– Zobaczymy.
Sięgnął do bagażnika i wyciągnął litrową butelkę wody ze swojego zestawu awaryjnego. Przydawała mu się podczas trwających dłużej niż zwykle obserwacji. Otworzył ją i pociągnął dwa duże hausty. Woda nie była zimna, ale dobrze mu zrobiła. Zupełnie wyschło mu w gardle.
Zakręcił butelkę i włożył do bagażnika. Podszedł do Walling. Po drodze spojrzał w stronę południa. Zdał sobie sprawę, że alejka biegnie za punktem Easy Print i ciągnie się wzdłuż zapleczy sklepów i biur na Cahuenga. Sięgała aż do Barham.
W alejce w mniej więcej dwudziestometrowych odstępach stały zielone kontenery na śmieci, ustawione prostopadle do tyłu budynków. Bosch uświadomił sobie, że kontenery zostały wysunięte z przestrzeni między budynkami i ogrodzonymi dziedzińcami. Tak jak w Siłver Lake, był dzień wywozu śmieci i kontenery czekały na miejskie śmieciarki.
Nagle wszystko pojął. Jak gdyby doszło do syntezy. Dwa elementy łączą się ze sobą, tworząc coś nowego. Szczegóły zdjęć z miejsca zbrodni, które nie dawały mu spokoju, plakat z pozycjami jogi, wszystko nabrało sensu. Promienie gamma przeszyły jego ciało i rozjaśniły mu myśli. Już wiedział. Zrozumiał.
– To śmieciarz.
– Kto?
– Digoberto Gonzalves – odrzekł Bosch, spoglądając w głąb alejki. – Jest dzień wywózki. Wystawiono kontenery, żeby śmieciarki mogły je opróżnić. Gonzalves jest śmieciarzem, śmietnikowym nurkiem. Wiedział, że dzisiaj wystawiają kontenery i że warto będzie tu przyjechać.
Popatrzył na Walling i dokończył myśl:
– Podobnie jak ktoś jeszcze.
– Chcesz powiedzieć, że znalazł cez w kontenerze ze śmieciami?
Bosch skinął głową, wskazując alejkę.
– Tam na końcu jest Barham. Barham można dojechać do Lake Hollywood. Lake Hollywood można dojechać na punkt widokowy. Sprawa nie wychodzi poza jedną stronę mapy.
Walling stanęła przed nim, zasłaniając mu widok alejki. Bosch usłyszał w oddali syreny.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Że Nassar i El-Fayed ukryli cez w kontenerze u stóp wzgórza? A ten śmieciarz go znalazł?
– Chcę tylko powiedzieć, że odzyskałaś cez, więc znowu mamy do czynienia ze sprawą zabójstwa. Z punktu widokowego można dojechać na tę alejkę w ciągu pięciu minut.
– Co z tego? Skradli cez i zabili Kenta tylko po to, żeby tu przyjechać i ukryć materiał? Tak sądzisz? A może sądzisz, że po prostu go wyrzucili? Po co mieliby to robić? Czy to w ogóle ma sens? W ten sposób nie wywołaliby paniki, a przecież o to im chodzi.
Bosch zwrócił uwagę, że tym razem zadała sześć pytań naraz, ustanawiając zapewne nowy rekord.
– Sądzę, że Nassar i El-Fayed w ogóle nie mieli w rękach tego cezu – odparł.
Podszedł do toyoty i podniósł z ziemi zwinięty plakat. Podał go Rachel. Syreny wyły coraz głośniej.
Walling rozwinęła plakat i spojrzała na niego.
– Co to jest? Co to znaczy?
Bosch zabrał plakat i zaczął go rolować.
– Gonzalves znalazł go w tym samym kontenerze, w którym znalazł broń, aparat i ołowianą świnię.
– No i? Co to znaczy, Harry?
W alejkę skręciły dwa samochody federalnych i ruszyły w ich stronę, omijając slalomem wystawione kontenery. Kiedy się zbliżyły, Bosch zobaczył, że za kierownicą pierwszego wozu siedzi Jack Brenner.
– Słyszysz mnie, Harry? Co to zna…
Nagle Boschowi ugięły się kolana i osunął się na Rachel, zarzucając jej ręce na szyję, aby nie upaść.
– Bosch!
Złapała go i przytrzymała.
– Eee… nie czuję się za dobrze – wymamrotał. – Chyba lepiej będzie… możesz mnie zabrać do samochodu?
Pomogła mu się wyprostować i zaczęła go prowadzić w stronę samochodu. Bosch opierał rękę na jej ramionach, słysząc za sobą trzask zamykanych drzwi, kiedy agenci wysiedli z wozów.
– Gdzie masz kluczyk? – zapytała Walling.
Kiedy Bosch podawał jej kluczyki, podbiegł do nich Brenner.
– Co jest? Co się stało?
– Został napromieniowany. Cez jest w schowku pod środkowym oparciem w toyocie. Uważajcie. Zabieram go do szpitala.
Brenner odsunął się, jak gdyby Bosch był nosicielem zakaźnej choroby.
– W porządku – rzekł. – Zadzwoń, kiedy będziesz mogła.
Bosch i Walling szli do samochodu.
– No, Bosch, trzymaj się – mówiła Walling. – Bądź dzielny, zaraz się tobą zajmiemy.
Znów zwróciła się do niego po nazwisku.
Samochód szarpnął gwałtownie, gdy Walling wyjechała z alejki i skręciła na południe, włączając się do ruchu na Cahuenga.
– Zabieram cię do „Queen of Angels", żeby doktor Garner mogła cię obejrzeć – powiedziała. – Trzymaj się, zrób to dla mnie, Bosch.
Wiedział, że czułe nazywanie po nazwisku niebawem się skończy. Wskazał pas lewego skrętu prowadzący na Barham Boulevard.
– Daj spokój ze szpitalem – powiedział. – Zawieź mnie do domu Kentów.
– Co?
– Później pojadę się zbadać. Jedź do domu Kentów. Skręć tu. Jedź!
Wjechała na pas lewego skrętu.
– Co się dzieje?
– Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.
– To znaczy, że to zasłabnięcie przed chwilą było…
– Musiałem cię stamtąd zabrać, musiałem cię zabrać od Brennera, żeby to sprawdzić i z tobą pogadać. Bez świadków.
– Co sprawdzić? O czym pogadać? Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Myślałam, że ratuję ci życie. Teraz Brenner albo ktoś inny zapisze sobie na koncie odzyskanie cezu. Wielkie dzięki, gnojku. To było moje miejsce zdarzenia.
Rozpiął marynarkę i wyciągnął zrolowany i złożony plakat.
– Nie przejmuj się tym – powiedział. – Ty będziesz mogła zapisać sobie na koncie aresztowania. Tylko może nie będziesz chciała.
Rozłożył plakat, zaginając górną część i kładąc ją na kolanach. Interesowała go dolna część.
– Dhanurasana – powiedział.
Walling zerknęła na niego, a potem na plakat.
– Zaczniesz wreszcie mówić, o co tu chodzi?
– Alicia Kent ćwiczy jogę. W jej pokoju do ćwiczeń widziałem maty.
– Ja też. Co z tego?
– Widziałaś odbarwienie od słońca na ścianie po jakimś obrazie, kalendarzu albo plakacie?
– Tak, widziałam.
Bosch uniósł plakat.
– Idę o zakład, że ten będzie pasował jak ulał. To jest plakat, który Gonzalves znalazł razem z cezem.
– I co to oznacza? Jeżeli plakat faktycznie będzie pasował?
– Że to była zbrodnia prawie doskonała. Alicia Kent ukartowała zabójstwo męża i gdyby Digoberto Gonzalves przypadkiem nie znalazł wyrzuconych dowodów, uszłoby to jej na sucho.
Walling lekceważąco pokręciła głową.
– Daj spokój, Harry. Twierdzisz, że weszła w zmowę z międzynarodowymi terrorystami, żeby zabili jej męża w zamian za cez? Nie wierzę, że w ogóle to robię. Muszę wracać na miejsce zdarzenia.
Spojrzała w lusterka, przygotowując się do manewru zawracania. Jechali Lake Hollywood Drive i od domu Kentów dzieliły ich dwie minuty.
– Nie, jedź dalej. Jesteśmy prawie na miejscu. Alicia Kent weszła w zmowę, ale nie z żadnym terrorystą. Dowodem jest cez w śmieciach. Sama mówiłaś, że Moby i El-Fayed nie mogli ukraść cezu, żeby go wyrzucić. Jaki z tego wniosek? To nie była kradzież. To naprawdę było morderstwo. Cez był fałszywym tropem. Tak jak Ramin Samir. A Moby i El-Fayed? Też mieli nas zmylić. Ten plakat pomoże to udowodnić.
– Jak?
– Dhanurasana, łuk.
Przysunął plakat bliżej, żeby mogła zobaczyć pozycję jogi w dolnym rogu. Ilustracja przedstawiała leżącą na brzuchu kobietę, z rękami z tyłu, trzymając się za kostki w taki sposób, że jej tułów był wygięty w łuk. Wyglądała, jak gdyby ją związano.
Читать дальше