Bosch puścił łańcuch i ręce Maxwella wylądowały na podłodze.
– Co ty wyprawiasz? – wrzasnął Maxwell. – Rozkuj mnie!
– Dam ci radę, Cliff. Gdy następnym razem zagrozisz, że skopiesz mi tyłek, bądź łaskaw zaczekać, aż cię uwolnię.
Bosch wyprostował się i cisnął klucze na drugi koniec pokoju.
– Sam się rozkuj.
Bosch skierował się do wyjścia. Ferras już wychodził. Zamykając drzwi, Bosch rzucił okiem na Maxwella rozciągniętego na podłodze. Agent, z twarzą czerwoną jak znak stopu, wyrzucił z siebie ostatnią pogróżkę.
– To nie koniec, gnojku.
– Świetnie.
Bosch zamknął drzwi. Podchodząc do samochodu, spojrzał ponad dachem na swojego partnera. Ferras wyglądał na równie upokorzonego jak niektórzy z podejrzanych, których przewozili z tyłu.
– Głowa do góry – powiedział Bosch.
Wsiadając za kierownicę, wyobraził sobie agenta FBI czołgającego się w swoim eleganckim garniturze po podłodze salonu, by wziąć klucze.
I twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu.
W drodze ze wzgórza na autostradę Ferras milczał. Bosch odgadł, że rozmyśla o groźbie, jaka zawisła nad karierą młodego, obiecującego detektywa z powodu działań jego starego i lekkomyślnego partnera. Bosch próbował wciągnąć go w rozmowę.
– No i klapa – powiedział. – Nic nie mam. Znalazłeś coś w gabinecie?
– Niewiele. Pokazywałem ci, komputer zniknął.
W jego głosie brzmiał ponury ton.
– A w biurku? – pytał Bosch.
– Było prawie puste. W jednej szufladzie trzymali zeznania podatkowe i tego typu papiery. W innej znalazłem umowę powiernictwa. Ich dom, nieruchomość inwestycyjna w Laguna, polisy ubezpieczeniowe i tak dalej są w zarządzie powierniczym. W biurku były też ich paszporty.
– Dobra. Ile facet zarobił w zeszłym roku?
– Ćwierć miliona na rękę. Jest właścicielem pięćdziesięciu jeden procent firmy.
– Żona coś zarobiła?
– Nie ma dochodów. Nie pracuje.
Bosch zamilkł, zastanawiając się nad sytuacją. Kiedy znaleźli się u stóp wzniesienia, postanowił nie wjeżdżać na autostradę. Pojechał Cahuenga do Franklin, po czym skręcił na wschód. Ferras patrzył przez okno, lecz szybko się zorientował, że zmienili trasę.
– Co się dzieje? Myślałem, że jedziemy do centrum.
– Najpierw pojedziemy do Los Feliz.
– Co jest w Los Feliz?
– Donut Hole na Yermont.
– Przecież jedliśmy godzinę temu.
Bosch spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma i miał nadzieję, że jeszcze zdąży.
– Nie chcę jechać na pączki.
Ferras zaklął pod nosem i pokręcił głową.
– Chcesz pogadać z Pierwszym? – zapytał. – Żartujesz?
– Chyba że już go tam nie ma. Jeżeli się boisz, możesz zaczekać w samochodzie.
– Wiesz, że przeskakujesz co najmniej pięć szczebli. Porucznik Gandle dobierze się nam za to do skóry.
– Dobierze się do mojej skóry. Ty zostaniesz w samochodzie. Tak jakby cię tam w ogóle nie było.
– Tyle że zawsze za to, co robi jeden partner, drugi ponosi taką samą winę. Przecież wiesz, Harry, jak to działa. Dlatego właśnie nazywają taki układ partnerstwem.
– Słuchaj, poradzę sobie. Nie ma czasu załatwiać tego służbową drogą. Komendant powinien wiedzieć, o co chodzi, więc mu opowiem. Prawdopodobnie podziękuje nam za ostrzeżenie.
– Jasne, tylko że porucznik Gandle nie będzie nam dziękował.
– Z nim też dam sobie radę.
Pozostałą część drogi nie odzywali się do siebie.
Departament Policji Los Angeles był jedną z najbardziej hermetycznych biurokracji na świecie. Przez ponad sto lat rzadko sięgał poza własne podwórko w poszukiwaniu pomysłów, rozwiązań czy liderów. Przed kilkoma laty, gdy rada miejska uznała, że po licznych skandalach i niepokojach, jakie wstrząsały miastem, policja potrzebuje szefa spoza swoich szeregów, po raz drugi w długiej historii departamentu jego komendantem został człowiek, który dotąd nie był jego funkcjonariuszem i nie objął tego stanowiska w drodze awansu. Nowemu, sprowadzonemu z zewnątrz szefowi przyglądano się z ogromnym zaciekawieniem i rzecz jasna sceptycyzmem. Pilnie odnotowywano jego poczynania i przyzwyczajenia, a informacje rozchodziły się nieoficjalnymi kanałami, które łączyły dziesięć tysięcy funkcjonariuszy departamentu jak sieć naczyń krwionośnych w zaciśniętej pięści. Wiadomości przekazywano sobie na odprawach i w szatniach, za pomocą wiadomości rozsyłanych z terminali w radiowozach, w e-mailach i rozmowach telefonicznych, w ulubionych barach policjantów i podczas przyjęć przy grillu. Dzięki temu ludzie z patroli w południowym Los Angeles wiedzieli, na jakiej premierze w Hollywood komendant był poprzedniego wieczoru. Funkcjonariusze obyczajówki w Dolinie wiedzieli, gdzie komendant wysyła do prasowania galowe mundury, a wydział do spraw przestępczości zorganizowanej w Venice znał ulubiony supermarket jego żony.
Dzięki tej wymianie informacji detektyw Hary Bosch i jego partner Ignacio Ferras wiedzieli, w której cukierni komendant zatrzymuje się co dzień rano na kawę w drodze do Parker Center.
O ósmej Bosch wjechał na parking przed Donut Hole, lecz nie zauważył nieoznakowanego samochodu komendanta. Lokal znajdował się na równinie u stóp położonych na wzgórzu osiedli Los Feliz. Bosch wyłączył silnik i spojrzał na partnera.
– Zostajesz?
Ferras miał wzrok utkwiony w szybie przed sobą. Nie patrząc na Boscha, skinął głową.
– Jak uważasz – rzekł Bosch.
– Słuchaj, Harry, nie chcę cię urazić, ale kiepsko się nam układa. Nie potrzebujesz partnera. Potrzebujesz chłopca na posyłki, kogoś, kto nie będzie kwestionował niczego, co robisz. Chyba pogadam z porucznikiem i poproszę, żeby przydzielił mnie komuś innemu.
Bosch spojrzał na niego, starając się uporządkować myśli.
– Ignacio, to nasza pierwsza wspólna sprawa. Nie sądzisz, że powinieneś się trochę wstrzymać? To samo powie ci Gandle. Powie, że lepiej nie zaczynać w wydziale z reputacją gościa, który zwiewa od partnera.
– Nie zwiewam. Po prostu źle się nam układa.
– Ignacio, popełniasz błąd.
– Nie, wydaje mi się, że tak będzie najlepiej. Dla nas obu.
Bosch przez długą chwilę mierzył go badawczym spojrzeniem, po czym odwrócił się do drzwi.
– Dobra, jak uważasz.
Bosch wysiadł i ruszył w stronę cukierni. Rozczarowała go decyzja Ferrasa, wiedział jednak, że powinien mu trochę odpuścić. Chłopak miał dziecko w drodze i wolał nie ryzykować. Bosch nigdy nie wahał się przed podejmowaniem ryzyka i w przeszłości kosztowało go to więcej niż stratę partnera. Postanowił, że po zakończeniu sprawy jeszcze raz spróbuje wpłynąć na młodego człowieka, by zmienił zdanie.
W cukierni Bosch stanął w kolejce za dwiema osobami, a potem zamówił u Azjaty za ladą czarną kawę.
– Bez pączka?
– Bez, tylko kawę.
– Capuccino?
– Nie, czarną.
Rozczarowany skromnym zamówieniem, mężczyzna podszedł do ekspresu pod ścianą i napełnił filiżankę. Kiedy się odwrócił, Bosch pokazał mu odznakę.
– Był już komendant?
Azjata zawahał się. Nie miał pojęcia o nieoficjalnych kanałach informacyjnych i nie był pewien, co odpowiedzieć. Wiedział, że jeśli nie ugryzie się w język, może stracić wysoko postawionego klienta.
– Bez obaw – powiedział Bosch. – Jestem z nim umówiony. Trochę się spóźniłem.
Próbował przywołać na twarz uśmiech zakłopotania. Zupełnie mu nie wyszło, więc dał spokój.
– Jeszcze nie był – poinformował go sprzedawca.
Читать дальше