Liczyć się z rachunkiem ekonomicznym… Ten rutynowy termin palił go jak kwas.
Słuchając Claytona, opuścił głowę i dostrzegł na biurku swego przełożonego jakiś inkrustowany arabski talerz. Zaczął wpatrywać się w ten przedmiot tak intensywnie, jakby chciał przelać na niego wszystkie swoje kłopoty.
Teraz natomiast myślał o problemie, jaki stanowiła Tylor Lockwood.
A równocześnie usilnie pragnął o niej zapomnieć, wyrzucić ją ze swych myśli, zastąpić ją jeszcze raz wizerunkiem wyimaginowanego żonglera.
Zerknął na zegarek.
No dobrze – pomyślał. – Bierzmy się do roboty.
Wstał ze stołka i oznajmił barmanowi, że wróci koło piątej.
Jak dotąd…
Kierowca dodge’a odruchowo sięgnął pod fotel pasażera i namacał swoje narzędzie pracy: automatyczny karabin marki Remington.
Sześć naboi w magazynku. Sześć dalszych wetkniętych między siedzenie a oparcie fotela, czubkiem w dół.
Nie koncentrował się jednak na broni; obserwował kobietę, która szła ulicą i podchodziła właśnie do tęgiego młodego człowieka. Thom Sebastian uśmiechnął się na jej widok i pomachał przyjaźnie ręką.
A więc to ona – pomyślał kierowca dodge’a.
Zastanawiał się, jaką ma figurę pod tym płaszczem: Wolałby, żeby nosiła buty na wysokich obcasach. Lubił wysokie obcasy, a nie te bezsensowne sportowe, czarne mokasyny, które włożyła kobieta.
Rozejrzał się dokoła, by sprawdzić, czy w pobliżu są policjanci lub przechodnie, którzy mogliby przesłonić mu cel.
Teren był czysty.
Podjechał powoli jeszcze odrobinę bliżej i zatrzymał samochód jakieś siedem metrów od kobiety. Zerknęła w jego kierunku bez większego zainteresowania, ale kiedy podniósł broń, zorientowała się, co jej grozi. Krzyknęła głośno i uniosła ręce.
Ale nie miała dokąd uciekać.
Nacisnął spust. Zaskoczyła go potężna siła odrzutu. Kobieta, trafiona w bok porcją grubego śrutu, zaczęła osuwać się na ziemię. Wystrzelił jeszcze dwa razy, mierząc w jej plecy, ale nie był pewien, czy pociski dosięgły celu.
Nawet jeśli jeszcze żyje, to nie pociągnie długo – pomyślał. – A w najgorszym razie będzie unieruchomiona na kilka miesięcy.
Rozległy się krzyki i wycie klaksonów. Jakiś samochód zahamował z piskiem, by nie potrącić grupy pieszych, którzy w panice padali na jezdnię, kryjąc się przed pociskami.
Kierowca dodge’a pomknął w kierunku najbliższego skrzyżowania i przejechał je na czerwonych światłach. Potem zwolnił i zaczął prowadzić samochód bardzo ostrożnie, przestrzegając przepisów drogowych.
Rozdział dwudziesty piąty
Thom Sebastian miał skute ręce. Dwaj umundurowani policjanci wprowadzili go na posterunek.
Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą – gliniarze, pijani kierowcy, prostytutki, nieliczni adwokaci.
– O Boże! – szepnął ktoś głośno, widząc krew, którą zbryzgana była jego koszula i marynarka. Wydawało się niepojęte, że ktoś, kto jest tak zakrwawiony, nie został przebity nożem i to z dziesięć razy.
Thom został posadzony na ławce. Kazano mu czekać na oficera dyżurnego, który zajmie się nim, gdy nadejdzie jego kolej. Zastygł w bezruchu, wpatrując się w czubki swych butów. Siedząca obok niego czarnoskóra prostytutka w obcisłym podkoszulku i krótkich spodenkach, które wystawały spod sztucznego futra, spojrzała na niego przelotnie i zadrżała na widok krwi.
– Jezu! – szepnęła.
Sebastian poczuł, że ktoś do niego podchodzi. Uniósł wzrok i zamrugał oczami.
– Co ci się stało? – spytała Taylor Lockwood. – Ta krew…
Sebastian kiwnął głową, zamknął oczy i powoli opuścił głowę.
– Miałem krwotok z nosa – wymamrotał.
Siedzący za kontuarem sierżant obrzucił podejrzliwym spojrzeniem jej czarne pończochy, krótką czarną sukienkę i skórzaną kurtkę.
– Kim pani jest? – spytał opryskliwym tonem. – Zmywaj się stąd, panienko. On nie będzie miał dziś dla ciebie czasu.
– Przyjechałam tu, żeby zobaczyć się z moim klientem – warknęła, czując przypływ gniewu. – Zadbam o to, żeby wszystko, co pan powie, znalazło się w protokole.
Policjant gwałtownie poczerwieniał na twarzy.
– Nie wiedziałem, że pani jest adwokatem – wybąkał niepewnie.
Taylor nie miała pojęcia, co się wydarzyło. Zjawiła się w restauracji i zastała tam ekipę policyjną, prowadzącą dochodzenie na miejscu przestępstwa. Powiedziano jej, że ktoś został zastrzelony, a Thom Sebastian odwieziony na posterunek.
– Za co go zatrzymano? – spytała.
– Jeszcze za nic. Policjant, który go przywiózł, rozmawia przez telefon z naszym lekarzem – odparł policjant i odwrócił się w kierunku papierów zalegających jego biurko.
Boże – pomyślała – nie widziałam nigdy tak zakrwawionego człowieka.
W tym momencie zjawił się umundurowany oficer policji – szczupły, gładko uczesany mężczyzna o siwiejących skroniach. Obejrzał Taylor od stóp do głów i nie był najwyraźniej zadowolony z wyniku tych oględzin. Wydawał się podwójnie uprzedzony – po pierwsze, wobec wszystkich adwokatów (którzy ośmieszają policjantów zeznających w sądzie, dowodząc ich niekompetencji), a po drugie, wobec uprawiających ten zawód kobiet (które muszą dowodzić, że potrafią dręczyć tych świadków jeszcze brutalniej niż mężczyźni).
Taylor Lockwood uniosła wyzywająco głowę, starając się przybrać postawę osoby twardej i bezwzględnej.
– Jestem adwokatem pana Sebastiana. Co się tu dzieje?
– Hej, Taylor! – zawołał nagle jakiś mężczyzna tak donośnym głosem, że słychać go było na całym posterunku.
Zesztywniała ze złości. Dlaczego musiało się to wydarzyć właśnie teraz? – spytała się w myślach. Był to jeden z tych momentów, w których znudzeni bogowie postanawiają się rozerwać i wkładają kij w mrowisko. Z cichym westchnieniem odwróciła się w stronę mężczyzny. Był to potężnie zbudowany policjant, najwyraźniej niepełniący w tym momencie służby, gdyż miał na sobie kosztowne dżinsy i sportową wiatrówkę. Jego ogorzała twarz pokryta była opalenizną, po urlopie spędzonym w Las Vegas lub na Bahamach. Tuż po czterdziestce, jakieś piętnaście kilo nadwagi, krótko przycięte brzytwą jasne włosy, chłopięca twarz.
– Taylor Lockwood, prawda? – spytał, podchodząc bliżej. Postanowiła posłuchać rady swego ojca, który mówił zawsze:
„Jeśli zamierzasz blefować, idź na całego”.
– Cześć – powiedziała z uśmiechem.
– Jestem Tommy Blond. Tommy Bianca ze sprawy Pogiolli. Poznajesz mnie?
– Jasne, Tommy – odparła, ściskając jego potężną, twardą dłoń. – Jak leci?
– Co mu jest? – spytał Tommy, zerkając na Sebastiana.
– To tylko krwotok z nosa – odparł umundurowany policjant. – Myśleliśmy, że on też został trafiony. Lekarz, który go badał, twierdzi, że nic mu nie będzie; musi tylko uważać na nos.
Tommy Blond spojrzał na oficera, który zatrzymał Sebastiana, a potem na siedzącego za ladą sierżanta.
– Traktujcie dobrze tę panią. Ona jest w porządku. Była asystentką adwokata, który w zeszłym roku uwolnił od zarzutów Joeya… chyba pamiętacie te sprawę… Joey Pogiolli z szóstego posterunku. Jakiś dupek zaskarżył go do sądu… twierdził, że Joey traktował go brutalnie… Hej, Taylor, byłaś wtedy aplikantką. Kiedy skończyłaś studia prawnicze?
– Wieczorowo – odparła, mając nadzieję, że kropelki potu, które zbierają się na jej czole, nie zaczną spływać po twarzy, rujnując makijaż.
Читать дальше