząc na rysunek. – Wiesz, to takie niewinne.
– Wiem. Ja też to uwielbiam. Ale mogę zrozumieć, że nie chcesz, by myślała, że ty dosłownie walczysz z demonami. Czemu jej tego nie wytłumaczyłeś?
Pokręciłem głową i przypomniała mi się pewna historia.
– Kiedy byłem mały i jeszcze mieszkałem z matką, ona przez pewien czas miała samochód. Dwutonowego plymoutha belvedere, z automatyczną skrzynią biegów, na przyciski. Chyba pożyczył go jej adwokat czy coś takiego. Na kilka lat. I raz nagle postanowiła, że zrobimy sobie wakacje i pojeździmy po kraju. Spakowaliśmy się i pojechaliśmy, ona i ja. No i gdzieś na południu, już nie pamiętam gdzie, zatrzymaliśmy się zatankować, a z boku stacji były dwa takie krany z wodą do picia. I były tabliczki. Przy jednym kranie z napisem BIALI, przy drugim – KOLOROWI. I ja podszedłem do tej z napisem KOLOROWI, bo chciałem zobaczyć, jakiego koloru będzie woda. Zanim do niego doszedłem, matka mnie zatrzymała i wytłumaczyła mi, o co chodzi. Pamiętam to i trochę mi szkoda, że nie pozwoliła mi po prostu zobaczyć tej wody, zamiast tłumaczyć.
Eleanor uśmiechnęła się na tę opowieść.
– Ile miałeś lat?
– Nie wiem. Pewnie z osiem.
Wtedy wstała i podeszła do mnie. Pocałowała mnie w policzek, a ja jej pozwoliłem. Lekko objąłem ją ramieniem wokół talii.
– Harry, to powodzenia z tymi demonami.
– Dzięki.
– Jeśli kiedyś zmienisz zdanie, to ja tu jestem. Obie jesteśmy.
Kiwnąłem głową.
– Ona jeszcze zmieni twoje zdanie, Eleanor. Poczekaj, zobaczysz.
Uśmiechnęła się, choć smutno i delikatnie pogładziła mnie po policzku.
– Sprawdzisz, czy drzwi się zatrzasnęły, jak będziesz szedł?
– Jak zawsze.
Wypuściłem ją i obserwowałem, jak wychodzi z kuchni. Potem jeszcze raz spojrzałem na rysunek mężczyzny walczącego ze swym demonem. Moja córka namalowała mi uśmiech na twarzy.
Zanim wszedłem do mojej kawalerki w Dwóch X, zatrzymałem się przy recepcji i poinformowałem pana Guptę, nocnego portiera, że będę się wymeldowywał. Powiedział mi, że wynajmowałem to miejsce na całe tygodnie, toteż moja karta została już obciążona za ten tydzień. Odparłem, że nie ma problemu, i tak wyjeżdżam. Dodałem, że pozbieram rzeczy i zostawię klucz na stole jadalnym. Już miałem wyjść, ale zawahałem się i zapytałem go o moją sąsiadkę, Jane.
– Tak, ona też wyjechała. Z nią to samo.
– To znaczy? Co to samo?
– Kasujemy ją za tydzień, a ona nie zostaje tygodnia.
– Słuchaj, a mogę zapytać, jak ona miała na nazwisko? Nigdy mi nie powiedziała.
– Jane Davis. Podobała ci się?
– Tak, była ładna. Gadaliśmy sobie przez balkon. Nie zdążyłem się pożegnać. Nie zostawiła adresu do przesyłania poczty czy czegoś takiego, prawda?
Gupta uśmiechnął się na sam pomysł. Jak na osobę o tak ciemnej skórze, miał bardzo różowe dziąsła.
– Nie ma adresu. Do niej nie ma.
Skinięciem głowy podziękowałem za informacje. Opuściłem recepcję, wszedłem na piętro i ruszyłem korytarzem do pokoju.
Spakowanie się zajęło mi niecałe pięć minut. Miałem kilka par koszul i spodni na wieszakach. Potem wyjąłem z szafy ten sam karton, w którym wszystko tu przywiozłem, i wypełniłem go pozostałymi rzeczami, dorzucając parę zabawek, które trzymałem tu dla Maddie. Buddy Lockridge dobrze trafił, nazywając mnie Harrym Walizą. Chociaż jeszcze trafniej byłoby – Harry Karton od Piwa.
\
Przed wyjściem zajrzałem jeszcze do lodówki i zauważyłem, że została jedna butelka piwa. Wyjąłem ją i otworzyłem. Zdecydowałem, że jedno na drogę mi nie zaszkodzi. Zdarzało mi się kiedyś jeździć w gorszym stanie. Zastanowiłem się nad kolejną kanapką z serem, ale zrezygnowałem, kiedy przypomniałem sobie nawyk Backusa, który w kantynie w Quantico codziennie jadał grzankę z serem. Wyszedłem z piwem na balkon, by po raz ostatni popatrzeć na samoloty milionerów. Wieczór był chłodny i pogodny. Błękitne światła na odległym pasie migotały jak szafiry.
Читать дальше