– Skąd wiedziałaś o przebraniu za Latynosa?
Wyjaśniła mu, że krótko przed morderstwem widziano Susan w towarzystwie szczupłego Latynosa. Linda powiedziała im o charakteryzacjach Pella.
– Przemiana w Latynosa wydawała się trochę wydumana. Ale jak widać nie była. – Wskazała na podziurawioną kulami frontową ścianę domu prokuratora.
TJ i Carraneo zakończyli zbieranie informacji wśród sąsiadów i wrócili, by zameldować, że nikt nie widział nowego pojazdu mordercy.
Dołączył do nich także Michael O’Neil. Towarzyszył funkcjonariuszom z wydziału kryminalistycznego podczas zabezpieczania śladów na ulicy i w ogródku przed domem.
O’Neil uprzejmie skinął głową Kelloggowi, jak gdyby ich niedawny spór utonął już w niepamięci. Oznajmił im, że nie odkryto prawie nic. Znaleziono łuski z dziewięciomilimetrowego pistoletu, bezużyteczne ślady opon (bieżnik był tak zdarty, że technicy nie potrafili zidentyfikować marki) oraz „jakiś milion mikrośladów, które donikąd nas nie doprowadzą”. Ostatnią informację wygłosił cierpkim tonem, który zazwyczaj świadczył o irytacji detektywa.
Półprzytomny zastępca szeryfa pełniący straż przed domem nie potrafił sklecić sensownego zdania i podał mało konkretny rysopis napastnika i dziewczyny, nie dodając niczego więcej do tego, co już wiedzieli.
Reynolds zadzwonił do córki, ponieważ Pell znał już nazwisko jej i jej męża, i kazał im opuścić miasto, dopóki morderca nie zostanie schwytany. Żona i syn Reynoldsa mieli do nich dołączyć, lecz prokurator nie chciał wyjeżdżać. Zamierzał tu zostać – w hotelu i pod ochroną policji – by przejrzeć akta sprawy morderstwa Croytonów, które niebawem miał otrzymać z archiwum sądu okręgowego. Był zdecydowany na wszystko, by pomóc w złapaniu Pella.
Większość funkcjonariuszy odjechała – dwaj mieli pilnować Reynoldsa i jego rodziny, a dwaj inni powstrzymać dziennikarzy – i wkrótce na wonnej trawie pozostali w trójkę Kellogg, O’Neil i Dance.
– Wracam do Point Lobos – oświadczyła Dance. – Podrzucić cię do centrali do samochodu? – spytała Kellogga.
– Pojadę z tobą do hotelu – odparł agent. – Jeżeli można.
– Jasne. A ty, Michael? Chcesz jechać z nami? – Widziała, że O’Neil wciąż bardzo przeżywa śmierć Millara.
Detektyw spojrzał na stojących obok siebie Kellogga i Dance. Wyglądali jak małżeństwo odprowadzające gości po przyjęciu.
– Chyba nie. Złożę oświadczenie prasie, a potem wstąpię do rodziny Juana. – Odetchnął głęboko chłodnym wieczornym powietrzem. – To był długi dzień.
Był zupełnie wyczerpany.
A w pokaźnym brzuchu miał prawie całą zawartość butelki łagodnego merlota z Vallejo Springs. Nie było mowy, aby Morton Walker jeszcze dziś wybrał się w drogę powrotną do domu, przedzierając się przez gąszcz zatłoczonych dróg okręgu Contra Costa, a potem przez nie mniej okropne korki wokół San Jose. Zatrzymał się w motelu niedaleko winnic, po których snuł się z nieszczęśliwą miną cały dzień. Umył twarz i ręce, zamówił do pokoju kanapkę klubową i odkorkował wino.
Czekając na jedzenie, zadzwonił do domu, porozmawiał z żoną i dziećmi, po czym połączył się z Kathryn Dance.
Usłyszał od niej, że Pell próbował zabić prokuratora, który oskarżał go w procesie o morderstwo Croytonów.
– Reynoldsa? Nie!
– Nikomu nic się nie stało – uspokoiła go Dance. – Ale uciekł.
– Sądzisz, że to był jego cel? Po to został na półwyspie?
Agentka miała wątpliwości. Przypuszczała, że morderstwo Reynoldsa mogło stanowić preludium do właściwego planu, ponieważ Pell bal się prokuratora. Prawdziwy plan wciąż jednak pozostawał dla nich zagadką. W głosie Dance dało się słyszeć zmęczenie i zniechęcenie.
W jego głosie najwyraźniej też.
– Morton, dobrze się czujesz? – spytała Dance.
– Zastanawiam się tylko, jak bardzo będzie mnie jutro rano bolała głowa.
Do drzwi zapukał kelner. Walker pożegnał się i odłożył słuchawkę.
Bez apetytu zjadł kanapkę, a później zaczął przerzucać kanały, nie zwracając uwagi na obrazy migające na ekranie.
Zrzucił buty i rozciągnął się na łóżku. Pociągając wino z plastikowego kubka, przypomniał sobie kolorową fotografię Daniela Pella w numerze „Time^” sprzed lat. Morderca miał lekko odwróconą głowę, lecz nieziemsko błękitne oczy wpatrywały się prosto w obiektyw. Wydawało się, że potrafią wyśledzić cię wszędzie i nie sposób było się pozbyć wrażenia, że nawet po zamknięciu czasopisma jego oczy wciąż wwiercały się człowiekowi w duszę.
Walker był zły, że nie udało mu się uzyskać zgody od ciotki i cała wyprawa okazała się stratą czasu.
Zaraz jednak powiedział sobie, że przynajmniej pozostał w zgodzie z dziennikarską etyką, chroniąc swoje źródła i chroniąc dziewczynę. Użył całej siły perswazji, by przekonać ciotkę, lecz nie przekroczył żadnej moralnej granicy i nie podał Kathryn Dance nowego nazwiska i adresu dziewczyny.
Tak, pomyślał Walker, postąpiłem właściwie w trudnej sytuacji.
Przez ogarniającą go senność uświadomił sobie, że wraca mu dobre samopoczucie. Jutro wróci do domu, do żony i dzieci. Postara się jak najlepiej napisać książkę. Dostał już wiadomość od Rebecki Sheffield, która była gotowa pomóc – miała sporo notatek z życia Rodziny – i po jego powrocie chciała z nim popracować. Nie miał wątpliwości, że uda się jej przekonać do udzielenia mu wywiadu także Lindę Whitfield. A ofiar Daniela Pella, o których chciał pisać, z pewnością nie zabraknie.
W końcu, pokrzepiony na duchu i oszołomiony winem, Morton Walker powoli zapadł w sen.
Siedziały przed telewizorem wychylone do przodu, pilnie oglądając wiadomości, jak trzy siostry, które spotkały się po latach.
W pewnym sensie były rodziną, pomyślała Samantha McCoy.
– Nie do wiary, co? – powiedziała Rebecca cichym głosem, drżącym z gniewu.
Linda, która razem z Samantha sprzątała po kolacji, ze zgrozą potrząsnęła głową.
Celem ataku Daniela Pella był prokurator James Reynolds.
Sam była bardzo poruszona informacją o zdarzeniu. Dobrze pamiętała Reynoldsa. Surowego, lecz rozsądnego człowieka, z którym udało się wynegocjować uczciwą zdaniem jej adwokata ugodę. Sam uważała nawet, że prokurator potraktował je zbyt pobłażliwie. Nie znaleziono dowodu wskazującego na ich udział w morderstwie Croytonów – Sam, podobnie jak jej towarzyszki, przeraziła wiadomość o ich śmierci. Mimo to lista drobniejszych przestępstw popełnionych przez Rodzinę była długa i gdyby James Reynolds chciał, mógłby zdecydować się na proces. a sąd wymierzyłby prawdopodobnie znacznie wyższe wyroki.
Okazał jednak zrozumienie dla ich sytuacji; zdawał sobie sprawę, że zostały opętane przez Daniela Pella. Nazwał to syndromem sztokholmskim. Sam sprawdziła później, że jest to określenie związku emocjonalnego ofiar porwania lub zakładników z przetrzymującymi je osobami. Sam przyjęła pobłażliwość Reynoldsa z wdzięcznością, lecz nie zamierzała zrzucać z siebie winy, usprawiedliwiając swoje postępowanie manipulacją psychologiczną. Co dzień czuła się podle z powodu kradzieży i świadomości, że pozwala Pellowi kierować swoim życiem. Nie została porwana; mieszkała z Rodziną z własnej woli.
Na ekranie telewizora pojawił się portret Pella w okularach, z ciemniejszą skórą i ciemnymi włosami, które nadawały mu latynoski wygląd. Nowa charakteryzacja.
– Cholernie cudaczny – zauważyła Rebecca.
Читать дальше