– Cześć – odezwał się z uśmiechem nieznajomy.
– Cześć.
– Jestem Charlie Pittman, biuro szeryfa okręgu Santa Clara. Mott uścisnął jego wyciągniętą dłoń. Znał wielu detektywów z okręgu, ale tego sobie nie przypominał. Zerknąwszy jednak szybko na zawieszoną na jego szyi odznakę, stwierdził, że zdjęcie się zgadza.
– Pewnie jesteś Tony Mott.
– Zgadza się.
Gliniarz z okręgu spojrzał z podziwem na fishera. – Podobno niesamowicie jeździsz.
– Tylko z górki – odparł ze skromnym uśmiechem Mott, chociaż rzeczywiście, jeździł niesamowicie z górki, pod górkę i po płaskim, bez wyjątku.
Pittman parsknął śmiechem.
– Ja nie mam nawet w połowie tyle ruchu, ile powinienem. Zwłaszcza kiedy szuka się takiego ptaszka jak ten komputerowiec.
Zabawne – Mott nie słyszał, żeby ktokolwiek z okręgu współpracował z nimi w tej sprawie.
– Wchodzisz? – spytał Mott, zdejmując kask.
– Już tam byłem. Frank informował mnie o postępach śledztwa. Pokręcona sprawa.
– No – zgodził się Mott, wsuwając za pasek spodenek ze spandeksu rękawice do strzelania, które spełniały też funkcję rękawiczek kolarskich.
– Ten facet, konsultant, który pomaga Frankowi… ten młody.
– Pytasz o Wyatta Gillette’a?
– Tak, tak się nazywa. Gość naprawdę zna się na rzeczy, nie?
– To czarodziej – rzekł Mott.
– Jak długo będzie wam pomagał? – Pewnie dopóki nie złapiemy tego gnojka. Pittman spojrzał na zegarek.
– Będę leciał. Wpadnę do was później.
Tony Mott skinął mu na pożegnanie głową, a Pittman odszedł, wyciągając po drodze telefon komórkowy i dzwoniąc do kogoś. Przeciął cały parking CCU i wszedł na sąsiedni. Mott dostrzegł to i przez moment wydawało mu się to trochę dziwne, że zaparkował tak daleko, skoro przed budynkiem jest tyle pustych miejsc. Po chwili jednak ruszył w stronę biura, myśląc już tylko o sprawie i o tym, że w końcu uda mu się jakoś dostać do brygady specjalnej, która rozwali drzwi i złapie Jona Patricka Hollowaya.
– Ani, Ani, Animorphy – powiedziała dziewczynka.
– Co? – spytał z roztargnieniem Phate. Jechali hondą acura legend – niedawno ukradzioną, ale potem sumiennie zarejestrowaną na jedno z jego licznych nazwisk – zmierzając do piwnicy jego domu w Pało Alto, gdzie na przyjazd Samanthy Wingate czekała taśma izolacyjna, nóż Ka-bar i kamera cyfrowa.
– Ani, Ani, Animorphy. Wujku Irv, lubisz Animorphy?
Nie, kurwa, ani trochę, pomyślał Phate. Ale wujek Irv odrzekł:
– Ma się rozumieć.
– Czemu pani Gitting była zdenerwowana? – zapytała Sammie Wingate.
– Kto?
– Pani za biurkiem.
– Nie wiem.
– Mama i tata już są w Napa?
– Aha.
Phate nie miał zielonego pojęcia, gdzie są jej rodzice. W każdym razie na pewną cieszą się ostatnimi chwilami spokoju, bo niedługo ogarnie ich taka panika, jakiej w życiu nie doznali. Na pewno już za parę minut ktoś ze szkoły Junípero Serra zacznie dzwonić do przyjaciół i rodziny Wingate’ów i dowie się, że nie było żadnego wypadku.
Phate zastanawiał się, kto będzie bardziej przerażony: rodzice zaginionego dziecka czy dyrekcja i nauczyciele, którzy sami oddali je w ręce mordercy?
– Ani, Ani, Ani, Ani, Animorphy. Kto jest twoim ulubionym?
– Ulubionym kim? – spytał Phate.
– A jak myślisz? – odparła Samantha. Obaj, Phate i wujek Irv, uznali, że zabrzmiało to trochę lekceważąco.
– Ulubionym Animorphem. Ja chyba najbardziej lubię Rachel. Zmienia się w lwa. Wymyśliłam o niej taką bajkę. Zobaczysz, jest super. To było tak…
Trajkotała dalej, opowiadając mu jakąś bezsensowną historyjkę, bez najmniejszej zachęty ze strony wujka Irva, którego jedynym pokrzepieniem była myśl o ostrym nożu w domu i o minie Donalda Wingate’a, kiedy jeszcze dziś dostanie dość makabryczną przesyłkę w torbie foliowej. Według zasad gry „Dostęp”, kurierem UPS, który podrzuci paczkę i zdobędzie na pokwitowaniu podpis D. Wingate’a, będzie sam Phate. Zdobędzie w ten sposób dwadzieścia pięć punktów, maksimum za jedno morderstwo.
Przypomniał sobie numer socjotechniczny przeprowadzony przed chwilą w szkole. Naprawdę niezły hak. Niełatwy, ale czysty (mimo że nieużyty wujek Irv zgolił wąsy po zrobieniu sobie ostatniego zdjęcia do prawa jazdy).
Dziewczynka podskakiwała na siedzeniu w obrzydliwy sposób.
– Myślisz, że będziemy mogli pojeździć na kucyku, którego dał mi tata? Jej, ale fajnie. Billy Tomkins cały czas gadał o tym swoim głupim psie, ale co z tego? Wszyscy mają psy. A ja mam kucyka.
Phate zerknął na dziewczynkę. Nienagannie ułożona fryzura. Drogi zegarek, którego skórzany pasek zeszpeciła jakimiś nieczytelnymi rysunkami. Buty wyczyszczone przez kogoś innego. Oddech o zapachu sera.
Uznał, że Sammie w niczym nie przypomina Jamiego Turnera, którego nie miał ochoty zabijać, bo za bardzo przypominał mu jego samego. Nie, ten dzieciak był taki sam jak banda bachorów, która zmieniła szkolne życie Jona Patricka Hollowaya w prawdziwe piekło.
Był pewien, że prawdziwą przyjemność sprawi mu zrobienie paru zdjęć małej Samancie przed wycieczką do piwnicy i później.
– Chcesz się przejechać na Charizardzie, wujku?
– Na kim? – spytał Phate.
– No nie mogę, na moim kucyku. Tata dał mi go na urodziny. Przecież byłeś tam wtedy.
– Ach tak, zapomniałem.
– Jeździmy czasem z tatą na przejażdżki. Charizard jest super. Sam zna drogę do stajni. Wiem, mógłbyś wziąć konia taty i razem pojeździlibyśmy sobie dookoła jeziora. Jak mnie dogonisz.
Phate zastanawiał się, czy uda mu się doczekać chwili, gdy weźmie małą do piwnicy.
Dziewczynka dalej paplała o przepoczwarzających się psach i lwach, gdy nagle wnętrze samochodu wypełnił sygnał pagera. Phate zdjął z paska aparat i przewinął tekst na wyświetlaczu.
Zaparło mu dech.
W wiadomości Shawn informował go, że w centrali CCU jest Wyatt Gillette.
Phate poczuł wstrząs, jakby dotknął przewodu pod napięciem. Musiał zjechać na pobocze.
Chryste panie… Gillette – Valleyman – pomagał glinom! To dlatego tyle o nim wiedzieli i deptali mu po piętach. W jednej chwili stanęły mu przed oczami setki wspomnień z czasów Rycerzy Dostępu. Niewiarygodne haki. Długie godziny wypełnione gorączkowymi rozmowami, szalone stukanie w klawiaturę w obawie, żeby nie uronić żadnej myśli. Paranoja. Ryzyko. Radosne podniecenie, gdy docierali do sieciowych zakamarków, do których nikt nie mógł się dostać.
Zaledwie wczoraj myślał o artykule, który napisał Gillette. Przypomniał sobie ostatnie linijki: „Gdy spędziłeś pewien czas w Błękitnej Pustce, już nigdy nie dasz rady w pełni wrócić do Realu”.
Valleyman – którego dziecinna ciekawość i upór nie pozwalały mu usiedzieć spokojnie, dopóki nie zrozumiał w najdrobniejszym szczególe czegoś, czego wcześniej nie znał.
Valleyman – którego błyskotliwy talent pisania kodów dorównywał, a czasem nawet przewyższał umiejętności Phate’a.
Valleyman – którego zdrada zniszczyła Hollowayowi życie i obróciła w gruzy Wielką Socjotechnikę. I który żył tylko dlatego, że Phate jeszcze nie zaplanował zamordowania go.
– Wujku, czemu się tu zatrzymaliśmy? Coś… coś się stało z samochodem?
Spojrzał na dziewczynkę. Potem rozejrzał się po pustej drodze.
– Wiesz co, Sammie – chyba rzeczywiście coś się stało. Może zobaczysz?
– Ja? – Tak.
– Nie wiem za bardzo, co robić.
– Sprawdź, czy nie mamy kapcia – poradził uprzejmie wujek Irv. – Mogłabyś?
Читать дальше