– Tato oglądał wiadomości na kanale CNN, kiedy zostawiłam z nim dzieciaki. Zapamiętałem to nazwisko – odparła, moszcząc się w fotelu. – Skąd właściwie wziął się segregator w lodówce? To do niego niepodobne. Co się stało, Paul?
– Nie wiem. Ale Karol bez wątpienia interesował się Bursztynową Komnatą – odpowiedział, wskazując na ostatni list Borii. – Co on miał na myśli, pisząc o Faetonie i łzach Heliad?
– To jeszcze jedna historia, którą często mi odpowiadała mama. Faeton to śmiertelnik, chociaż syn Heliosa, boga Słońca. Byłam tą opowieścią zafascynowana. Tata też uwielbiał mitologię. Powiedział kiedyś, że uciekając myślami ku fantazjom, zdołał przetrwać piekło Mauthausen – oddała się na moment wspomnieniom, przeglądając machinalnie prasowe wycinki i kserokopie. – Sądził, że na niego spadała odpowiedzialność za to, co przydarzyło się twoim rodzicom oraz reszcie osób na pokładzie samolotu. Nie widzę związku.
On myślał o tym również. W ciągu ostatnich dwóch godzin nie mógł się skupić na niczym innym.
– Czy twoi rodzice nie polecieli do Włoch, by załatwić jakieś sprawy w tamtejszych muzeach? – zapytała Rachel.
– Cała rada muzeum tam poleciała w celu wypożyczenia dzieł sztuki z kilku włoskich muzeów.
– Tata zdawał się podejrzewać coś innego.
On także zwrócił uwagę na słowa napisane przez Borię, że nie powinien ponownie prosić Yancyego o rozpytywanie się we Włoszech.
Dlaczego użył wyrazu „ponownie”?
– Nie chcesz wiedzieć, co się wydarzyło? – niespodziewanie i z mocą spytała Rachel.
Znał ten ton głosu od lat, nie lubił go; nie podobał mu się również teraz.
– Nic takiego nie powiedziałem. Chodzi o to, że upłynęło już dziewięć lat i niemal niemożliwe wydaje mi się znalezienie wyjaśnienia. Mój Boże, Rachel, przecież nie znaleziono nawet ciał!
– Paul, twoi rodzice być może zostali zamordowani, a ty nie zamierzasz nic w tej sprawie zrobić?
Porywcza i uparta. Jak mówił Karol, odziedziczyła obie cechy po matce. Racja.
– Tego też nie powiedziałem. Po prostu nie mam pojęcia, jak się za to zabrać.
– Możemy odnaleźć Danię Czapajewa.
– Co masz na myśli?
– Mówię o Czapajewie. Może wciąż jeszcze żyje – wyjaśniła i Spojrzała na koperty z adresem zwrotnym. – Nie będzie chyba zbyt trudno odnaleźć Kehlheim.
– Leży na terenie południowych Niemiec, w Bawarii.
– Znalazłem miasto na mapie.
– Sprawdzałeś?
– Nietrudno było je znaleźć; Karol zakreślił nazwę obwódką.
Rozłożyła mapę i też to zobaczyła.
– Tata twierdził, że wiedział coś na temat kryjówki Bursztynowej Komnaty, ale nigdy nie pojechał w to miejsce, żeby sprawdzić. Być może Czapajew nam powie, o co w tym wszystkim chodzi?
Nie wierzył, że to powiedziała.
– Czytałaś, co ojciec napisał do ciebie? Ostrzegał wyraźnie, żebyś nie zajmowała się Bursztynową Komnatą! Odszukanie Czapajewa jest chyba jedną z tych rzeczy, których z pewnością nie życzyłby sobie, żebyś uczyniła.
– Czapajew może wiedzieć więcej na temat tego, co przydarzyło się twoim rodzicom.
– Jestem prawnikiem, Rachel, nie detektywem z międzynarodową licencją!
– W porządku. W takim razie przekażmy sprawę policji.
– Powinni się tym zająć.
– To bardziej rozsądne niż twoja pierwsza sugestia. Ale sprawa pochodzi sprzed wielu lat.
Jej twarz stężała.
– Mam tylko nadzieję, do diabła, że Marla i Brent nie odziedziczą po tobie tego cholernego charakteru sangwinika! Chcę wierzyć, że będą drążyli sprawę, jeśli samolot, na którego pokładzie będziemy oboje, wybuchnie nagle gdzieś na niebie.
Wiedziała dokładnie, jak uderzyć, by wzbudzić w nim złość. Była to jedna z rzeczy, których najbardziej w niej nie lubił.
– Przeczytałaś artykuły? – zapytał. – Ludzie tropiący Bursztynową Komnatę umierali. Być może należeli do nich i moi rodzice. A może nie. Jedno jest pewne: twój ojciec nie życzył sobie, żebyś się tym zajmowała! To dziedzina zupełnie nie wchodząca w zakres twoich zawodowych zainteresowań.
– Twoja wiedza o sztuce zmieści się w naparstku.
– Podobnie jak twoja odwaga.
Patrząc prosto w jej rozgniewane oczy, ugryzł się w język i usiłował okazać zrozumienie. Rankiem pochowała ojca. A mimo to jedno słowo wciąż kołatało mu pod czaszką.
Suka.
Wziął głęboki oddech.
– Druga z twoich sugestii jest bardziej praktyczna. Dlaczego nie mamy pozwolić policji, by zajęła się tą sprawą? – powiedział cicho, a potem zrobił krótką pauzę. – Wiem, że jesteś wstrząśnięta. Ale, Rachel, śmierć Karola to tragiczny wypadek.
– Problem w tym, Paul, że gdyby tak nie było, to i mojego ojca musielibyśmy dopisać do listy ofiar, na której znajdują się prawdopodobnie twoi rodzice! – wygarnęła, rzucając w jego stronę spojrzenie z rodzaju tych, które widywał nazbyt często. – Nadal zamierzasz być praktyczny?
ŚRODA, 14 MAJA, 10.25
Rachel zmusiła się, by wstać z łóżka i ubrać dzieci. Potem podwiozła je do szkoły i niechętnie ruszyła w kierunku sądu.
Nie była w swoim gabinecie od ostatniego piątku, bo w poniedziałek i wtorek wykorzystała urlop okolicznościowy.
Przez cały ranek sekretarka starała się ułatwiać jej pracę, nie wpuszczając nieproszonych gości, przełączając rozmowy telefoniczne, odsyłając z kwitkiem sędziów i prawników. Na początek tygodnia na wokandzie postawiono sprawy cywilne, ale wszystkie pospiesznie odroczono. Przed godziną Rachel zadzwoniła do komendy policji w Atlancie i zażądała, by przysłano do niej kogoś z wydziału zabójstw. Nie należała do przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości ulubionych przez policjantów Miała opinię bardzo bezwzględnego prokuratora i wszyscy byli przekonani, że jako sędzia będzie po stronie policji.
Liberalna – tak określali ją „bracia policjanci” i dziennikarze.
Zdrajczyni – ten epitet wypowiadali szeptem detektywi z wydziału narkotyków Ale ona się nie przejmowała ani jednymi, ani drugimi. Konstytucja została ustanowiona po to, żeby bronić ludzi. Zdaniem Rachel policja miała obowiązek przestrzegać konstytucyjnych praw obywateli, a nie je łamać. Natomiast jej własna rola polegała na dopilnowaniu, żeby gliny nie chodziły na skróty Wiele razy ojciec jej powtarzał, że kiedy władza wykonawcza wychodzi przed prawo, tyrania postępuje tuż za nią.
Nikt nie mógł lepiej znać tej prawdy niż on właśnie.
– Sędzio Cutler – usłyszała głos sekretarki dochodzący z telefonu. Zwykle mówiły sobie po prostu Rachel i Sami;
tylko kiedy zjawiał się ktoś z zewnątrz, Sami zwracała się niej oficjalnie. – Przyszedł porucznik Barlow z komendy policji w Atlancie. Prosiła pani o to przez telefon.
Otarła pospiesznie oczy chusteczką. Obraz ojca leżącego na marach wyzwolił kolejny strumień łez. Wstała i wygładziła bawełnianą spódnicę oraz bluzkę.
Drzwi z drewnianych płyt się otworzyły i do środka pewnym krokiem wszedł chudy mężczyzna o falujących czarnych włosach. Zamknął za sobą drzwi i przedstawił się jako Mikę Barlow, detektyw z wydziału zabójstw.
Odzyskała sędziowski spokój oraz opanowanie i wskazała mu krzesło.
– Dziękuję, poruczniku, że zechciał się pan fatygować.
– Żaden kłopot. Komenda policji jest zawsze do dyspozycji przedstawicieli Temidy.
Coś ją uderzyło w tonie jego głosu: był fałszywie serdeczny, traktował ją niemal protekcjonalnie.
– Po rozmowie telefonicznej sięgnąłem do raportu dotyczącego śmierci pani ojca. Proszę przyjąć wyrazy współczucia. Wydaje się, że był to jeden z tych nieszczęśliwych wypadków, które czasem się zdarzają.
Читать дальше