Opróżnił szuflady biurka oraz szafę z dokumentami, ale nie znalazł testamentu.
Przejrzał półki z książkami. Czytanie było pasją Borii.
Półki zapełniały dzieła Homera, Hugo, Poego oraz Tołstoja; także rosyjskie baśnie, Historie Churchilla oraz oprawny w skórę tom Przemian Owidiusza. Boria lubił też chyba pisarzy z południa, bo książki Flannery O'Connor i Katherine Annę Porter stały na półkach.
Jego wzrok przyciągnęła wisząca na ścianie flaga. Starszy pan kupił ją w kiosku w Centennial Park podczas Olimpiady.
Srebrny rycerz z wyciągniętym mieczem i sześcioramiennym złotym krzyżem na tarczy, na stającym dęba rumaku.
Tło było krwistoczerwone, co symbolizowało waleczność i męstwo, jak wyjaśnił Paulowi Boria, a białe obramowanie oznaczało wolność i czystość. Było to państwowe godło Białorusi, wyzywający symbol dążeń do samostanowienia i niepodległości.
W dużym stopniu takimi przymiotami cechował się Karol.
Boria pasjonował się igrzyskami olimpijskimi. Byli razem na kilku sportowych imprezach; również na tych, w których białoruska żeńska osada wioślarska zasłużyła na złoty medal. W sumie Białorusini zdobyli jeszcze czternaście medali – sześć srebrnych i osiem brązowych – w takich dyscyplinach, jak rzut dyskiem, siedmiobój, gimnastyka oraz zapasy. Karola rozpierała duma z każdego zdobytego krążka.
Chociaż jego były teść czuł się Amerykaninem, w sercu bez wątpienia pozostał Białorusinem.
Zszedł na dół i skrupulatnie przejrzał zawartość szuflad oraz szafek; nigdzie nie znalazł testamentu. Na stoliku do kawy wciąż leżała rozłożona mapa Niemiec. A także wydanie „USA Today”, które podarował Borii.
Nie spiesząc się, poszedł do kuchni, by sprawdzić, czy rzeczywiście tam często starsi ludzie chowają ważne dokumenty. Kiedyś pewna kobieta ukryła testament w zamrażarce. Wspomniawszy to, machinalnie otworzył lodówkę.
Widok segregatora pod zamrażalnikiem wprawił go w lekkie osłupienie.
Wyciągnął wychłodzony segregator z okładkami z szarej tektury.
Były w nim także artykuły poświęcone Bursztynowej Komnacie, jeszcze z lat czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku; niektóre jednak opublikowano zaledwie dwa lata temu. Zastanawiał się, co segregator robił w lodówce.
Rozstrzygając jednak, że teraz ważniejszy był testament, postanowił wziąć ze sobą segregator i pojechać do banku.
Zegar na ulicznym szyldzie Georgia Citizens Bank przy Carr Boulevard wskazywał godzinę 15.33. Paul wjechał na zatłoczony parking. Trzymał tu pieniądze od lat: od czasu, gdy pracował tu przed podjęciem studiów prawniczych.
Menedżer, zastraszony facet z przerzedzonymi włosami, najpierw odmówił mu dostępu do skrytki Borii. Po krótkim telefonie do biura sekretarka Paula przefaksowała formularz z upoważnieniem, który bezzwłocznie podpisał, potwierdzając tym samym, że jest prawnikiem zarządzającym majątkiem zmarłego Karola Borii. Ten dokument usatysfakcjonował formalistę. Przynajmniej dysponował dowodem, który może pokazać spadkobiercy, jeśli złoży skargę, że kasetka depozytowa jest pusta.
Prawo stanu Georgia określało, że zarządca masy spadkowej ma dostęp do bankowego depozytu w poszukiwaniu testamentu. Paul wykorzystywał to wielokrotnie, a większość bankowych menedżerów znała tę regulację prawną. Od czasu do czasu zdarzał się jednak trudny przypadek.
Mężczyzna wprowadził go do skarbca, a następnie do pomieszczenia, w którym znajdowały się rzędy kasetek z nierdzewnej stali. Klucz z numerem 45 czynił go wiarygodnym. Wiedział, że prawo stanowe wymaga, by przedstawiciel banku był obecny podczas przeglądania zawartości kasety oraz sporządził rejestr tego, co zostanie zabrane i przez kogo. Otworzył skrytkę i wyciągnął wąską kasetkę; piskliwie zazgrzytał metal pocierający o metal.
W środku znajdował się zwitek papierów ściągnięty gumką recepturką. Jeden z dokumentów był napisany przez kalkę. Natychmiast rozpoznał testament, który sam sporządził przed laty. Do niego dołączono kilkanaście białych kopert. Przystąpił do ich przeglądania. Wszystkie pochodziły od Dani Czapajewa, a adresowane były do Karola Borii.
Oprócz tego, złożone równo na trzy, leżały tu listy Borii do Czapajewa. Wszystkie po angielsku. Ostatnim z dokumentów była szara koperta, zalakowana, z nazwiskiem Rachel napisanym niebieskim atramentem.
– Listy oraz ta koperta były dołączone do testamentu.
– Pan Boria najwyraźniej życzył sobie, żeby stanowiły całość.
– Oprócz tego nic nie zdeponowano. Zabieram to wszystko.
– Zostaliśmy poinstruowani, żeby w przypadkach takich jak ten zezwalać jedynie na wzięcie ostatniej woli.
– Dokumenty były złączone. Treść listów może zatem mieć związek z testamentem. Prawo stanowe zezwala, bym je zabrał ze sobą.
Menedżer się wahał.
– Muszę zadzwonić do naszego głównego radcy prawnego, by uzyskać zgodę.
– W czym problem? Nikt nie będzie się na nic skarżył.
– Osobiście sporządziłem ten testament. Wiem, co zostało w nim zapisane. Jedyną spadkobierczynią pana Borii jest jego córka. Jestem tu z jej upoważnienia.
– Mimo to muszę uzyskać zgodę naszego radcy.
Miał już tego dość.
– Niech pan to zrobi. Niech pan powie Cathy Holden, że Paul Cutler w kierowanym przez pana oddziale banku jest nagabywany przez kogoś, kto nie zna prawa. Proszę jej powiedzieć, że jeśli zostanę zmuszony do wniesienia sprawy do sądu, bank zrekompensuje mi stracony czas, płacąc po dwieście dwadzieścia dolarów za godzinę. Takiej stawki zażądam w pozwie przeciwko wam.
Zastraszony menedżer z przerzedzoną czupryną przez chwilę zdawał się rozważać sens usłyszanych słów.
– Zna pan naszą główną radczynię?
– Kiedyś dla niej pracowałem.
Przedstawiciel banku w milczeniu zastanawiał się jeszcze przez chwilę nad swym dość kłopotliwym położeniem; w końcu dał za wygraną.
– Proszę je wziąć. Ale niech pan złoży tu swój podpis.
Dania,
Moje serce codziennie krwawi z powodu tego, co przydarzyło się Yancy emu Cutlerowi. Był naprawdę wspaniałym człowiekiem, a jego żona bardzo dobrą kobietą. Wszyscy obecni na pokładzie samolotu również byli dobrymi ludźmi. I ci szlachetni ludzie nie powinni umierać w tak gwałtowny sposób. Mój zięć jest pogrążony w głębokiej żałobie, ja zaś boleję nad faktem, że odpowiedzialność spoczywa na moich barkach. Yancy dzwonił wieczorem w dniu poprzedzającym katastrofę. Odnalazł człowieka, którego brat pracował w posiadłości Loringa; tego, o którym wspominałeś. Miałeś rację. Nie powinienem prosić Yancy ego, by rozpytał się ponownie, gdy będzie we Włoszech.
Nie należało też wciągać w to innych. Wina spoczywa teraz na mnie i na Tobie. Dlaczego jednak nam się udało przeżyć aż do tej chwili? Co właściwie wiemy? Może już nie zagrażamy nikomu? Interesują się wyłącznie tymi, którzy zadają pytania albo docierają zbyt blisko.
Obojętność jest najwyraźniej o wiele bardziej bezpieczna niż nadmierna ciekawość. Minęło już tyle lat. Bursztynowa Komnata wydaje się raczej wspomnieniem niż ósmym cudem świata. Czy rzeczywiście komuś jeszcze na tym zależy? Uważaj na siebie i bądź zdrów, Dania. Napisz.
Karol
Dania,
Odwiedził mnie dziś człowiek z KGB. Tłusty Czeczen, cuchnący jak kanał ściekowy. Powiedział, że znalazł moje nazwisko w archiwach Nadzwyczajnej Komisji. W moim przekonaniu ślad był zbyt stary i zatarty, by ktoś jeszcze zechciał nim podążyć. A jednak się myliłem.
Читать дальше