Wiedział, że długo nie wytrzyma.
Rachel nie była świadoma tego, co się dzieje obok niej, ale jednak coś ją niepokoiło. Raz wydawało się jej, że kocha się z Paulem, w następnej chwili słyszała odgłosy walki i ciała miotające się po pokoju. Potem do jej uszu dotarł czyjś głos.
Podniosła się na łóżku.
Najpierw dostrzegła Paula, potem tego drugiego.
Knoll.
Jej eksmąż był ubrany, natomiast Niemiec nagi od pasa w dół.
Usiłowała to sobie ułożyć w głowie i nadać temu jakiś sens.
Usłyszała rozmowę:
– Bardzo nie lubię, gdy mi ktoś przerywa. Zauważyłeś po drodze Fraulein Danzer? Ona też mi przerwała.
– Pierdol się, Knoll!
– Jakiś ty zuchwały. I odważny Ale słabiutki.
Potem Knoll wymierzył cios w twarz Paula. Bryznęła krew i Paul wyleciał na korytarz. Knoll wyszedł za nim.
Usiłowała wstać z łóżka, lecz osunęła się na podłogę. Powoli czołgała się po parkiecie w stronę drzwi. Po drodze natrafiła na parę spodni, jakieś buty i coś twardego.
Namacała dłonią. Były to dwa pistolety Ominęła je i czołgała się dalej. Przy drzwiach podciągnęła się i stanęła na nogach.
Knoll szedł w kierunku ojca jej dzieci.
Paul zrozumiał, że koniec jest bliski. Ciosy w klatkę piersiową niemal pozbawiły go oddechu, płuca się obkurczyły, najprawdopodobniej kilka żeber miał złamanych. Twarz była obolałą masą, prawie nie widział. Knoll najwyraźniej bawił się z nim. Paul nie był godnym przeciwnikiem. Z mozołem podniósł się na nogi, wspierając się na balustradzie podobnej do tej, na której wisieli wysoko nad Stod poprzedniego wieczora. Spojrzał w dół, w otchłań czterech kondygnacji, i poczuł mdłości. Jaskrawe światło kryształowego żyrandola raziło go w oczy; zmrużył powieki. Nagle jego ciało zostało szarpnięte do tyłu i obrócone. Spoglądała na niego rozradowana twarz Knolla.
– Masz dość, Cutler?
Stać go było tylko na jedno: plunął Knollowi w twarz.
Niemiec odskoczył, potem ruszył do przodu i walnął go pięścią w żołądek. Paul kaszlał śliną i krwią, gdy usiłował złapać dech. Knoll uderzył go ponownie, tym razem w kark, powalając na podłogę. Następnie chwycił go i podniósł do postawy wyprostowanej. Nogi Cutlera były jak z gumy Niemiec pchnął go w kierunku balustrady, potem cofnął się i szarpnął za prawe przedramię.
W jego dłoni zabłysnął sztylet.
Rachel widziała jak przez mgłę, że Knoll okładał pięściami Paula. Chciała biec mężowi na pomoc, ale z ledwością trzymała się na nogach. Piekła ją twarz, opuchlizna na prawym policzku zaczynała zakłócać ostrość widzenia. Głowa pękała jej z bólu.
Wokół niej wszystko się rozmazywało i wirowało. Ogarnęły ją mdłości, jakby płynęła statkiem podczas sztormu.
Ciało jej eksmęża osunęło się na posadzkę. Knoll się pochylił i postawił go na równe nogi. Nagle przypomniała sobie o dwóch pistoletach i potykając się, weszła z powrotem do sypialni. Szukała po omacku na podłodze, aż wreszcie znalazła jeden; znów chwiejnym krokiem podeszła do progu.
Zwycięski rywal odszedł od skatowanej ofiary i stał plecami do niej. Dostrzegła sztylet w dłoni Niemca i zdała sobie sprawę, że pozostały już tylko sekundy, by go powstrzymać.
Knoll ruszył w stronę Paula z uniesionym w górę ostrzem.
Wymierzyła i po raz pierwszy w życiu pociągnęła za spust.
Pocisk wyleciał z lufy a ona nawet nie poczuła odrzutu; usłyszała jedynie stłumiony huk, jakby balonu pękającego na dziecięcym przyjęciu urodzinowym.
Kula wryła się w plecy mordercy.
Zachwiał się, obrócił i ruszył w jej kierunku, wciąż ściskając sztylet. Wypaliła po raz drugi. Pistolet szarpnął, ale ściskała go kurczowo.
Strzeliła ponownie.
I jeszcze raz.
Pociski przebijały się przez klatkę piersiową Knolla.
Doszło do niej, co musiało się stać w łóżku i oddała trzy strzały w obnażone krocze oprawcy. Knoll ryczał z bólu, ale jakimś cudem nadal trzymał się na nogach. Spoglądał w dół na krew tryskającą z ran. Zachwiał się i skręcił ku balustradzie. Już miała wystrzelić kolejny raz, gdy nieoczekiwanie Paul rzucił się do przodu i pchnął półnagiego przeciwnika przez poręcz balustrady cztery kondygnacje w dół. Rachel podbiegła do poręczy i widziała, jak ciało Knolla zahaczyło o żyrandol i ogromna kryształowa konstrukcja oderwała się od sufitu. Rozbłysły niebieskie iskry, przez moment ciało i kryształki opadały swobodnie ku marmurowej posadzce; głuchemu uderzeniu zwłok towarzyszył trzask rozpryskujących się szkiełek, które wznosiły się do góry, by z powrotem opaść niczym owacje po wielkim finale symfonicznego koncertu.
Potem zapadła cisza. Absolutna.
Tam w dole Knoll leżał nieruchomo.
Spojrzała na Paula.
– Jesteś cały?
Nie odpowiedział, tylko objął ją ramieniem. Podniosła dłonie i łagodnie pogładziła go po twarzy.
– Czy boli tak bardzo, jak paskudnie wygląda? – zapytała.
– Do cholery, tak.
– Gdzie McKoy?
Paul wziął głęboki oddech.
– Nadstawił się na kulę, żebym mógł przyjść ci z odsieczą. Gdy widziałem go ostatnio, broczył krwią na podłodze Bursztynowej Komnaty.
– Bursztynowej Komnaty?
– To długa historia. Opowiem ci później.
– Wygląda na to, że będę musiała odszczekać wszystkie złe słowa, którego wypowiedziałam pod adresem wielkiego durnia.
– Wygląda no to, że tak – dobiegł ich nagle głos z dołu.
Spojrzała ponad balustradą. McKoy szedł chwiejnym krokiem korytarzem, trzymając się za krwawiące lewe ramię.
– Kto to? – zapytał, wskazując na zwłoki.
– Skurwiel, który zamordował mojego ojca! – krzyknęła w dół Rachel.
– No to rachunki zostały wyrównane. Gdzie jest kobieta?
– Nie żyje – odparł Paul.
– I chuj z nią.
– Co z Loringiem? – zaniepokoił się Paul.
– Udusiłem skurwysyna.
– 1 chuj z nim – Paul skrzywił się z bólu. – Bardzo jesteś pokiereszowany?
– Nic takiego, z czym nie poradzi sobie dobry chirurg.
– Paul zdobył się na słaby uśmiech. Spojrzał na Rachel.
– Wydaje mi się, że zaczynam lubić tego gościa.
– Odwzajemniła uśmiech, pierwszy raz od długiego czasu.
– Ja też.
SANKT PETERSBURG, ROSJA 2 WRZEŚNIA
Paul i Rachel stali z przodu bocznej kaplicy. Otaczały ich włoskie marmury w eleganckich tonach żółtej sjeny, zmieszane z rosyjskim malachitem. Ukośne promienie porannego słońca padały na wysoki ikonostas z tyłu za kapłanem, otaczając go poświatą migocącego złota.
Brent stał po lewej stronie ojca, Marla przy boku matki.
Patriarcha uroczystym głosem deklamował tekst małżeńskiej przysięgi. Ceremonię ślubną uświetniał cerkiewny chór. W katedrze św Izaaka nie było nikogo oprócz nowożeńców, dzieci oraz Waylanda McKoya. Paul pobiegł wzrokiem ku witrażowemu oknu pośrodku ściany z ikonami. Scena ukazywała Chrystusa Zmartwychwstałego. Nowy początek.
Idealnie pasuje, pomyślał.
Prawosławny kapłan przyjął przysięgę i pochylił głowę, kończąc ceremonię.
Paul pocałował delikatnie Rachel.
– Kocham cię – wyszeptał.
– Ja ciebie też – usłyszał w odpowiedzi.
– Ach, Cutler, nie rób ceregieli; gorzko, gorzko! – odezwał się McKoy.
Paul uśmiechnął się, posłuchał zachęty i pocałował namiętnie pannę młodą.
– Tato – wtrąciła Marla, sygnalizując, że już wystarczy.
– Nie przeszkadzaj im – skarcił ją Brent.
Читать дальше