Być może sam fakt, że doszło między nimi do sporu, który udało im się rozstrzygnąć, był krokiem naprzód. Dance przypuszczała, że właśnie tak zmieniają się ludzie: stopniowo.
Uściskała Theresę, podała rękę jej ciotce i życzyła im bezpiecznej podróży.
Pięć minut później Dance znalazła się w Babskim Skrzydle centrali CBI i przyjmowała z rąk Maryellen Kresbach kubek kawy oraz – wyjątkowo – owsiane ciasteczko.
Gdy weszła do gabinetu, zrzuciła zniszczone aldo i znalazła w szafie nową parę: sandałki Joan and David. Przeciągnęła się i usiadła, popijając mocną kawę i przetrząsając biurko w poszukiwaniu resztki opakowania czekoladek M &M, które ukryła tu przed dwoma dniami. Zjadła je szybko, znów się przeciągnęła i z przyjemnością spojrzała na zdjęcia swoich dzieci.
I zdjęcie męża.
Jak wspaniale byłoby się położyć przy nim dziś wieczorem i porozmawiać o sprawie Pella.
Ach, Bill…
Zadzwonił telefon.
Zerknąwszy na ekran, odetchnęła z ulgą, a serce lekko jej podskoczyło.
– Cześć – powiedziała do Michaela O’Neila.
– Serwus. Właśnie się dowiedziałem. Nic ci się nie stało? Podobno doszło do wymiany ognia.
– Pell posłał kulkę obok mnie. To wszystko.
Co z Lindą?
Dance przekazała mu szczegóły.
– A Rebecca?
– Na OIOM-ie. Będzie żyć. Ale nieprędko wyjdzie na wolność.
Detektyw z kolei opowiedział jej o fałszywym alarmie z powodu kradzieży samochodu – ulubionym sposobie Pella na mylenie tropów policji. Pell zmusił kierowcę nissana infiniti, aby zgłosił własne morderstwo i kradzież auta. Potem mężczyzna pojechał do domu, wstawił wóz do garażu i siedział w ciemnym pokoju, dopóki nie usłyszał wiadomości o śmierci Pella.
O’Neil dodał, że przesłał jej raporty z analizy śladów z Butterfly Inn, gdzie Pell i Jennie zatrzymali się po ucieczce z Sea View, oraz z Point Lobos.
Ucieszyła się, słysząc jego głos. Ale coś było nie tak. Nadal mówił rzeczowym, oficjalnym tonem. Nie był zły, lecz nie sprawiał wrażenia zadowolonego, że z nią rozmawia. Uważała, że jego poprzednie uwagi na temat Kellogga były niestosowne, ale mimo że nie domagała się od niego przeprosin, pragnęła, by wzburzone morze między nimi już się uspokoiło.
– A co u ciebie? – zapytała. Niektórym trzeba dać ostrogę.
– W porządku – odparł.
Znów te przeklęte dwa słowa, które mogą oznaczać wszystko, od „wspaniale” po „nienawidzę cię”.
Zaproponowała, żeby wpadł wieczorem na Taras.
– Przepraszam, nie mogę. Mamy z Annę inne plany.
Ach, plany.
To też jedno z tych słów.
– Będę kończyć. Chciałem ci tylko powiedzieć o tym kierowcy.
– Jasne, trzymaj się.
Trzask…
Dance skrzywiła się i wróciła do dokumentów.
Dziesięć minut później w drzwiach ukazała się głowa Winstona Kellogga. Gestem zaprosiła go do środka i agent ciężko opadł na krzesło. Nie przebrał się jeszcze; na ubraniu wciąż miał błoto i piasek. Zobaczył jej poplamione solą buty stojące przy drzwiach i pokazał swoje. Roześmiał się, wskazując kilkanaście par w szafie.
– Pewnie nic tu dla siebie nie znajdę.
– Przykro mi – odparła z kamienną twarzą. – Mam tylko numer sześć.
– Szkoda, te żółtozielone nawet mi się podobają.
Zaczęli rozmawiać o protokołach, które należało uzupełnić, i o komisji kontrolnej, która będzie musiała zbadać przebieg strzelaniny i napisać raport. Zastanawiając się, jak długo agent zostanie na półwyspie, Dance doszła do wniosku, że bez względu na to, czy ją gdzieś zaprosi, czy nie, będzie musiał spędzić tu co najmniej cztery lub pięć dni; tyle czasu potrzebowała komisja, aby się zebrać, wysłuchać zeznań i napisać raport.
Potem. Co ty na to?…
Podobnie jak wcześniej Dance, Kellogg także się przeciągnął. Przez jego twarz przemknął ledwie dostrzegalny wyraz niepokoju. Na pewno przyczyną była strzelanina. Dance jeszcze nigdy nie strzeliła do podejrzanego, a tym bardziej nikogo nie zabiła. Odgrywała kluczową rolę w tropieniu niebezpiecznych przestępców, z których część ginęła podczas zatrzymania, część trafiała do cel śmierci. Ale to było co innego niż wycelowanie do kogoś z broni i zakończenie jego życia.
A Kellogg zrobił to dwa razy, w stosunkowo krótkim czasie.
– Co masz teraz w planach? – zapytała.
– Mam prowadzić seminarium w Waszyngtonie na temat fundamentalizmu religijnego – ma sporo wspólnego z mentalnością sekt. A potem biorę wolne. Oczywiście jeżeli świat będzie skłonny do współpracy. – Zgarbił się i przymknął oczy.
W poplamionych spodniach, z tą opadającą na czoło grzywką i delikatnym zarostem wygląda naprawdę pociągająco, pomyślała Dance.
– Przepraszam – powiedział, otwierając oczy i śmiejąc się. – Chyba nie wypada zasypiać w gabinetach kolegów. – Uśmiech wydawał się szczery, a po wcześniejszym niepokoju nie było już śladu.
– Ach, jeszcze jedno. Dzisiaj muszę odwalić papierkową robotę, ale jutro mogę chyba liczyć na przyjęcie tamtej propozycji kolacji? Już jest „potem”, pamiętasz?
Zawahała się. Znasz strategię przesłuchania, pomyślała: przewiduj każde pytanie przesłuchującego i miej w zanadrzu odpowiedź. Ale mimo że właśnie o tym myślała, dała się zaskoczyć. No więc jak brzmi odpowiedź?, spytała samą siebie.
– Jutro? – powtórzył nieśmiało. Dziwne jak na człowieka, który właśnie wykończył jednego z najgorszych bandytów w historii okręgu Monterey.
Grasz na zwłokę, powiedziała sobie. Jej wzrok przesunął się po zdjęciach dzieci, psów, nieżyjącego męża. Pomyślała o Wesie.
– Jutro byłoby wspaniale.
Już po wszystkim – powiedziała cicho do matki. – Słyszałam. Michael mówił nam w CBI.
Były w domu jej rodziców w Carmel. Rodzina wróciła już z fortecy biura śledczego.
– Banda też wie?
Miała na myśli dzieci.
– Owinęłam to trochę w bawełnę. Powiedziałam coś w rodzaju, mama będzie dzisiaj w domu o przyzwoitej godzinie, bo wiecie, ta głupia sprawa nareszcie się skończyła, już mają tego bandytę, szczegółów nie znam. Mags w ogóle nie słuchała – przygotowuje nową piosenkę na obóz muzyczny. Wes od razu klapnął przed telewizorem, ale kazałam Stu wyciągnąć go na ping-ponga. Chyba zapomniał o całej historii. Ale słowem kluczowym pozostaje „chyba”.
Dance zdradziła kiedyś rodzicom, że chce ograniczyć do minimum kontakt Wesa z wiadomościami o śmierci i przemocy, zwłaszcza związanymi z jej pracą, dopóki nie upłynie więcej czasu od straty ojca.
– Będę miała go na oku. I dziękuję. – Otworzyła piwo Anchor Steam i rozlała do dwóch szklanek. Jedną podała matce.
Edie pociągnęła łyk i, marszcząc brwi, zapytała:
– Kiedy znaleźliście Pella?
Dance podała jej przybliżoną godzinę.
– Dlaczego pytasz?
Zerkając na zegar, jej matka odrzekła:
– Byłam pewna, że koło czwartej czy wpół do piątej słyszałam kogoś w ogrodzie. Z początku to zlekceważyłam, ale potem zaczęłam się bać, że może Pell dowiedział się, gdzie mieszkamy. I chce wyrównać rachunki czy coś takiego. Trochę mnie strach obleciał. Mimo że przed domem stał radiowóz.
Pell oczywiście nie zawahałby się ani przez chwilę, gdyby miał ich skrzywdzić – prawdopodobnie nawet to planował – ale nie zgadzał się czas. O tej godzinie Pell był już w domu Mortona Walkera albo w drodze do niego.
– To prawdopodobnie nie był on.
Читать дальше