– Nie bardzo. Nie miałem kiedy. Jedną tylko wyciągnąłem, bo nie całkiem się spaliła. To chyba były wiersze.
Popatrzyła na mnie, skinąłem głową, lecz nic już nie dodałem.
– Ale nie rozumiem, po co palił te książki. Zaminował całą przyczepę, a jeszcze poświęcił czas, żeby wsadzić parę książek do beczki i spalić. Zupełnie jakby…
Urwałem i próbowałem poskładać to wszystko.
– Zupełnie jakby co, Harry?
– Nie mam pojęcia. Jakby nie chciał tego zostawiać przypadkowi. Chciał mieć pewność, że te książki ulegną zniszczeniu.
– Zakładasz, że jedno i drugie ma związek. Kto wie, może te książki spalił pół roku temu albo coś koło tego. Nie możemy łączyć tych dwóch rzeczy.
Potaknąłem. Miała rację, ale fakt ten nadal mnie dręczył.
– Ta książka leżała prawie na wierzchu – powiedziałem. – To była ostatnia rzecz palona w tej beczce. Był w niej też paragon. Na wpół spalony. Ale może uda im się go odczytać.
– Dowiem się, jak wrócę. Ale nie przypominam sobie, żebym po wybuchu widziała jeszcze tę beczkę.
Wzruszyłem ramionami.
– Ja też nie.
Wstała, ja również.
– Jeszcze jedno – odezwałem się, sięgając do wewnętrznej kieszeni kurtki. Wyciągnąłem stamtąd zdjęcie i podałem jej.
– Pewnie chwyciłem je, gdy byłem w przyczepie, i potem zapomniałem. Znalazłem je w kieszeni.
Było to zdjęcie, które wziąłem z drukarki. Piętrowy dom ze starym mężczyzną stojącym obok auta kombi.
– Znakomicie, Harry. Jak ja się z tego wytłumaczę?
– Nie wiem, ale myślałem, że może będziesz chciała namierzyć ten dom albo tego faceta.
– A jaki ma to teraz sens?
– Oj, Rachel, dobrze wiesz, że to jeszcze nie koniec.
– Właśnie, że nie wiem.
Martwiło mnie, że nie chce ze mną na ten temat rozmawiać po tym, jak parę minut temu byliśmy tak blisko.
– No dobra.
Podniosłem karton i ubrania wiszące na wieszakach.
– Harry, zaczekaj. Chcesz to po prostu tak zostawić? Co masz na myśli, mówiąc, że to nie koniec?
– Oboje wiemy, że to nie były zwłoki Backusa. Jeśli ciebie i Biura to nie obchodzi, nie ma sprawy. Ale nie wciskaj mi kitu. Nie po tym, przez co dzisiaj przeszliśmy, nie po tym, co przed chwilą robiliśmy. Ustąpiła.
– Harry, słuchaj, ja nie mam na to wpływu, wiesz? Teraz czekamy, aż laboratorium coś nam przekaże. Oficjalne stanowisko Biura pewnie nie zostanie ujawnione do jutra, kiedy dyrektor zwoła konferencję prasową.
– Mam gdzieś oficjalne stanowisko Biura. Rozmawiam z tobą.
– Harry, co mam ci powiedzieć?
– Masz mi powiedzieć, że chcesz dorwać tego gościa niezależnie od tego, co jutro powie dyrektor.
Ruszyłem do drzwi, a ona za mną. Wyszliśmy z mieszkania, zatrzasnęła je.
– Gdzie masz samochód? – zapytałem. – Odprowadzę cię.
Wskazała. Zeszliśmy schodkami i podeszliśmy do auta stojącego nieopodal recepcji. Otworzywszy drzwi, odwróciła się twarzą do mnie.
– Chcę dorwać tego gościa – powiedziała. – Bardziej, niż ci się wydaje.
– No to dobrze. Będziemy w kontakcie.
– A ty, co będziesz robił?
– Na razie nie wiem. Jak będę wiedział, to cię poinformuję.
– Okay. Do zobaczenia, Bosch.
– Do widzenia, Rachel.
Pocałowała mnie i wsiadła do samochodu. Ja podszedłem do swojego, pochylając się w przejściu pomiędzy dwoma budynkami motelu. Byłem przekonany, że jeszcze spotkam Rachel Walling.
Gdy opuszczałem miasto, mogłem ominąć ruchliwy bulwar, ale postanowiłem, że nim pojadę. Myślałem, że może wszystkie te neony trochę mnie podniosą na duchu. Wiedziałem, że zostawiam tu moją córkę. Jechałem do Los Angeles, by wrócić do policji. Będę nadal widywał Maddie, ale nie będę mógł spędzać z nią tyle czasu, ile trzeba, ile bym chciał. Wyjeżdżałem, żeby wstąpić do przygnębiającej armii weekendowych ojców, którzy muszą wcisnąć swój obowiązek i swą miłość w dwudziestoczterogodzinny pobyt z dziećmi. Te myśli budziły w moim sercu mroczną grozę, przez którą nie przebiłyby się światła neonów, nawet gdyby miały miliard kilowatów. Nie było wątpliwości – opuszczam Vegas przegrany.
Kiedy znalazłem się poza obszarem zabudowanym, na drodze się przerzedziło, a niebo pociemniało. Próbowałem nie zwracać uwagi na depresję, którą spowodowała ta decyzja. Zamiast tego, prowadząc samochód, próbowałem pracować nad sprawą, śledząc logikę kolejnych posunięć z punktu widzenia Backusa, mieląc ją w głowie na drobny proszek, tak że pozostawały mi tylko pytania bez odpowiedzi. Backus, przyjąwszy imię i nazwisko Toma Wallinga, mieszkał w Clear i polował na klientów, których woził z burdeli. Działał bezkarnie całe lata, bo wybierał idealne ofiary. Aż liczby przemówiły przeciwko niemu – policjanci z Vegas zaczęli dostrzegać prawidłowość i skompletowali listę sześciu zaginionych. Backus zapewne wiedział, że skojarzenie tego z Clear to tylko kwestia czasu. Gdy zobaczył w gazecie wzmiankę o Terrym McCalebie, zdał sobie sprawę, że czas ten znacznie się skróci. A może nawet dowiedział się, że McCaleb pojechał do Vegas. Może Terry dotarł nawet do
Clear. Kto wie? Większość odpowiedzi umarła wraz z McCalebem, a później w tej przyczepie na pustyni.
W tej historii było wiele niewiadomych. W tej chwili jednak wydawało się oczywiste, że Backus zwinął żagle. Planował zakończyć swą pustynną misję w rozbłysku chwały – zabijając dwoje swych protegowanych, McCaleba i Rachel, w patologicznym pokazie mistrzostwa – i pozostawić w przyczepie spalone, zniszczone zwłoki, które nie dawałyby odpowiedzi na pytanie – żyje czy nie żyje. W ostatnich latach Saddam Husajn i Osama bin Laden nieźle wyszli na takich wątpliwościach. Może Backus uważał, że jedzie na tym samym wózku.
Najbardziej niepokoiły mnie te spalone książki w beczce. Mimo że Rachel je lekceważyła, z uwagi na nieznane okoliczności spalenia, mnie wciąż wydawały się istotne dla śledztwa. Szkoda, że nie poświęciłem więcej czasu przyjrzeniu się wyciągniętej stamtąd książce. Może nawet trzeba ją było zidentyfikować. Spalona książka zdradzała fragment planu Poety, o którym nikt dotąd nie miał pojęcia.
Przypomniawszy sobie kawałek paragonu, który widziałem w książce, wziąłem telefon, sprawdziłem, czy mam zasięg, i zadzwoniłem do biura numerów w Vegas. Zapytałem, czy mają tam jakąś firmę o nazwie Book Car, telefonistka odpowiedziała, że nie. Już miałem się rozłączyć, kiedy dodała, że jednak ma coś, sklep nazywający się Book Caravan na Industry Road. Powiedziałem, że mogę spróbować, i przełączyła mnie do niego.
Podejrzewałem, że sklep będzie zamknięty, bo było już późno. Liczyłem, że odezwie się automatyczna sekretarka, na której będę mógł zostawić dla właściciela wiadomość, żeby rano do mnie zadzwonił. Lecz po dwóch dzwonkach odezwał się ochrypły głos.
– Macie otwarte?
– Całą dobę. W czym mogę pomóc?
Godziny otwarcia podpowiedziały mi, jaki to rodzaj księgarni. Niemniej i tak spróbowałem.
– Nie sprzedajecie tam jakichś tomików wierszy, prawda?
Usłyszałem zachrypnięty śmiech.
– Bardzo śmieszne – powiedział mój rozmówca. – Mieszkał raz poeta w miejscowości Karbala. Jeśli chodzi o wiersze, to niech pan spierdala.
Zaśmiał się jeszcze raz i odłożył słuchawkę. Ja także. Jego zaimprowizowana rymowanka sprawiła, że musiałem się uśmiechnąć.
Book Caravan wyglądał więc na ślepy trop. Jednak z rana trzeba będzie zadzwonić do Rachel i powiedzieć, że warto byłoby go sprawdzić pod kątem powiązania z Backusem.
Читать дальше