Część bagażowa pikapa była wyładowana rupieciami. Wszędzie walały się puste butelki i puszki, wśród których leżało skórzane krzesło biurowe ze złamaną nogą, kawałki aluminium, stary dystrybutor wody i inne śmieci. A przy prawym kole stał szary, ołowiany pojemnik przypominający niewielkie wiadro na kółkach.
– Zobacz – powiedział. – To jest świnia?
– Chyba tak – odrzekła z przejęciem Walling. – Chyba tak!
Na pojemniku nie było żadnej nalepki z informacją o zagrożeniu ani symbolu ostrzegającego przez promieniowaniem. Zostały zerwane. Bosch pochylił się i złapał jeden z uchwytów. Wyciągnął świnię ze sterty śmieci i przesunął ją bliżej tylnej klapy. Pokrywa była zabezpieczona czterema zamkami.
– Otworzymy, żeby sprawdzić, czy materiał jest w środku? – zapytał.
– Nie – odparła Walling. – Wycofamy się i wezwiemy zespół. Mają odpowiednią ochronę.
Ponownie wyciągnęła telefon. Gdy wzywała zespół radiologiczny i wsparcie, Bosch podszedł do przedniej części pikapa. Przez okno zajrzał do szoferki. Pośrodku deski rozdzielczej leżało niedojedzone burrito na zgniecionej brązowej torebce. Część kabiny po stronie pasażera również przykrywały śmieci. Wzrok Boscha zatrzymał się na aparacie fotograficznym, który spoczywał na starej aktówce z urwanym uchwytem, leżącej na siedzeniu pasażera. Aparat nie sprawiał wrażenia brudnego ani zepsutego. Wyglądał na zupełnie nowy.
Bosch pociągnął klamkę. Drzwi były otwarte. Zrozumiał, że Gonzalves zapomniał o swoim samochodzie i dobytku, gdy cez zaczął parzyć mu ciało. Wysiadł i szukając pomocy, powlókł się w stronę parkingu, zostawiając wszystko na łasce losu.
Bosch otworzył drzwi od strony kierowcy i wsunął do kabiny monitor. Nic się nie stało. Żadnego alarmu. Wyprostował się i zawiesił aparat na pasku. Z kieszeni wyciągnął parę lateksowych rękawiczek i nakładając je, słuchał, jak Walling rozmawia z kimś o znalezieniu świni.
– Nie, nie otwieraliśmy – powiedziała. – Mamy otworzyć?
Słuchała przez chwilę.
– Tak myślałam. Przyślij ich tu jak najprędzej i może już wreszcie się to skończy.
Bosch sięgnął do kabiny i wyjął aparat fotograficzny. Był to cyfrowy nikon. Przypomniał sobie, że pod łóżkiem w sypialni Kentów technicy znaleźli pokrywkę obiektywu aparatu tej marki. Sądził, że ma w ręku aparat, którym zrobiono zdjęcie Alicii Kent. Włączył go i tym razem nie był bezradny, mając do czynienia z urządzeniem elektronicznym. Miał własny aparat cyfrowy, który zwykle zabierał ze sobą, jadąc do Hongkongu, by zobaczyć się z córką. Kupił go, gdy wybrali się razem do chińskiego Disneylandu.
Nie miał wprawdzie nikona, ale szybko się zorientował, że w aparacie nie ma zapisanych żadnych fotografii, ponieważ wyciągnięto z niego kartę pamięci.
Odłożył aparat i zaczął przeglądać stertę rzeczy na fotelu pasażera. Poza aktówką był tam dziecięcy pojemnik na kanapki oraz podręcznik obsługi komputera Apple i pogrzebacz do kominka. Żadna z tych rzeczy nie miała związku ze sprawą i żadna go nie interesowała. Na podłodze przed siedzeniem zauważył kij golfowy i zwinięty plakat.
Odsunął na bok brązową torebkę i burrito, po czym oparł się łokciem o podłokietnik między fotelami, aby sięgnąć do schowka. Spoczywał w nim tylko jeden przedmiot – broń. Bosch wyciągnął ją i obrócił w dłoni. To był rewolwer Smith amp; Wesson kaliber.22.
– Chyba mamy narzędzie zbrodni – zawołał.
Walling nie odpowiedziała. Wciąż stała za pikapem, z ożywieniem wydając polecenia przez telefon.
Bosch odłożył rewolwer do schowka i zamknął go, uznając, że lepiej zostawić broń na miejscu do przyjazdu ekipy kryminalistycznej. Znów zerknął na zwinięty plakat i z czystej ciekawości postanowił go obejrzeć. Wspierając się na podłokietniku, rozwinął go na zaśmieconym siedzeniu. Plakat przedstawiał dwanaście pozycji jogi.
Bosch natychmiast przypomniał sobie prostokątne odbarwienie, które widział na ścianie w pokoju do ćwiczeń w domu Kentów. Nie miał pewności, ale przypuszczał, że rozmiar plakatu pasowałby do tamtej plamy. Szybko zwinął plakat i zaczął się wycofywać z kabiny, aby pokazać Walling swoje znalezisko.
Wysiadając, zauważył, że oparcie dzielące siedzenia pełni także funkcję schowka. Zatrzymał się i go otworzył.
Zamarł. W schowku był uchwyt na kubek, w którym tkwiło kilka stalowych kapsułek przypominających spłaszczone na obu końcach pociski. Lśniąca stal przypominała srebro. Można ją było nawet pomylić ze srebrem.
Bosch wziął monitor i wykonał kilka okrężnych ruchów nad kapsułami. Nie usłyszał alarmu. Obrócił aparat w rękach. Na boku urządzenia dostrzegł mały przełącznik. Przesunął go kciukiem. I nagle zawył alarm, wydając serię dźwięków z taką częstotliwością, że brzmiało to jak jeden przeciągły ryk syreny, od którego pękały bębenki.
Bosch wyskoczył z kabiny i zatrzasnął drzwi. Plakat wylądował na ziemi.
– Harry! – krzyknęła Walling. – Co się dzieje?
Podbiegła do niego, zamykając o biodro klapkę telefonu. Bosch wyłączył monitor.
– Co się dzieje?! – zawołała.
Bosch pokazał drzwi pikapa.
– W schowku jest broń, a w środkowej przegródce cez.
– Co?
– W schowku pod środkowym oparciem jest cez. Gonzalves wyjął kapsuły ze świni. Dlatego nie miał ich w kieszeni. Były w oparciu między siedzeniami.
Dotknął prawego biodra – miejsca, które poparzył sobie Gonzalves. Gdy siedział w pikapie, ta część ciała znajdowała się tuż obok schowka pod oparciem.
Rachel przez długą chwilę milczała, patrząc w jego twarz.
– Nic ci nie jest? – zapytała w końcu.
Bosch omal się nie roześmiał.
– Nie wiem – powiedział. – Spytaj za dziesięć lat.
Wahała się, jak gdyby wiedziała coś, czego nie mogła mu wyjawić.
– Co?
– Nic. Ale mimo wszystko powinni cię zbadać.
– I co zrobią? Słuchaj, nie byłem w kabinie tak długo. Na pewno krócej niż Gonzalves, który dosłownie na tym siedział. Prawie z tego jadł.
Nie odpowiedziała. Bosch podał jej monitor.
– Był wyłączony. Myślałem, że jest włączony, gdy mi go dałaś.
Wzięła aparat i obejrzała.
– Też tak myślałam.
Bosch uświadomił sobie, że zamiast na pasku, nosił monitor w kieszeni. Dwa razy wyjmując go i chowając, prawdopodobnie nieświadomie go wyłączył. Spojrzał na pikapa, zastanawiając się, czy to możliwe, że właśnie zaaplikował sobie groźną dla zdrowia albo życia dawkę promieniowania.
– Muszę się napić wody – powiedział. – Mam w bagażniku butelkę.
Podszedł do tyłu swojego samochodu. Chowając się przed Walling za uniesioną klapą bagażnika, oparł się rękami o zderzak, starając się rozszyfrować sygnały, jakie jego ciało wysyłało do mózgu. Czuł, że coś się z nim dzieje, lecz nie wiedział, czy to reakcja fizjologiczna, czy przyczyną dreszczy są emocje wywołane tym, co się przed chwilą stało. Przypomniał sobie, co lekarka mówiła o poważnych obrażeniach wewnętrznych, jakich doznał Gonzalves. Czyjego układ odpornościowy przestaje działać? Czy też już spływa do ścieku?
Nagle w myślach mignął mu obraz córki na lotnisku, gdzie widział ją ostatni raz.
Zaklął głośno.
– Harry?
Bosch wyjrzał za klapę bagażnika. Rachel szła w jego stronę.
– Ludzie już tu jadą. Będą za pięć minut. Jak się czujesz?
– Chyba w porządku.
– To dobrze. Rozmawiałam z szefem zespołu. Sądzi, że ekspozycja była za krótka, żeby miała jakieś poważniejsze skutki. Mimo to powinieneś pojechać na izbę przyjęć i się zbadać.
Читать дальше