Potem jednak przyszło olśnienie i zaczął przeszukiwać internetowe archiwa miejscowych gazet. W „Peninsula Times” natrafił na notkę o ślubie córki prokuratora. Zadzwonił do hotelu Del Monte Spa and Resort, gdzie odbyło się wesele, i dowiedział się, że uroczystość zorganizowała Brock Company. Wystarczyło poczęstować Susan Pemberton kawą – i odrobiną gazu pieprzowego – by zdobyć dokumenty z nazwiskiem i adresem człowieka finansującego tę fetę, Jamesa Reynoldsa.
A teraz stał przed jego drzwiami.
W środku znów ktoś się poruszył.
W domu był też dwudziestokilkuletni mężczyzna. Może syn – brat panny młodej – albo jego brat. Pell oczywiście będzie musiał zabić każdego, kogo znajdzie za progiem. Nie przejmował się, że skrzywdzi rodzinę, lecz nie mógł zostawić nikogo przy życiu. Ich śmierć miała dla niego wyłącznie praktyczne znaczenie – dawała Pellowi i Jennie więcej czasu na ucieczkę. Grożąc im bronią, zamierzał zapędzić wszystkim do małego pomieszczenia – łazienki czy ciasnego pokoiku – a potem użyć noża, aby nikt nie słyszał strzałów. Miał nadzieję, że jeśli dopisze mu szczęście, ciała zostaną znalezione dopiero po wykonaniu drugiego zadania, jakie czekało go na półwyspie, i już po jego ucieczce.
Pell zobaczył, jak prokurator odkłada słuchawkę i zaczyna się odwracać. Odskoczył od okna, sprawdził pistolet i nacisnął guzik dzwonka. Usłyszał szelest za drzwiami. Zdawało mu się, że judasza przesłonił czyjś cień. Pell stał w takim miejscu, by mieszkańcy domu mogli zobaczyć jego mundur, miał jednak spuszczoną głowę.
– Tak? Kto tam?
– Posterunkowy Ramos, panie Reynolds.
– Kto?
– Zastępca szeryfa, zmiennik. Chciałbym z panem porozmawiać.
– Chwileczkę. Muszę coś zdjąć z ognia.
Pell zacisnął dłoń na pistolecie, spodziewając się, że niebawem opuści go ogromne zniecierpliwienie. Nagle poczuł podniecenie. Nie mógł się doczekać powrotu z Jennie do Sea View. Może nawet nie zdążą dojechać do motelu. Weźmie ją na tylnym siedzeniu. Pell cofnął się w cień wysokiego i gęstego drzewa rosnącego niedaleko drzwi, z lubością dotykając ciężkiego pistoletu. Upłynęła minuta. Potem następna. Zapukał.
– Panie Reynolds?
– Nie ruszaj się, Pell! – krzyknął czyjś głos. Dobiegał z zewnątrz, zza je go pleców. – Rzuć broń! – Głos należał do Reynoldsa. – Jestem uzbrojony.
Nie! Co się stało? Pell wzdrygnął się ze złością. Z powodu zaskoczenia i szoku omal nie zwymiotował.
– Posłuchaj, Pell. Jeżeli ruszysz się o milimetr, zastrzelę cię. Weź pistolet do lewej ręki, za lufę, i połóż na ziemi. Już!
– Co takiego? Co pan wygaduje?
Nie, nie! Przecież wszystko tak perfekcyjnie zaplanował! Z wściekłości zaparło mu dech. Szybko obejrzał się za siebie. Ujrzał Reynoldsa trzymającego oburącz wielki rewolwer. Mężczyzna najwyraźniej wiedział, jak się obchodzić z bronią, i nie zdradzał żadnych oznak zdenerwowania.
– Zaraz, panie prokuratorze. Nazywam się Hector Ramos. Jestem zmiennikiem…
Usłyszał trzask odwodzonego kurka.
– W porządku! Nie wiem, o co chodzi, ale niech panu będzie. Jezu.
Pell wziął pistolet za lufę i kucnął, opuszczając broń na tarasie.
W tej chwili z piskiem opon na podjazd wpadła czarna toyota i zahamowała przy wtórze klaksonu.
Pell rozciągnął się na brzuchu, chwycił broń i zaczął strzelać w kierunku Reynoldsa. Prokurator przypadł do ziemi, oddając kilka strzałów, ale w panice chybił. Pell usłyszał dobiegające z oddali wycie syren. Przez sekundę się wahał, rozdarty między chęcią ratowania własnej skóry a palącym pragnieniem zamordowania Reynoldsa. Zwyciężył jednak instynkt samozachowawczy. Pell sprintem pobiegł podjazdem w stronę Jennie, która otworzyła drzwi od strony pasażera.
Wskoczył do środka i gdy ruszali, z ponurą satysfakcją opróżnił magazynek, celując w stronę domu i mając nadzieję, że przynajmniej jedna z kul okazała się śmiertelna.
Dance, Kellogg i James Reynolds stali na pokrytym rosą trawniku przed domem, wśród zadbanej zieleni, oświetlanej pulsującymi kolorowymi światłami.
Prokurator przede wszystkim obawiał się, czy nikt nie został trafiony pociskami pochodzącymi z jego i Pella broni. Wpadł w panikę i zaczął strzelać w odruchu obronnym – wciąż był roztrzęsiony – a zanim jeszcze czarny samochód odjechał, zaniepokoił się, czy nie został ranny żaden z sąsiadów. Wybiegł na ulicę, żeby spojrzeć na tablice rejestracyjne, lecz wóz już zniknął, więc szybko ruszył do pobliskich domów. Okazało się na szczęście, że żadna przypadkowa kula w nikogo nie trafiła. Zastępca szeryfa znaleziony w krzakach byt mocno potłuczony, miał wstrząs mózgu i bardzo obolałe mięśnie, ale ratownicy poinformowali, że poza tym nie odniósł poważniejszych obrażeń.
Kiedy rozległ się dzwonek i u drzwi zameldował się „posterunkowy Ramos”, Reynolds właśnie rozmawiał przez telefon z Kathryn Dance, która miała dla niego pilną wiadomość – Pell wiedział już, gdzie mieszka, i prawdopodobnie przebrany za Latynosa będzie próbował go zabić. Prokurator wyciągnął broń i wysłał żonę z synem do sutereny, aby stamtąd zadzwonili pod 911. Sam wyśliznął się z domu przez boczne wyjście i zaszedł intruza od tyłu.
Od oddania śmiertelnego strzału dzieliły go zaledwie sekundy; Pella ocaliła interwencja jego dziewczyny.
Prokurator odszedł zobaczyć, jak się czuje żona, lecz po chwili wrócił.
– Pell tyle ryzykował tylko dla zemsty? Musiałem się co do niego mylić.
– Nie, James, to nie była zemsta. – Nie wymieniając nazwiska – zaczęli się już zjawiać pierwsi dziennikarze – Dance podzieliła się z nim spostrzeżeniami Samanthy McCoy na temat psychiki Pella i opowiedziała o incydencie w Seaside, gdzie został wyśmiany przez członka gangu motocyklowego. – Ty zrobiłeś to samo w sądzie. Kiedy próbował zdobyć nad tobą kontrolę, pamiętasz? To był znak, że jesteś na niego odporny. A co gorsza sam przejąłeś nad nim kontrolę – zrobiłeś z niego Mansona, kogoś innego, stał się twoją marionetką. Pell nie mógł na to pozwolić. Byłeś dla niego zbyt niebezpieczny.
– To nie zemsta?
– Nie, chodziło o jego plany na przyszłość – odrzekła Dance. – Wie dział, że nie dasz się zastraszyć i że masz pewne informacje i spostrzeżenia na jego temat – może nawet w notatkach ze sprawy. Wiedział też, że nie spoczniesz, dopóki nie zostanie złapany. Nawet gdybyś był na emeryturze.
Przypomniała sobie zdecydowanie malujące się na twarzy prokuratora, gdy odwiedziła go w domu. Zrobię wszystko…
– Nie bałbyś się pomóc nam go wytropić. Dlatego stałeś się zagrożeniem. A jak mawia Pell, zagrożenia należy eliminować.
– Co to znaczy, „plany na przyszłość”? Co on zamierza zrobić?
– Oto jest pytanie. Nie wiemy.
– Ale jak, u diabła, udało ci się zadzwonić do mnie dwie minuty wcześniej?
Dance wzruszyła ramionami.
– Dzięki Susan Pemberton.
– Tej kobiecie zamordowanej wczoraj?
– Pracowała u Eve Brock.
W jego oczach błysnęło zrozumienie.
– W firmie, która organizowała wesele Julii. Przez nią mnie znalazł? Genialne.
– Z początku sądziłam, że Pell wykorzystał Susan, żeby dostać się do biura i zniszczyć dowody. Albo znaleźć informacje o jakiejś planowanej imprezie. Ciągle się zastanawiałam, dlaczego ją zabił. Pamiętałam jej biuro, wszystkie zdjęcia na ścianach. Na niektórych byli miejscowi politycy, na innych wesela. I nagle przypomniałam sobie fotografie z wesela twojej córki, które widziałam w salonie. Szybko skojarzyłam sobie jedno z drugim. Zadzwoniłam do Eve Brock i dowiedziałam się, że rzeczywiście byłeś jej klientem.
Читать дальше