Drzwi do gabinetu były uchylone. Podeszli do nich i Bosch otworzył je, a Walling osłaniała ich z tyłu. Gdy Bosch znalazł się w gabinecie, zobaczył Alicię Kent siedzącą na podłodze, opartą plecami o ścianę.
Kucnął przy niej. Miała otwarte, lecz nieruchome oczy. Między jej stopami leżał pistolet, a ściana za nią była zbryzgana krwią i fragmentami mózgu.
Bosch odwrócił się i obejrzał pomieszczenie. Zrozumiał, na czym polegała inscenizacja. Miało to wyglądać tak, jak gdyby Alicia Kent wyrwała agentowi broń z kabury, zastrzeliła go, a potem usiadła na podłodze i odebrała sobie życie. Nie było żadnego listu z wyjaśnieniem, lecz Maxwell nie mógł wymyślić niczego lepszego, mając do dyspozycji niewiele czasu.
Bosch odwrócił się do Walling. Opuściła broń i stała, patrząc na martwego agenta.
– Rachel – powiedział. – On tu musi jeszcze być.
Wyprostował się i wyszedł, by przeszukać biuro. Zerkając przez szybę, dostrzegł jakiś ruch za stojakami ze sprzętem. Zatrzymał się, uniósł broń i za jednym ze stojaków zauważył człowieka zmierzającego w kierunku drzwi z tabliczką WYJŚCIE.
W tym momencie Maxwell wyskoczył z ukrycia i rzucił się do drzwi.
– Maxwell! – krzyknął Bosch. – Stój!
Maxwell błyskawicznie się obrócił i uniósł pistolet. W chwili, gdy dotknął plecami drzwi, zaczął strzelać. Szyba pękła, a odłamki szkła prysnęły na Boscha. Odpowiedział ogniem i posłał sześć kul w kierunku otwartych drzwi, ale Maxwella już nie było.
– Rachel? – zawołał, nie odrywając oczu od drzwi. – Jesteś cała?
– Tak.
Jej głos dobiegł z dołu. Gdy padły strzały, rzuciła się na podłogę.
– Dokąd prowadzą tamte drzwi?
Rachel wstała. Bosch ruszył do wyjścia, oglądając się na nią. Zobaczył kawałki szkła na jej ubraniu i rozcięcie na policzku.
– Na schody prosto do jego samochodu.
Bosch wybiegł z biura na klatkę schodową. Otworzył telefon i wcisnął przycisk szybkiego wybierania, dzwoniąc do partnera. Ferras odebrał, zanim rozległ się pierwszy sygnał.
– Schodzi!
Bosch rzucił telefon i biegiem ruszył po schodach. Słyszał tupot kroków Maxwella na stalowych stopniach i instynkt mówił mu, że agent jest już za daleko.
Bosch pokonał trzy półpiętra, przeskakując po trzy stopnie. Słyszał kroki biegnącej za nim Walling. Po chwili z dołu dobiegł się głuchy łomot, gdy Maxwell dotarł do drzwi wyjściowych. Zaraz potem rozległy się krzyki i huk strzałów. Następowały tak szybko po sobie, że nie można było określić, kto strzelał pierwszy i ile padło strzałów.
Dziesięć sekund później Bosch dopadł do wyjścia. Wyskoczył na chodnik i zobaczył Ferrasa opartego o tylny zderzak samochodu Maxwella. W jednej ręce trzymał broń, a drugą ściskał łokieć. Na rękawie wykwitła plama krwi. Ruch na Trzeciej zamarł, a piesi biegli chodnikiem, szukając schronienia.
– Dostał dwa razy – krzyknął Ferras. – Tędy uciekł.
Wskazał głową stronę, gdzie Trzecia przechodziła w tunel biegnący pod Bunker Hill. Bosch podbiegł do partnera i zobaczył ranę przy stawie barkowym. Nie wyglądała źle.
– Wezwałeś wsparcie? – zapytał Bosch.
– Już jadą.
Ferras skrzywił się, chwytając mocniej uszkodzoną rękę.
– Naprawdę dobrze się spisałeś, Iggy. Trzymaj się, a ja idę dorwać tego faceta.
Ferras skinął głową. Bosch odwrócił się i w drzwiach ujrzał Rachel z twarzą umazaną krwią.
– Tędy – powiedział. – Maxwell dostał.
Ruszyli Trzecią, biegnąc obok siebie. Po kilku krokach Bosch znalazł trop. Maxwell musiał być poważnie ranny i tracił dużo krwi. Tym łatwiej było go wyśledzić.
Kiedy jednak dotarli na róg Trzeciej i Hill, trop się urwał. Na ulicy nie było śladów krwi. Bosch zajrzał w głąb długiego tunelu, ale nie zauważył nikogo poruszającego się pieszo. Rozejrzał się po Hill Street i nie zobaczył nic, dopóki jego uwagi nie przyciągnęło jakieś zamieszanie przed Grand Central Market.
– Tam – powiedział.
Szybko skierowali się w stronę dużej hali targowej. Przed wejściem Bosch odnalazł ślady krwi i wpadł do środka. Dwupiętrowa hala była skupiskiem budek zjedzeniem, stoisk i sklepików z przeróżnymi towarami. W powietrzu unosił się silny zapach kawy i tłuszczu, docierający zapewne do każdego piętra budynku ponad halą. Panował tu tłok i hałas, które utrudniały Boschowi podążanie tropem Maxwella.
Nagle tuż przed nimi rozległy się krzyki i ktoś dwa razy strzelił w powietrze. Ludzie natychmiast wpadli w popłoch. Dziesiątki klientów i sprzedawców z wrzaskiem zalało przejście, w którym stali Bosch i Walling, i rzuciło się w ich kierunku. Bosch zorientował się, że za chwilę zostaną stratowani. Jednym ruchem odsunął się w prawo, chwytając Walling w pasie i pociągając ją za szeroki betonowy filar.
Gdy tłum przecwałował obok, Bosch wyjrzał zza filaru. Hala była pusta. Nigdzie nie widział Maxwella, lecz po chwili dostrzegł ruch w jednej z lad chłodniczych przed sklepikiem mięsnym na końcu korytarza. Przyjrzał się uważniej i zdał sobie sprawę, że coś się poruszyło za ladą. Patrząc przez szyby witryny, w której wystawiono porcje wołowiny i wieprzowiny, Bosch zobaczył twarz Maxwella. Agent siedział na podłodze, oparty plecami o lodówkę w głębi sklepu.
– Jest przed nami, w mięsnym – szepnął Bosch do Walling. – Idź w prawo do końca przejścia. Będziesz go mogła zajść z prawej.
– A ty?
– Pójdę prosto i odwrócę jego uwagę.
– Możemy zaczekać na wsparcie.
– Nie zamierzam czekać.
– Tak myślałam.
– Gotowa?
– Nie, zamienimy się. Ja pójdę prosto i odwrócę jego uwagę, a ty zajdziesz go z boku.
Bosch wiedział, że to lepszy plan, ponieważ znała Maxwella, a Maxwall znał ją. Oznaczało to jednak, że Rachel naraża się na największe niebezpieczeństwo.
– Na pewno? – spytał.
– Tak. Tak będzie lepiej.
Bosch jeszcze raz wyjrzał zza filaru i stwierdził, że Maxwell nie ruszył się z miejsca. Miał czerwoną i spoconą twarz. Bosch popatrzył na Walling.
– Ciągle tam jest.
– Dobrze. Chodźmy.
Rozdzielili się i ruszyli. Bosch szybko pokonał przejście między stoiskami, które biegło równolegle do korytarza kończącego się sklepem mięsnym. Kiedy dotarł do końca, znalazł się w meksykańskim barze o wysokich ścianach. Miał osłonę i zza rogu mógł z boku zajrzeć za ladę sklepu mięsnego. Zobaczył Maxwella pięć metrów od siebie. Agent siedział bezwładnie oparty o lodówkę, wciąż ściskając broń w obu rękach. Jego koszula była przesiąknięta krwią.
Bosch schował się z powrotem, zebrał siły i przygotował się, by wyjść i zbliżyć się do Maxwella. Wtedy jednak usłyszał głos Walling.
– Cliff? To ja, Rachel. Pomogę ci.
Bosch spojrzał zza rogu. Walling stała na otwartej przestrzeni, półtora metra od lady chłodniczej, z bronią opuszczoną wzdłuż boku.
– Nie potrzeba mi żadnej pomocy – odpowiedział Maxwell. – Już za późno.
Bosch zorientował się, że gdyby Maxwell chciał do niej strzelić, pocisk musiałby przebić przednią i tylną szybę witryny. Przednia szyba była ustawiona pod kątem, więc musiałby nastąpić cud, żeby pocisk trafił Rachel. Ale cuda się zdarzają. Bosch uniósł broń, oparł ją o ścianę i był gotów strzelić, gdyby musiał.
– Daj spokój, Cliff – ciągnęła Walling. – Nie kończ tego w ten sposób.
– Nie mam wyjścia.
Nagle ciałem Maxwella wstrząsnął głęboki, mokry kaszel. Na jego ustach pojawiła się krew.
Читать дальше