– A FBI? – spytał Ferras.
– Co, FBI?
– Wiedzą o tym?
– Nie pytałem.
– Co z zebraniem o dziesiątej?
– O to chyba będziemy się martwić o dziesiątej.
Po dziesięciu minutach wreszcie dotarli do Silver Lake Boulevard i Bosch skręcił na północ. Ta część miasta wzięła nazwę od zbiornika Silver Lake, położonego pośrodku dzielnicy zamieszkałej głównie przez klasę średnią, gdzie z bungalowów i domów zbudowanych po drugiej wojnie światowej roztaczał się widok na sztuczne jezioro.
Kiedy zbliżali się do centrum rekreacyjnego, Bosch zobaczył dwa lśniące, czarne samochody terenowe, w których rozpoznał charakterystyczne pojazdy BBK. Przyszło mu na myśl, że widocznie nigdy nie było kłopotów ze znalezieniem funduszy dla jednostki, której zadanie podobno polegało na tropieniu terrorystów. Obok SU V-ów stały dwa radi owozy i miejska śmieciarka. Bosch zaparkował za radiowozem i obaj z Ferrasem wysiedli.
Wokół otwartej tylnej klapy jednego z samochodów terenowych zgromadziło się dziesięciu ludzi w czarnych strojach polowych -także charakterystycznych dla funkcjonariuszy BBK. Bosch ruszył w ich kierunku, a Ferras podążył za nim, trzymając się kilka kroków z tyłu. Mężczyźni w czerni natychmiast ich zauważyli i rozstąpili się, odsłaniając kapitana Dona Hadleya siedzącego na opuszczonej klapie. Bosch nigdy nie spotkał go osobiście, ale często widywał go w telewizji. Kapitan był zwalistym mężczyzną o czerwonej twarzy i rudoblond włosach. Miał około czterdziestu lat i sprawiał wrażenie, jak gdyby połowę życia spędził w siłowni. Rumiana cera nadawała mu wygląd kogoś, kto ciągle się przemęcza albo wstrzymuje oddech.
– Bosch? – odezwał się Hadley. – Ferras?
– Jestem Bosch. To jest Ferras.
– Dobrze, że jesteście, chłopaki. Myślę, że za moment zamkniemy waszą sprawę na cztery spusty. Czekamy tylko, aż jeden z moich ludzi przywiezie nakaz, a potem wchodzimy.
Wstał i dał znak jednemu z funkcjonariuszy. Sposób bycia Hadleya zdradzał wielką pewność siebie.
– Perez, sprawdź, co z tym nakazem, dobra? Zmęczyło mnie już to czekanie. Potem zobacz, co słychać na punkcie obserwacyjnym.
Następnie zwrócił się do Boscha i Ferrasa:
– Chodźcie ze mną.
Hadley oddalił się od grupy, a Bosch i Ferras podążyli za nim. Zaprowadził ich za śmieciarkę, by mogli porozmawiać z dala od reszty. Kapitan przyjął władczą pozę, stawiając stopę na zderzaku śmieciarki i opierając łokieć na kolanie. Bosch zwrócił uwagę, że nosi broń w kaburze przypiętej do masywnego uda. Jak rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu, tyle że miał półautomat. Żuł gumę i nie starał się tego ukryć.
Bosch słyszał wiele historii o Hadleyu. Miał przeczucie, że właśnie zostaje bohaterem jednej z nich.
– Chciałem, żebyście przy tym byli – oznajmił Hadley.
– Czyli właściwie przy czym, kapitanie? – spytał Bosch.
Hadley klasnął w dłonie.
– Zlokalizowaliśmy waszego chryslera 300. Stoi mniej więcej dwie przecznice stąd, na ulicy przylegającej do zbiornika. Numer rejestracyjny zgadza się z danymi w komunikacie i sam obejrzałem ten samochód. To wóz, którego szukacie.
Bosch skinął głową. Na razie w porządku, pomyślał. Tylko co dalej?
– Pojazd stoi przed domem należącym do niejakiego Ramina Samira – ciągnął Hadley. – Od kilku lat mamy tego faceta na oku. Można powiedzieć, że pozostaje w kręgu naszego zainteresowania.
Nazwisko brzmiało znajomo, ale Bosch z początku nie wiedział, skąd je pamięta.
– Dlaczego się nim interesujecie, kapitanie? – zapytał.
– Pan Samir to znany zwolennik organizacji religijnych, które chcą zaszkodzić interesom Ameryki. Co gorsza, uczy naszą młodzież nienawidzić własnego kraju.
Ostatnia informacja odświeżyła Boschowi pamięć i wreszcie skojarzył nazwisko z osobą.
Nie przypominał sobie, z którego bliskowschodniego kraju pochodził Ramin Samir, ale pamiętał, że był kiedyś wykładowcą polityki zagranicznej na USC, który zwrócił na siebie powszechną uwagę, wygłaszając anty amerykańskie opinie w salach wykładowych i w mediach.
Mącił wodę w mediach przed atakami terrorystycznymi z 11 września. Potem drobne z początku fale przybrały rozmiary tsunami. Samir zaczął otwarcie twierdzić, że ataki były uzasadnioną reakcją na agresję i ingerencję Stanów Zjednoczonych w wewnętrzne sprawy państw na całym świecie. Wykorzystując zdobyty przez siebie rozgłos, stał się medialnym ekspertem, do którego zwracali się dziennikarze, ilekroć potrzebowali anty amerykański ego komentarza. Potępiał politykę Stanów Zjednoczonych wobec Izraela, sprzeciwiał się operacji militarnej w Afganistanie, a wojnę w Iraku nazywał zwykłą bijatyką o ropę.
Przez kilka lat Samir sprawdzał się jako prowokator zapraszany do programów publicystycznych w telewizjach kablowych, w których wszyscy wrzeszczeli na wszystkich. Stanowił doskonałe tło dla lewicy i prawicy, i zawsze chętnie wstawał o czwartej rano, aby wystąpić w niedzielnych programach porannych na wschodnim wybrzeżu.
Tymczasem robił użytek ze swojej sławy płomiennego mówcy, pomagając zakładać i finansować kilka organizacji na terenie uczelni i poza nią, które wkrótce zostały oskarżone przez ugrupowania konserwatywne o związki, przynajmniej pośrednie, z organizacjami terrorystycznymi i antyamerykańskimi grupami islamistycznymi. Niektórzy sugerowali nawet, że trop prowadzi do arcymistrza terroryzmu, Osamy bin Ladena. Ale choć przeciw Samirowi prowadzono liczne dochodzenia, nigdy nie postawiono mu żadnych zarzutów. Mimo to został wyrzucony z USC z powodu formalnego uchybienia – nie zaznaczył, że wyraża własne opinie, a nie opinie uczelni, pisząc artykuł do „Los Angeles Times", w którym sugerował, że wojna iracka jest zaplanowaną eksterminacją muzułmanów.
Pięć minut Samira dobiegło końca. Ostatecznie zniknął z mediów, które przekonały się, że nie jest wnikliwym komentatorem bieżących wydarzeń, tylko narcystycznym prowokatorem, głoszącym dziwaczne teorie, by zwrócić uwagę na własną osobę. Przecież nawet jedną ze swoich organizacji nazwał YMCA – Young Muslim Cause in America, Ruch Młodych Muzułmanów w Ameryce – tylko dlatego, by szacowna organizacja młodzieżowa wytoczyła mu głośny proces.
Gwiazda Samira przygasła i opinia publiczna przestała się nim interesować. Bosch nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział go w telewizji czy w gazecie. Pomijając jednak retorykę, fakt, że Samira nigdy nie oskarżono o żadne przestępstwo w najgorętszym okresie, gdy Stany Zjednoczone opanował strach przed nieznanym i pragnienie zemsty, świadczył zdaniem Boscha, że nic się za tym nie kryło. Gdyby się okazało, że poza dymem był też ogień, Ramin Samir dawno siedziałby w więziennej celi albo za ogrodzeniem w Guantanamo. Tymczasem mieszkał w Silver Lake, więc Bosch podchodził sceptycznie do słów kapitana Hadleya.
– Pamiętam tego faceta – powiedział. – Ale tylko gadał, kapitanie. Nigdy nie było żadnego konkretnego związku między Samirem a…
Hadley uniósł palec gestem nauczyciela uciszającego klasę.
– Nigdy nie ustalono konkretnego związku – poprawił Boscha. -To jednak nic nie znaczy. Facet zbiera pieniądze dla Palestyńskiego Dżihadu i innych ruchów muzułmańskich.
– Palestyńskiego Dżihadu? – powtórzył Bosch. – Co to jest? Jakie ruchy muzułmańskie? Twierdzi pan, że każdy ruch muzułmański musi być nielegalny?
– Słuchaj, twierdzę, że to podejrzany gość i pod jego domem stoi samochód, którego użyli mordercy i złodzieje cesu.
– Cezu – powiedział Ferras. – Skradziono cez.
Читать дальше