– Dlaczego nie? Skoro posunęliśmy się już tak daleko…
Poszukiwacz skarbów ruszył przodem po dywanie. Przy otwartych drzwiach Komnaty Romańskiej obydwaj zamarli w bezruchu.
– A niech to cholera – wyrwało się Paulowi.
Knoll spoglądał przez judasza, jak Paul Cutler zakłada ubranie i wymyka się chyłkiem. Rachel nie słyszała, jak jej eksmąż wychodził. Spała przykryta kołdrą. Knoll czekał całe godziny, zanim zdecydował się wykonać pierwszy ruch, dając im wszystkim czas, by wpadli w objęcia Morfeusza. Planował rozpocząć od Cutlerów, potem zająć się McKoyem, a na deser Loringiem oraz Danzer, ostrząc zęby na ostatnią dwójkę i rozkoszując się w wyobraźni ich konaniem. W ten sposób wyrówna rachunki za śmierć Fellnera i Moniki. Ale niespodziewane wyjście prawnika komplikowało sprawę. Z tego, co mówiła Rachel, wynikało, że jej były mąż nie przepadał za ryzykiem. Teraz się okazało, że jednak je lubił, skoro w środku nocy boso przedsięwziął eskapadę. Z pewnością nie poszedł do kuchni, żeby coś przekąsić. Najprawdopodobniej zamierzał powęszyć. Będzie musiał zająć się nim nieco później.
Bo najpierw Rachel.
Podkradł się do przejścia, idąc wzdłuż rzędu nagich żarówek.
Odnalazł wyjście i nacisnął sprężynowy mechanizm. Kamienny blok się odsunął i Knoll wszedł do jednej z pustych komnat sypialnych na czwartej kondygnacji. Wyszedł na korytarz i pospiesznie ruszył do pokoju, w którym spała Rachel Cutler.
Wszedł do środka i zaryglował za sobą drzwi.
Zbliżając się do renesansowego kominka, zauważył dźwignię blokady udającą fragment pozłacanego gzymsu. Nie wszedł tu sekretnym wejściem, bo nie było takiej potrzeby, będzie jednak mógł z niego skorzystać, opuszczając komnatę.
Zwolnił blokadę i zostawił ukryte drzwi półotwarte.
Podszedł cicho do łóżka.
Sędzia Cutler pogrążona była w błogim śnie.
Szarpnął prawym przedramieniem i odczekał, aż sztylet wsunie mu się w dłoń.
– To jest jedno z tych pieprzonych sekretnych wejść – zauważył McKoy.
Paul nigdy nie widział czegoś podobnego. W starych filmach i powieściach występowały często, ale teraz miał je przed oczyma na żywo. Dziesięć metrów przed nimi prostokąt kamiennego muru obrócił się wokół własnej osi. Jedna z witryn była przymocowana na stałe do ruchomego fragmentu ściany. Otwory po każdej ze stron, szerokości około metra, umożliwiały wejście do nieoświetlonego pomieszczania za ścianą.
McKoy ruszył do przodu.
– Oszalałeś? – Paul chwycił go za rękę.
– Podejmijmy grę, Cutler. Najwidoczniej ktoś nas zaprasza do środka.
– Co masz na myśli?
– Chodzi mi o to, że nasz gospodarz nie otworzył tego przejścia przypadkiem. Nie rozczarujmy go zatem.
Paul uważał postawienie choćby jednego kroku dalej za głupotę. Schodząc po schodach, rozważał różne możliwości, ale nie spodziewał się czegoś takiego. Być może powinien po prostu wrócić na górę do Rachel. Jednak ciekawość przeważyła i podążył za poszukiwaczem skarbów.
W sekretnym pomieszczeniu znajdowały się kolejne gabloty i witryny, ustawione pod ścianami oraz pośrodku.
Oniemiały Paul poruszał się w tym labiryncie. Antyczne figurki i popiersia. Rzeźby z Egiptu i Bliskiego Wschodu.
Sztuka Majów, starodawna biżuteria. Jego wzrok przyciągnęło kilka płócien. Obraz Rembrandta z siedemnastego wieku, o którym wiedział, że został wykradziony z niemieckiego muzeum przez trzydziestoma laty, oraz Bellini, który zniknął ze zbiorów we Włoszech w tym samym mniej więcej czasie.
Oba należały do najbardziej w świecie poszukiwanych zaginionych dzieł sztuki. Przypomniał sobie seminarium zorganizowane w Muzeum Sztuki w Atlancie na ten temat.
– McKoy, wszystko, co tu widzisz, to przedmioty kradzione.
– Skąd wiesz?
Zatrzymał się przed jedną z gablot, sięgającą mu do ramion, w której wyeksponowana była poczerniała czaszka spoczywająca na szklanym postumencie.
– To czaszka człowieka pekińskiego. Nikt jej nie widział od zakończenia drugiej wojny światowej. Tamte dwa płótna z całą pewnością również są kradzione. Cholera. To, co mówił Grumer, okazuje się prawdą. Loring jest członkiem klubu.
– Uspokój się, Cutler. Tego nie wiemy Ten facet może ma niewielką kryjówkę, w której trzyma swoje skarby Nie wyciągajmy pochopnych wniosków.
Paul spojrzał przed siebie na otwarte, podwójne, pociągnięte białą emalią drzwi. Za nimi dostrzegł naścienną mozaikę barwy złocistobrązowej. Zrobił krok naprzód. McKoy podążył za nim. W progu obaj znieruchomieli.
– O, kurwa! – wyszeptał zdumiony poszukiwacz skarbów Paul patrzył w osłupieniu na Bursztynową Komnatę.
– Miałeś rację.
Podziwianie niezwykłego widoku przerwało im wejście dwojga osób przez podwójne drzwi po prawej stronie. Jedną z nich był Loring. Drugą blondynka ze Stod. Suzanne. Oboje uzbrojeni.
– Widzę, że przyjęliście moje zaproszenie – odezwał się Loring i pokazał im pistolet. – Co sądzicie na temat mojego skarbu?
McKoy przesunął się do środka. Kobieta zacisnęła palce na broni, wysuwając lufę do przodu.
– Zachowaj zimną krew, moja damo. Zamierzam tylko obejrzeć to rękodzielnicze arcydzieło – uspokoił ją Wayland, podchodząc do jednej z bursztynowych ścian.
Paul zwrócił się do kobiety którą Knoll nazywał Suzanne.
– Odnalazła pani Czapajewa dzięki mnie, prawda?
– Tak, panie Cutler. Pańskie informacje okazały się bardzo pomocne.
– Zabiła pani tego starego człowieka z tego powodu?
– Nie, panie Cutler – wtrącił Loring. – Zabiła go dla mnie.
Loring i kobieta stali w drugim końcu kwadratowego pomieszczenia, które miało dziesięć metrów wysokości.
Podwójne drzwi znajdowały się na trzech ścianach, a na czwartej było okno wychodzące na ogród. Paul szybko jednak zrozumiał pomyłkę i już wiedział, że to tylko bardzo realistyczne ścienne malowidło. Nie wątpił, że pomieszczenie znajdowało się wewnątrz zamkowego kompleksu. McKoy wciąż podziwiał bursztynowe reliefy, głaszcząc ich powierzchnię. Gdyby nie cała ta sytuacja, Paul również chętnie by pooglądał. Ale spece od postępowania spadkowego rzadko bywali w komnatach zamkowych w Czechach, w których w dodatku mierzono do nich z półautomatycznych pistoletów.
Z pewnością w programie jego uczelni nie przewidziano takiego precedensu.
– Zajmij się resztą – powiedział starzec cicho do Suzanne.
Kobieta wyszła. Loring stał po drugiej stronie pomieszczenia i wciąż w nich celował. McKoy zbliżył się do Paula.
– Poczekamy tu, panowie, aż Suzanne sprowadzi panią Cutler.
Olbrzym z Karoliny Północnej podszedł jeszcze bliżej.
– Co, do cholery, robimy? – wyszeptał prawnik.
– Nie wiem, do diabła.
Knoll ściągnął powoli kołdrę i wpełzł na łóżko. Przytulił się do Rachel i zaczął delikatnie masować jej piersi. Zareagowała na pieszczotę delikatnym westchnieniem, nadal śpiąc. Przesunął dłonią wzdłuż jej tułowia i stwierdził, że nie ma nic pod koszulą. Przesunęła się w jego stronę i przytuliła.
– Paul – szepnęła.
Chwycił ją dłonią za gardło, obrócił na plecy i przesunął ku wezgłowiu łóżka. Oczy Rachel rozszerzyły się ze zgrozy.
Przystawił jej sztylet do szyi, delikatnie przesuwając jego czubkiem po rance na podbródku, która pozostała po ich spotkaniu w opactwie.
– Powinnaś była posłuchać mojej rady.
– Gdzie jest Paul? – zdołała wyszeptać.
– W moich rękach.
Zaczęła się szarpać. Docisnął ostrze płasko do jej gardła.
Читать дальше