– FBI. Stać!
Bosch położył dłoń na klamce.
– Nie otwierać drzwi.
Bosch odwrócił się i spojrzał na mężczyznę idącego chodnikiem w ich stronę. Wiedział, że do obserwacji domu wyznaczono człowieka stojącego na najniższym szczeblu drabiny wywiadu taktycznego, jakiegoś partacza albo agenta o złej reputacji. Mógł to wykorzystać.
– Policja, specjalna sekcja zabójstw – powiedział. – Chcemy tu tylko dokończyć robotę.
– Niczego nie będziecie kończyć – odparł agent. – FBI przejęło sprawę i odtąd będzie prowadzić wszystkie czynności śledcze.
– Przykro mi, nie dostałem żadnej notatki na ten temat – rzekł Bosch. – Jeśli pozwolisz.
Odwrócił się do drzwi.
– Nie otwieraj – ostrzegł znowu agent. – Sprawa dotyczy bezpieczeństwa państwowego. Zapytajcie kierownictwa.
Bosch pokręcił głową.
– Może ty masz kierownictwo. Ja mam przełożonych.
– Wszystko jedno. Nie wejdziecie do tego domu.
– Harry – zaczął Ferras – może jednak…
Bosch machnął ręką, uciszając go. Ponownie spojrzał na agenta.
– Pokaż mi jakiś papier – zażądał.
Agent przybrał poirytowaną minę i wyciągnął legitymację. Otworzył ją i pokazał. Bosch tylko na to czekał. Chwycił agenta za nadgarstek i błyskawicznie się obrócił. Ciało agenta runęło naprzód, a Bosch przedramieniem przygwoździł go twarzą do drzwi, zakładając mu na plecy rękę – tę, w której wciąż ściskał legitymację.
Agent zaczął się szamotać i protestować, ale już było za późno. Bosch oparł się o niego barkiem, dociskając go do drzwi, i wolną rękę wsunął mu pod marynarkę. Wymacał kajdanki, zerwał je jednym szarpnięciem i zaczął mu nakładać.
– Harry, co ty wyprawiasz? – krzyknął Ferras.
– Mówiłem ci. Nikt nie odstawi nas na boczny tor.
Kiedy już skuł agentowi ręce za plecami, wyrwał mu legitymację z dłoni. Otworzył ją i przeczytał nazwisko. Clifford Maxwell. Bosch obrócił go do siebie i wepchnął mu legitymację do bocznej kieszeni marynarki.
– Twoja kariera jest skończona – oznajmił mu spokojnie Maxwell.
– Co ty powiesz.
Maxwell spojrzał na Ferrasa.
– Jeżeli na to pozwolisz, ciebie też spuszczą – dodał. – Lepiej się zastanów.
– Zamknij się, ClitY – poradził Bosch. – Jeżeli kogoś spuszczą, to tylko ciebie, kiedy wrócisz do taktycznego i opowiesz, jak się dałeś podejść dwóm kmiotom z policji.
To go skutecznie uspokoiło. Bosch otworzył drzwi i wprowadził agenta do środka. Brutalnie posadził go na pluszowym fotelu w salonie.
– Usiądź – powiedział. -I zamknij gębę.
Rozpiął Maxwellowi marynarkę, chcąc sprawdzić, gdzie ma broń. Nosił pistolet w kaburze typu „motyl" pod lewą pachą. Mając ręce skute za plecami, nie potrafiłby go dosięgnąć. Bosch przeszukał nogawki, sprawdzając, czy nie ma ukrytej zapasowej broni. Usatysfakcjonowany odsunął się od agenta.
– Teraz możesz sobie odpocząć – powiedział. – To nie potrwa długo.
Ruszył w głąb korytarza, dając znak partnerowi, by poszedł za nim.
– Zacznij od gabinetu, ja zacznę w sypialni – polecił. – Interesuje nas cokolwiek. Wszystko, co się rzuca w oczy. Sprawdź komputer. Gdybyś znalazł coś dziwnego, mów.
– Harry.
Bosch przystanął w korytarzu i spojrzał na Ferrasa. Jego młodszy partner był wyraźnie przestraszony. Bosch pozwolił mu mówić, mimo że Maxwell mógł go usłyszeć z salonu.
– Nie powinniśmy tego robić w ten sposób – rzekł Ferras.
– A jak powinniśmy to zrobić, Ignacio? Załatwić to oficjalnie? Poprosić naszego szefa, żeby pogadał z ich szefem przy filiżance latte i czekać na pozwolenie wykonania zadania?
Ferras wskazał na korytarz prowadzący do salonu.
– Rozumiem, że trzeba działać szybko – powiedział. – Ale myślisz, że on nam odpuści? Spisze numery odznak, Harry. Nie mam nic przeciwko temu, żeby poświęcić się dla dobra służby, ale nie za to, co właśnie zrobiliśmy.
Bosch był pełen uznania dla Ferrasa za użycie liczby mnogiej, dlatego nie tracąc cierpliwości podszedł do niego i spokojnie położył mu dłoń na ramieniu. Ściszył głos, aby nie usłyszał go Maxwell.
– Ignacio, absolutnie nic ci się nie stanie z tego powodu. Absolutnie nic, słyszysz? Pracuję w firmie trochę dłużej od ciebie i wiem, jak działa FBI. Do diabła, moja była żona jest byłą agentką, rozumiesz? I lepiej niż inni wiem, że dla FBI priorytetem numer jeden jest unikanie kompromitacji. Takiej filozofii uczą ich w Quantico i ma ją we krwi każdy agent w każdym biurze terenowym w każdym mieście. „Nie kompromitować FBI". Dlatego kiedy wypuścimy tego faceta, nikomu nie piśnie ani słowa o tym, co zrobiliśmy, ani że w ogóle byliśmy tutaj. Jak myślisz, dlaczego posadzili go przed domem? Bo jest F-B-Einsteinem? Bynajmniej. Odpracowuje jakąś kompromitację – na którą naraził siebie albo biuro. I nie zrobi ani nie powie nic, co mogłoby go jeszcze bardziej pogrążyć.
Bosch zamilkł, czekając na odpowiedź Ferrasa, której się jednak nie doczekał.
– No więc zabierajmy się do roboty i obejrzyjmy dom – ciągnął. – Kiedy byłem tu rano, zajmowaliśmy się tylko wdową a potem musieliśmy pędzić do Świętej Agaty. Chcę to zrobić szybko, ale dokładnie, rozumiesz? Chcę obejrzeć dom w świetle dziennym i trochę główkować. Tak właśnie lubię pracować. Zdziwiłbyś się, co czasem w ten sposób można wykombinować. Trzeba pamiętać, że zawsze dochodzi do przeniesienia. Ci dwaj mordercy gdzieś w tym domu zostawili ślad i wydaje mi się, że przegapili go technicy i cała reszta. Musiało być przeniesienie. Chodźmy je znaleźć.
Ferras skinął głową.
– Dobra, Harry.
Bosch klepnął go w ramię.
– Świetnie. Zacznę w sypialni. Ty sprawdź gabinet.
Bosch ruszył w głąb korytarza, ale gdy stanął na progu sypialni, usłyszał wołającego go Ferrasa. Zawrócił i poszedł do wnęki, gdzie mieścił się gabinet do pracy. Jego partner stał za biurkiem.
– Gdzie komputer? – zapytał.
Bosch ze złością pokręcił głową.
– Był na biurku. Zabrali go.
– FBI?
– A kto? Na spisie dowodów nie było komputera, tylko podkładka pod mysz. Rozejrzyj się, przeszukaj biurko. Może coś ci się uda znaleźć. Niczego nie zabieramy. Tylko oglądamy.
Bosch poszedł do sypialni. Stwierdził, że od chwili, gdy widział ją po raz ostatni, nic się tu nie zmieniło. Wciąż wyczuwał słaby zapach moczu unoszący się z poplamionego materaca.
Zbliżył się do nocnej szafki stojącej po lewej stronie łóżka. Zobaczył warstwę czarnego proszku daktyloskopijnego, który nałożono na gałki dwu szuflad i wszystkie płaskie powierzchnie szafki. Stała na nim lampa oraz oprawiona w ramki fotografia Stanleya i Alicii Kentów. Bosch wziął zdjęcie, aby mu się przyjrzeć. Małżonkowie stali obok kwitnącego krzewu różanego. Alicia miała przybrudzoną twarz, lecz promieniała radością i dumą, jak gdyby stała obok własnego dziecka. Bosch domyślił się, że wyhodowała tę roślinę własnoręcznie, a w tle zobaczył kilka podobnych krzewów. Na zboczu wzgórza można było dostrzec trzy pierwsze litery napisu HOLLYWOOD, z czego Bosch wysnuł wniosek, że zdjęcie prawdopodobnie zrobiono w ogrodzie za domem. Nie będzie już więcej takich fotografii szczęśliwej pary.
Odłożył zdjęcie na miejsce i otworzył górną szufladę. Znalazł w niej rzeczy osobiste Stanleya Kenta. Kilka par okularów do czytania, książki i fiolki z lekarstwami. Dolna szuflada była pusta i Bosch przypomniał sobie, że tu właśnie Kent trzymał broń.
Читать дальше