Bosch poczuł, że twarz oblewa mu się czerwienią.
– Jakie imię wyciągnął z niej ten mistrz przesłuchiwania?
Pokręciła głową.
– Nie będzie żadnej wymiany, Harry. W grę wchodzi bezpieczeństwo państwa. Jesteś z zewnątrz. I nawiasem mówiąc, to się nie zmieni, bez względu na to, do kogo zadzwoni twój komendant.
Bosch już wiedział, że spotkanie w Donut Hole na nic się nie zdało. Nawet komendant okazał się osobą postronną. Imię podane przez Alicię Kent musiało rozświetlić federalną tablicę wyników jak Times Square.
– Mam tylko świadka – rzekł. – Mówię serio, wymienię go na to imię.
– Po co ci imię? Przecież nie masz najmniejszej szansy znaleźć tego człowieka.
– Chcę wiedzieć.
Skrzyżowała ręce na piersi, zastanawiając się przez chwilę. Wreszcie spojrzała na niego.
– Ty pierwszy – powiedziała.
Bosch z wahaniem patrzył w jej oczy. Pół roku wcześniej byłby gotów powierzyć jej własne życie. Wszystko się jednak zmieniło. Bosch nie był już taki pewien.
– Zamelinowałem go u siebie – powiedział. – Chyba pamiętasz, gdzie to jest.
Z kieszeni marynarki wyciągnęła komórkę i otworzyła, zamierzając zadzwonić.
– Chwileczkę, agentko Walling – powstrzymał ją Bosch. – Jakie imię podała wam Alicia Kent?
– Przykro mi, Harry.
– Była umowa.
– Przykro mi, bezpieczeństwo państwa.
Zaczęła wstukiwać numer. Bosch pokiwał głową. Miał rację.
– Skłamałem – rzekł. – Nie ma go w moim domu.
Zatrzasnęła klapkę telefonu.
– Co z tobą? – spytała ze złością. W jej głosie zabrzmiał piskliwy ton. – Cez zaginął ponad czternaście godzin temu. Zdajesz sobie sprawę, że mogli już nafaszerować nim bombę? Mogli…
Bosch zrobił krok w jej stronę.
– Podaj mi to imię, a dostaniesz świadka.
– W porządku!
Odepchnęła go. Była wyraźnie zła, że dała się przyłapać na kłamstwie. Drugi raz w ciągu niecałych dwunastu godzin.
– Powiedziała, że słyszała imię „Moby". Z początku nie zwróciła na to szczególnej uwagi, bo się po prostu nie zorientowała, że to imię.
– Dobra, kto to jest Moby?
– Syryjski terrorysta Momar Azim Nassar. Podobno jest w kraju. Wśród przyjaciół i wspólników znany jako Moby. Nie wiemy dlaczego, ale rzeczywiście trochę przypomina Moby'ego, tego artystę.
– Kogo?
– Nieważne. Nie z twojego pokolenia.
– Ale jesteś pewna, że słyszała to imię?
– Tak. Sama je nam podała. A ja przekazałam tobie. No więc gdzie jest świadek?
– Zaczekaj. Już raz mnie okłamałaś.
Bosch wyciągnął telefon, chcąc zadzwonić do partnera, lecz przypomniał sobie, że Ferras prawdopodobnie nadal jest w Silver Lake i nie będzie mógł spełnić jego prośby. Otworzył spis telefonów, odnalazł numer Kiz Rider i wcisnął przycisk połączenia.
Rider odebrała natychmiast. Ekran wyświetlił numer Boscha.
– Cześć, Harry. Masz dzisiaj sporo roboty.
– Wiesz od komendanta?
– Mam parę swoich źródeł. Co jest?
Bosch rozmawiał z nią, patrząc na Walling i widząc, jak jej oczy ciemnieją z gniewu.
– Mam prośbę do dawnej partnerki. Ciągle nosisz do pracy laptopa?
– Oczywiście. Co to za prośba?
– Możesz z tego komputera wejść do archiwum „New York Timesa"?
– Mogę.
– Dobrze. Mam pewne nazwisko i chciałbym, żebyś sprawdziła, czy pojawiło się w jakichś artykułach.
– Zaczekaj. Muszę wejść do sieci.
Minęło kilka sekund. Rozległ się sygnał oznaczający drugą rozmowę, ale Bosch nie rozłączał się z Rider, która po chwili była gotowa.
– Jakie nazwisko?
Bosch zasłonił ręką telefon i poprosił Walling o pełne imię i nazwisko syryjskiego terrorysty. Następnie powtórzył je Rider i czekał.
– Tak, długa lista artykułów – powiedziała. – Najstarsze sprzed ośmiu lat.
– Streść mniej więcej.
Znów musiał zaczekać.
– Hm, głównie relacje z Bliskiego Wschodu. Jest podejrzany o udział w paru porwaniach, zamachach bombowych i tak dalej. Według źródeł federalnych ma związki z Al-Kaidą.
– O czym jest najnowszy artykuł?
– Zaraz… O ataku bombowym na autobus w Bejrucie. Szesnaście ofiar śmiertelnych. Artykuł jest z trzeciego stycznia dwa tysiące czwartego. Potem już nic.
– Wymienia się tam jakieś pseudonimy albo przydomki?
– Hm… nie. Niczego nie widzę.
– Dobra, dzięki. Zadzwonię później.
– Chwileczkę. Harry?
– Co? Muszę już kończyć.
– Słuchaj, chcę ci tylko powiedzieć, żebyś był ostrożny. Grasz w zupełnie innej lidze niż zwykle.
– Dobra, będę pamiętał – odrzekł Bosch. – Muszę kończyć.
Rozłączył się i spojrzał na Rachel.
– „New York Times" ani słowem nie wspomina, że ten facet jest w kraju.
– Bo nikt o tym nie wie. Dlatego sądzimy, że Alicia Kent nie kłamała.
– Jak to? Wierzycie jej na słowo, że gość jest w kraju, tylko dlatego, że usłyszała jakieś słowo, które może wcale nie było imieniem?
Walling założyła ręce na piersi. Traciła cierpliwość.
– Nie, Harry, po prostu wiemy, że jest w kraju. Mamy zapis wideo z kontroli paszportowej w Porcie Los Angeles z sierpnia zeszłego roku. Nie zdążyliśmy go zdjąć. Przypuszczamy, że był z nim inny bojownik Al-Kaidy, Muhammad El-Fayed. W jakiś sposób udało się im przeniknąć do kraju – cholera, mamy granice jak sito – i Bóg jeden wie, co planują.
– Myślisz, że to oni mają cez?
– Tego nie wiemy. Ale z informacji na temat El-Fayeda wynika, że pali tureckie papierosy bez filtra i…
– Popiół z toalety.
Przytaknęła.
– Zgadza się. Analiza jeszcze trwa, ale w biurze mamy osiem głosów do jednego, że to był turecki papieros.
Bosch skinął głową i nagle poczuł się okropnie głupio z powodu swoich posunięć i ukrywania istotnych informacji.
– Umieściliśmy świadka w hotelu Mark Twain na Wilcox – powiedział. – Pokój trzysta trzy, pod nazwiskiem Stephen King.
– Uroczo.
– Rachel?
– Co?
– Powiedział nam, że morderca, zanim nacisnął spust, wzywał imienia Allaha.
Obrzuciła go taksującym spojrzeniem, ponownie wyciągając telefon. Wcisnęła jeden klawisz i czekając na połączenie, powiedziała do Boscha:
– Módl się, żebyśmy dopadli tych ludzi, zanim…
Urwała, gdy ktoś odezwał się w słuchawce. Przekazała wiadomość, nie przedstawiając się ani nie witając z rozmówcą.
– Jest w hotelu Mark Twain na Wilcox. Pokój trzysta trzy. Jedźcie po niego.
Zamknęła telefon i popatrzyła na Boscha. Wahanie w jej oczach ustąpiło miejsca wyrazowi rozczarowania i lekceważenia.
– Muszę już iść – powiedziała. – Lepiej trzymać się z daleka od lotnisk, metra i centrów handlowych, dopóki nie znajdziemy cezu.
Odwróciła się i zostawiła go na środku ulicy. Bosch patrzył w ślad za nią, gdy nagle zadzwoniła jego komórka. Odebrał, nie odrywając wzroku od Rachel. To był Joe Felton, zastępca koronera.
– Harry, ciągle próbuję się do ciebie dodzwonić.
– Co jest, Joe?
– Właśnie przyjechaliśmy do „Queen of Angels" po ciało – jakiegoś gangstera, którego odłączyli od aparatury po wczorajszej strzelaninie w Hollywood.
Bosch przypomniał sobie sprawę, o której mówił Jerry Edgar.
– No i?
Bosch wiedział, że lekarz nie zadzwoniłby do niego, żeby zajmować mu czas. Musiał mieć powód.
– No więc wpadłem do bufetu na kawę i przypadkiem usłyszałem rozmowę ratowników o gościu, którego właśnie przywieźli. Mówili, że na izbie przyjęć rozpoznali u niego OCP, a mnie przyszło do głowy, że to może mieć związek z tamtym facetem w punkcie widokowym. Wiesz, bo nosił na palcach dawkomierze.
Читать дальше