Spojrzałem w niebo, czy leci coś jeszcze, i zobaczyłem, że jest czyste. Obróciłem się tam, gdzie kiedyś stała przyczepa, i ujrzałem płomienie i bijący w niebo gęsty czarny dym. Na fundamencie nie zostało prawie nic. Wszystko pochłonął wybuch i ogień. Zniknęło łóżko i ciało. Backus znakomicie to zaplanował.
Wstałem, ale chwiałem się, bo bębenki w uszach wciąż miałem porażone, podobnie zmysł równowagi. W uszach słyszałem łoskot, jakbym szedł przez tunel pomiędzy pędzącymi z obu stron pociągami. Chciałem zakryć je dłońmi, ale wiedziałem, że to na nic się nie zda. Ten odgłos odbijał mi się echem od wewnątrz.
Rachel przed wybuchem była zaledwie jard przede mną, teraz jednak nigdzie jej nie widziałem. Potykałem się wśród dymu, już prawie zacząłem myśleć, że jest pod karoserią przyczepy.
Lecz w końcu ją wypatrzyłem, leżała na lewo od zwęglonej skorupy. Nieruchoma wśród piachu i kamieni. Obok niej spoczywał czarny kapelusz, jak zwiastun śmierci. Szybko do niej podbiegłem.
– Rachel?
Opadłem na kolana, najpierw tylko jej się przyjrzałem. Leżała twarzą w dół, włosy miała rozrzucone. Nagle przypomniała mi się moja córka, to, jak delikatnie odgarniałem włosy z jej twarzy. Robiąc to, zauważyłem, że mam krew na wierzchu dłoni, i wtedy zdałem sobie sprawę, że pewnie odniosłem jakieś drobne obrażenia. Postanowiłem, że później będę się tym martwił.
– Rachel?
Nie wiedziałem, oddycha czy nie. Wyglądało, że moje zmysły działały na zasadzie domina. Utraciłem słuch, przynajmniej na jakiś czas, ale koordynacja pozostałych też szwankowała. Poklepałem ją delikatnie po policzku.
– No, Rachel, zbudź się.
Nie chciałem jej odwracać w obawie, że ma jakieś ukryte obrażenia. Klepnąłem ją jeszcze raz w policzek, tym razem mocniej.
Położyłem jej dłoń na plecach w nadziei, że poczuję unoszenie się i opadanie – oddech, jak u mojej córki.
Nic. Przyłożyłem ucho do pleców, ale to było guzik warte, zważywszy na moją głuchotę. Lecz odruchy działały szybciej niż logika. Już myślałem, że nie mam wyboru, że muszę odwrócić ją na plecy, kiedy ujrzałem, że jej palce drgają, a potem zwijają się w pięść.
Rachel znienacka uniosła głowę z piasku i jęknęła. Na tyle głośno, że to usłyszałem.
– Rachel, nic ci nie jest?
– Ja… ja… w przyczepie są dowody. Musimy je zabrać.
– Rachel, nie ma żadnej przyczepy. Już nie.
Z wysiłkiem obróciła się i usiadła. Wytrzeszczyła oczy na widok płonących szczątków przyczepy. Widziałem, że ma rozszerzone źrenice. Doznała wstrząśnienia mózgu.
– Coś ty zrobił? – zapytała oskarżycielskim tonem.
– To nie ja. Tam była bomba. Kiedy otworzyłaś drzwi sypialni…
– Aaa.
Poruszyła głową w przód i w tył, jakby ścierpła jej szyja. Spostrzegła leżący obok niej czarny kapelusz.
– A to co?
– Jego kapelusz. Złapałaś go, zanim uciekłaś.
– DNA?
– Mam nadzieję, chociaż nie wiem, czy do czegoś się nada. Wpatrzyła się ponownie w dymiący fundament przyczepy.
Znajdowaliśmy się za blisko. Czułem na twarzy gorąco. Ale nie byłem pewien, czy ona powinna wstawać.
– Rachel, lepiej połóż się z powrotem. Wydaje mi się, że masz wstrząs mózgu. A może jeszcze coś poza tym.
– Tak, to chyba dobry pomysł.
Położyła głowę z powrotem na ziemi i po prostu popatrzyła w niebo. Stwierdziłem, że to nie jest zła pozycja, i zrobiłem to samo. Zupełnie jakbyśmy leżeli na plaży. Gdyby była noc, moglibyśmy liczyć gwiazdy.
* * *
Zanim usłyszałem, jak nadlatują helikoptery, najpierw je poczułem. Basowa wibracja w piersi kazała mi spojrzeć na południe i zobaczyłem dwa wojskowe śmigłowce przelatujące nad wierzchołkiem Titanica. Uniosłem rękę i anemicznie pomachałem.
Jasna cholera, co tam się stało? Twarz agenta specjalnego Randala Alperta była zacięta i niemal fioletowa. Kiedy helikopter wylądował, czekał na współpracowników w hangarze w Nellis. Jego polityczna intuicja najwyraźniej mu podpowiedziała, by samemu nie lecieć na miejsce eksplozji. Za wszelką cenę musiał trzymać się z dala od fali uderzeniowej po wybuchu na pustyni, fali, która dotrze może nawet do Waszyngtonu.
Rachel Walling i Cherie Dei stały w olbrzymim hangarze i przygotowywały się na awanturę. Rachel nie odpowiedziała na pytanie, bo myślała, że to dopiero wstęp do dłuższej tyrady. Reagowała wolno, wciąż oszołomiona wstrząsem.
– Agentko Walling, zadałem pytanie!
– On zaminował przyczepę – powiedziała Cherie Dei. – Wiedział, że ona…
– Pytałem ją, nie ciebie – warknął Alpert. – Chcę, żeby agentka Walling wyjaśniła mi dokładnie, dlaczego nie przestrzegała poleceń i jak to się stało, że wszystko się dokumentnie rozpieprzyło.
Rachel uniosła otwarte dłonie, jakby mówiąc, że na to, co się stało, nic nie mogła poradzić.
– Mieliśmy czekać na ekipę – powiedziała. – Jak mi kazała agentka Dei. Trzymaliśmy się na uboczu, ale zdaliśmy sobie sprawę, że śmierdzi, jakby w środku były zwłoki. A potem pomyśleliśmy, że może w środku jest ktoś żywy. Ranny.
– Do cholery, poczuliście trupi odór i wpadliście na taki pomysł?
– Boschowi zdawało się, że coś słyszy.
– No proszę, wołanie o pomoc – stary numer.
– Nie, naprawdę. Ale to pewnie był wiatr. Tam nieźle dmucha. Wszystkie okna były pootwierane. Pewnie dlatego powstał odgłos, który on usłyszał.
– A ty? Ty to słyszałaś?
– Nie, ja nie.
Alpert popatrzył na Dei, potem znów na Rachel. Czuła, jak jego wzrok wwierca się w nią. Wiedziała jednak, że to dobra historia, i nie zamierzała choćby mrugnąć. Wymyśliła ją razem z Boschem. Bosch był poza zasięgiem Alperta. Zasugerowała się jego słowami, nie można jej winić. Alpert mógł sobie gadać i kląć, ale poza tym niewiele.
– Wiesz, jaki jest problem z tą twoją historią? Twoje pierwsze słowo. „Mieliśmy”. Powiedziałaś tak. Co to za „my”? Nie było żadnego „my”. Dostałaś zadanie – obserwować Boscha, a nie prowadzić śledztwo wraz z nim. Nie wsiadać do jego samochodu, nie jechać z nim. Nie przesłuchiwać razem świadków, nie wchodzić razem do tej przyczepy.
– Rozumiem, ale w tych okolicznościach uznałam, że połączenie naszej wiedzy i możliwości będzie najlepsze dla śledztwa. Szczerze mówiąc, agencie Alpert, to Bosch znalazł to miejsce. Gdyby nie on, jeszcze byśmy o nim nie wiedzieli.
– Agentko Walling, nie oszukujmy się. Dotarlibyśmy tam.
– Wiem. Ale liczyła się też szybkość. Sam pan tak powiedział po porannej odprawie. Dyrektor chciał wystąpić przed kamerami. Zamierzałam popchnąć sprawę, żeby miał tyle informacji, ile tylko się da.
– A teraz zapomnij o tym. Obecnie w ogóle nie wiemy, co mamy. Dyrektor przesunął konferencję i dał nam czas do jutra do południa, żebyśmy się zorientowali, o co tam chodzi.
Cherie Dei odchrząknęła i wtrąciła się,
– To niemożliwe – powiedziała. – Ten gość tam jest zesmażony na chrupko. Wynoszą go w kilku workach. Identyfikacja i ustalenie przyczyny śmierci zajmą tygodnie, jeśli w ogóle się to uda. Na szczęście wygląda, że agentce Walling udało się uzyskać próbkę DNA z ciała, więc to trochę przyspieszy, ale nie mamy żadnych próbek porównawczych. My…
– Może dziesięć sekund temu nie słuchałaś… – przerwał Alpert -ale nie mamy tygodni. Mamy mniej niż dwadzieścia cztery godziny.
Odwrócił się od nich i oparł ręce na biodrach, przybierając pozę, która pokazywała, jaki ciężar musi dźwigać na barkach jako jedyny inteligentny i zdolny agent na Ziemi.
Читать дальше