– No to wróćmy tam – zaproponowała Rachel. – Może w szczątkach znajdzie się coś, co…
– Nie! – krzyknął Alpert.
Odwrócił się z powrotem do nich.
– Agentko Walling, to nie będzie konieczne. Zrobiłaś już wystarczająco dużo.
– Znam Backusa i znam tę sprawę. Powinnam być właśnie tam.
– To ja decyduję, kto powinien być tam, a kto nie powinien. Ty masz wracać do biura terenowego i opisać to fiasko w papierach. Ma się znaleźć na moim biurku jutro o ósmej rano. Szczegółowa lista wszystkiego, co widziałaś w tej przyczepie.
Przerwał, żeby przekonać się, czy Rachel będzie dyskutować z tym poleceniem. Ona jednak milczała. Zdawało się, że jest z tego zadowolony.
– Słuchajcie, mam teraz na karku media. Co można im dać, żeby nie zdekonspirować wszystkiego i żeby nie przyćmić jutrzejszego występu dyrektora?
Dei wzruszyła ramionami.
– Nic. Powiedz im, że dyrektor o wszystkim powie jutro i koniec.
– To nie zadziała. Musimy im coś dać.
– Nie mów im o Backusie – odezwała się Rachel. – Powiedz, że agenci chcieli przesłuchać niejakiego Toma Wallinga w sprawie zaginięć. Lecz Walling zaminował swoją przyczepę, która wybuchła po wejściu do niej agentów.
Alpert skinął głową. Brzmiało dobrze.
– A co z Boschem?
– Jego bym w to nie mieszała. Nie mamy nad nim żadnej władzy. Jak dotrze do niego jakiś reporter, może mu wszystko powiedzieć.
– Jeszcze zwłoki. Mówimy, że to był Walling?
– Mówimy, że nie wiemy, bo nie wiemy. Identyfikacja w toku i tak dalej. Powinno wystarczyć.
– Jak dziennikarze pójdą do domów publicznych, poznają całą historię.
– Nie poznają. Nikomu nie zdradzaliśmy całej historii.
– A tak w ogóle, co się stało z Boschem?
Na to odpowiedziała Dei.
– Złożył zeznania i zwolniłam go. Potem widzieliśmy, jak wraca samochodem do Vegas.
– Będzie trzymać gębę na kłódkę?
Dei zerknęła na Rachel, potem z powrotem na Alperta.
– Powiem tak: nie będzie starał się szukać kogoś do pogadania. A jeśli my też o nim nie wspomnimy, nie pojawi się powód, żeby ktoś inny go szukał.
Alpert skinął głową. Wsadził dłoń do kieszeni i wyciągnął telefon.
– Jak skończymy, będę musiał zadzwonić do Waszyngtonu.
A teraz przeczucia mają głos: to Backus był w tej przyczepie?
Rachel zawahała się, nie chciała odzywać się pierwsza.
– Trudno w tej chwili powiedzieć – rzekła Dei. – Jeśli pytasz, czy masz powiedzieć dyrektorowi, że go mamy, to nie, teraz mu tego nie mów. W tej przyczepie mógł być ktokolwiek. Z tego, co nam wiadomo, była to po prostu jedenasta ofiara, być może nigdy się nie dowiemy, kto taki. Po prostu ktoś, kto przyjechał na panienki i kogo przechwycił Backus.
Alpert spojrzał na Rachel, czekając na jej opinię.
– Lont – powiedziała.
– Co lont?
– Był długi. Tak jakby chciał, żebym zobaczyła zwłoki, ale niezbyt dokładnie. I jakby chciał, żebym zdążyła stamtąd uciec.
– I co z tego?
– Na zwłokach leżał czarny kowbojski kapelusz. Pamiętam, że w moim samolocie z Rapid City był facet w takim kapeluszu.
– Jezus, przecież leciałaś z Dakoty Południowej. Oni tam chyba wszyscy noszą takie kapelusze?
– Ale on był tam, ze mną. To wszystko zostało zaaranżowane. List w barze, długi lont, zdjęcia w przyczepie i czarny kapelusz. Chciał, żebym wydostała się stamtąd i obwieściła światu, że Backus nie żyje.
Alpert nie odpowiedział. Spojrzał na telefon w swej dłoni.
– Randal, zbyt wielu rzeczy jeszcze nie wiemy – ostrzegła Dei. Wsadził telefon z powrotem do kieszeni.
– Bardzo dobrze. Agentko Dei, masz tutaj samochód?
– Tak.
– Proszę teraz zabrać agentkę Walling do biura terenowego.
Odprawił je, ale przedtem jeszcze raz spojrzał krzywo na Rachel.
– Agentko Walling, proszę pamiętać: u mnie na biurku, o ósmej.
– Będzie – odpowiedziała.
Na pukanie odpowiedziała Eleanor Wish i to mnie zaskoczyło. Cofnęła się, by mnie wpuścić.
– Harry, nie patrz tak na mnie – powiedziała. – Tobie się wydaje, że mnie tu nigdy nie ma, że co wieczór pracuję i zostawiam małą z Marisol. To nieprawda. Przeważnie pracuję trzy, cztery noce w tygodniu, nie więcej.
Uniosłem ręce w geście poddania. Zauważyła bandaż na prawej dłoni.
– Co ci się stało?
– Skaleczyłem się czymś metalowym.
– Czym metalowym?
– To długa historia.
– Ta afera na pustyni?
Kiwnąłem głową.
– Wiedziałam. Czy to nie utrudni ci gry na saksofonie?
Znudzony emeryturą, rok temu zacząłem brać lekcje gry u emerytowanego jazzmana, którego poznałem podczas jednej sprawy. Pewnego wieczoru, gdy byliśmy z Eleanor w dobrych stosunkach, przyniosłem tutaj instrument i zagrałem „Kołysankę”. Utwór jej się podobał.
– Właściwie to już i tak nie grałem.
– Dlaczego?
Nie chciałem jej mówić, że mój nauczyciel zmarł i muzyka na jakiś czas znikła z mojego życia.
– Mój nauczyciel chciał, żebym zmienił altowy na tenorowy – że niby mniejsze będzie miał te narowy.
Uśmiechnęła się, słysząc ten kiepski żart. Poszedłem za nią do kuchni – stół kuchenny był w istocie obitym suknem stołem do pokera, przyozdobionym przez Maddie plamami po mleku. Eleanor rozłożyła na nim dla ćwiczeń sześć rozdań otwartymi kartami. Usiadła i zaczęła je zbierać.
– Nie chcę ci przeszkadzać – rzekłem. – Wpadłem tylko, żeby zobaczyć, czy mogę położyć Maddie spać. Gdzie ona jest?
– Marisol ją kąpie. Ale liczyłam, że sama ją dziś położę. Ostatnie trzy noce pracowałam.
– No dobrze, nie ma sprawy. To tylko pójdę się przywitać. I pożegnać. Wieczorem wracam do siebie.
– To może jednak ją położysz? Mam nową książkę do poczytania. Leży na blacie.
– Nie, Eleanor, ty to zrób. Ja tylko chcę ją zobaczyć, bo nie wiem, kiedy tu wrócę.
– Dalej pracujesz nad tą sprawą?
– Nie, w sumie to dzisiaj wszystko się skończyło.
– W telewizji nie powiedzieli za wiele. O co tam chodzi?
– To długa historia.
Nie miałem ochoty opowiadać wszystkiego jeszcze raz. Podszedłem do blatu i zerknąłem na książkę, którą kupiła. Miała tytuł „Wielki dzień Billy'ego”, na okładce była małpa stojąca na szczycie podium podczas wręczania medali olimpijskich. Na szyję zakładano jej złoty medal. Srebrny dostał lew, a brązowy – słoń.
– I co, zamierzasz wrócić do wydziału?
Już miałem otworzyć książeczkę, ale odłożyłem ją i spojrzałem na Eleanor.
– Jeszcze się zastanawiam, ale na to wygląda.
Kiwnęła głową, jakby uważała, że sprawa jest tym samym załatwiona.
– Myślałaś nad tym? Chcesz mi coś powiedzieć?
– Nie, Harry. Zrób, jak chcesz.
Zastanawiałem się, czemu jak ludzie mówią ci to, co chcesz usłyszeć, zawsze podejrzliwie szuka się w tym podtekstów. Czy Eleanor faktycznie chciała, żebym zrobił, co zechcę? A może próbowała w ten sposób dać do zrozumienia, że nie jest zadowolona?
Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, moja córka weszła do kuchni i stanęła na baczność. Miała na sobie piżamę w niebiesko-po-marańczowe paski, ciemne włosy były mokre i ulizane do tyłu.
– Melduje się mała dziewczynka – powiedziała.
Eleanor i ja oboje uśmiechnęliśmy się i jednocześnie wyciągnęliśmy ramiona, by ją przytulić. Maddie najpierw podbiegła do matki. W sumie w porządku, poczułem się jednak trochę tak jak wtedy, gdy wyciąga się do kogoś rękę na powitanie, a ten ktoś jej nie zauważa albo po prostu ją ignoruje. Opuściłem ręce, parę chwil później Eleanor uratowała mnie.
Читать дальше