– No dobra, chłopaki – zawołał. – Mamy nakaz, wszyscy znają plan. Perez, wezwij wsparcie z powietrza, niech wezmą kamerę. Reszta do wozów! Wchodzimy!
Bosch z rosnącym przerażeniem przyglądał się, jak członkowie BBK ładują broń i nakładają hełmy z osłonami twarzy. Dwaj funkcjonariusze wyznaczeni do zespołu radiologicznego zaczęli zakładać skafandry ochronne.
– To szaleństwo – szepnął Ferras.
– Żółtki nie surfują [4]– odparł Bosch.
– Co?
– Nic. Jesteś za młody, żeby to pamiętać.
Wiatrak przechylił się nad trzydziestoakrową plantacją kauczukowców i siadł w strefie lądowania z silnym wstrząsem, który zdawał się miażdżyć kręgosłup. Hari Kari Bosch, Bunk Simmons, Ted Furness i Gabe Finley wyskoczyli w błoto, gdzie czekał na nich kapitan Gillette, przytrzymując hełm, by nie strącił go podmuch wirnika. Helikopter z trudem wyrwał płozy z błota – był pierwszy suchy dzień po sześciu dniach deszczu – wystartował i poleciał wzdłuż kanału irygacyjnego w kierunku kwatery III Korpusu.
– Chodźcie za mną – krzyknął Gillette.
Bosch i Simmons spędzili w kraju już tyle czasu, by zyskać sobie przydomki, lecz Furness i Finley jako nowicjusze odbywali przyspieszone szkolenie połączone z praktyką i Bosch wiedział, że obaj trzęsą portkami ze strachu. To miał być ich pierwszy desant, a nic, czego nauczyli się o tunelach w San Diego, nie mogło ich przygotować na rzeczywiste widoki, dźwięki i zapachy.
Kapitan zaprowadził ich do stolika ustawionego pod namiotem dowództwa, gdzie w skrócie przedstawił swój plan. Pod Ben Cat rozciągała się rozległa sieć tuneli, których zdobycie miało stanowić pierwszy krok do zajęcia wioski. Rosły straty w ludziach, ponieważ ginęli saperzy i żołnierze atakowani w obozach. Kapitan wyjaśnił, że codziennie dostaje opieprz od dowództwa III Korpusu. Ani słowem nie wspomniał, że martwi go liczba zabitych i rannych. Ich dało się zastąpić, ale łaska pułkownika w III Korpusie była bezcenna.
Plan zakładał zamknięcie nieprzyjaciela w kotle. Kapitan rozłożył mapę sporządzoną z pomocą mieszkańców wioski, którzy byli w tunelach. Wskazał cztery ukryte wejścia i powiedział, że cztery tunelowe szczury wejdą jednocześnie i zagonią oddział Wietkongu w stronę piątego wejścia, gdzie wyrżną ich czekający na górze żołnierze 25. Dywizji Tropie Lightning. Bosch i jego towarzysze otrzymali także zadanie założenia ładunków wybuchowych, a operacja miała się zakończyć wysadzeniem systemu tuneli.
Plan wydawał się prosty, dopóki nie znaleźli się w ciemnościach labiryntu, który wyglądał zupełnie inaczej niż na mapie w namiocie. Do tuneli weszło czterech, ale żywy wyszedł tylko jeden. Tropie Lightning nie zlikwidował tego dnia nikogo. I tego dnia Bosch nie miał już wątpliwości, że ta wojna jest przegrana – przynajmniej dla niego. Wtedy dowiedział się, że kadra dowódcza często toczy bitwy z wrogiem we własnych szeregach.
Bosch i Ferras siedzieli z tyłu w samochodzie kapitana Hadleya. Perez prowadził, a siedzący obok niego Hadley miał słuchawkę z mikrofonem, by dowodzić operacją. Odbiornik w wozie, z włączonym głośnikiem, był ustawiony na częstotliwość operacyjną – której próżno byłoby szukać w dostępnych publicznie spisach.
Jechali jako trzeci pojazd w kawalkadzie czarnych terenówek. Kilka budynków przed domem Samira Perez zahamował, by zgodnie z planem puścić przodem dwa samochody.
Bosch wychylił się między przednimi siedzeniami, aby lepiej widzieć, co się dzieje. Na stopniach po obu stronach każdego z pozostałych wozów stało po czterech funkcjonariuszy. SUV-y nabrały szybkości, po czym ostro skręciły w stronę domu Samira. Jeden wjechał na podjazd przed niewielkim bungalowem w stylu American Craftsman i skierował się w stronę ogrodu, podczas gdy drugi pokonał krawężnik i przeciął trawnik z przodu. Gdy ciężki pojazd podskoczył na krawężniku, jeden z członków BBK stracił równowagę i upadł na trawę.
Pozostali zeskoczyli ze stopni i ruszyli do drzwi wejściowych. Bosch domyślił się, że to samo dzieje się pod drzwiami z tyłu domu. Sprzeciwiał się akcji, lecz podziwiał precyzję planu. Rozległ się głośny huk i ładunek wybuchowy wysadził drzwi. Niemal równocześnie taki sam odgłos dobiegł zza domu.
– Dobra, ruszaj – rozkazał Perezowi Hadley.
Gdy podjechali, w radiu rozbrzmiały meldunki z wnętrza domu.
– Jesteśmy w środku!
– Jesteśmy z tyłu!
– Przy wejściu czysto! Mamy…
Głos zagłuszyła kanonada z broni automatycznej.
– Otwarto ogień!
– Mamy…
– Otwarto ogień!
Bosch usłyszał więcej strzałów, ale już nie przez radio. Byli na tyle blisko, by słyszeć je na żywo. Perez zatrzymał samochód pod kątem w poprzek ulicy przed domem. Wszyscy czterej wyskoczyli z wozu, zostawiając otwarte drzwi, zza których jazgotało radio.
– Czysto! Czysto!
– Jeden z podejrzanych ranny. Potrzebna pomoc medyczna dla podejrzanego. Potrzebna pomoc!
Wszystko trwało niecałe dwadzieścia sekund.
Bosch biegł przez trawnik za Hadleyem i Perezem. Miał Ferrasa po lewej. Wpadli do domu z uniesioną bronią. Natychmiast wyszedł do nich jeden z ludzi Hadleya. Nad prawą kieszenią miał naszywkę z nazwiskiem Peck.
– Czysto! Czysto!
Bosch opuścił pistolet, lecz nie chował go do kabury. Rozejrzał się. Stał w skromnie umeblowanym salonie. Poczuł zapach prochu i zobaczył niebieski dym unoszący się w powietrzu.
– Co jest? – krzyknął Hadley.
– Jedna osoba ranna, druga zatrzymana – odrzekł Peck. – Tędy.
Ruszyli za Peckiem krótkim korytarzem prowadzącym do pokoju wyłożonego matami z plecionej trawy. Na podłodze leżał mężczyzna, w którym Bosch rozpoznał Ramina Samira. Z dwóch ran na piersi sączyła się krew, spływając po kremowym szlafroku na podłogę i matę. Młoda kobieta w identycznym szlafroku leżała twarzą do ziemi z rękami skutymi na plecach i jęczała.
Bosch dostrzegł rewolwer leżący na podłodze obok otwartej szuflady niewielkiej szafki, na której stały zapalone świece wotywne. Broń znajdowała się około pół metra od Samira.
– Rąbnęliśmy go, jak sięgał po broń – powiedział Peck.
Bosch spojrzał na Samira. Mężczyzna był nieprzytomny, a jego pierś w nierównym rytmie unosiła się i opadała.
– Już spływa do ścieku – orzekł Hadley. – Co znaleźliśmy?
– Na razie ani śladu materiałów – zameldował Peck. – Właśnie wnosimy sprzęt.
– Dobra, chodźmy sprawdzić samochód – rozkazał Hadley. -I zabierzcie ją stąd.
Gdy dwaj funkcjonariusze BBK wynieśli płaczącą kobietę jak bezwładną kłodę, Hadley wyszedł z domu na ulicę, gdzie stał zaparkowany chrysler 300. Bosch i Ferras ruszyli za nim.
Zajrzeli do samochodu, lecz go nie dotykali. Bosch zauważył, że wóz jest otwarty. Pochylił się, żeby zajrzeć przez okno od strony pasażera.
– Kluczyki są w stacyjce – powiedział.
Wyjął z kieszeni parę lateksowych rękawiczek, rozciągnął je i nałożył.
– Niech go najpierw sprawdzą, Bosch – rzekł Hadley.
Kapitan dał znak człowiekowi uzbrojonemu w monitor promieniowania. Funkcjonariusz omiótł urządzeniem samochód i tylko przy bagażniku rozległ się cichy sygnał.
– Coś tam może być – powiedział Hadley.
– Wątpię – odparł Bosch. – Nic tam nie ma.
– Bosch, zaczekaj…
Zanim Hadley zdążył dokończyć, Bosch wcisnął guzik otwierania bagażnika. Usłyszał pneumatyczny syk i klapa się uniosła. Wycofał się z samochodu i podszedł do tyłu. Bagażnik był pusty, lecz Bosch zobaczył takie same cztery wgłębienia jak w bagażniku porsche Stanleya Kenta.
Читать дальше