Przeszedł dokładnie pod nami, a my obserwowaliśmy jego plecy, kiedy mozolnie maszerował w stronę drzwi.
– No tak – powiedziałem. Zdusiłem papierosa. – Zdaje się, że na nas już czas.
Wstałem i wyciągnąłem rękę, żeby pomóc Cassie się podnieść, lecz ona się nie poruszyła. Jej wzrok wpatrzony we mnie był niespodziewanie trzeźwy, skupiony i pytający.
– Co? – spytałem.
– Nie powinieneś przeprowadzać tego przesłuchania.
Nie odpowiedziałem. Nie poruszyłem się, stałem tylko na moście z ręką wyciągniętą w jej stronę. Po chwili z cierpką miną pokręciła głową, a wyraz twarzy, który tak mnie zaskoczył, zniknął, ona zaś chwyciła moją dłoń i pozwoliła się pociągnąć.
***
Przyprowadziliśmy go do pokoju przesłuchań. Kiedy zobaczył ściany, otworzył szeroko oczy, ale się nie odezwał.
– Detektyw Maddox i Ryan przesłuchują Jonathana Michaela Devlina – powiedziała Cassie, przerzucając zawartość jednego z pudełek i wyjmując pękate akta. – Nie musi pan nic mówić, chyba że wyrazi pan takie życzenie, ale wszystko, co pan powie, zostanie zapisane i może zostać użyte jako dowód. W porządku?
– Czy ja jestem aresztowany? – zapytał Jonathan. Nie ruszył się od drzwi. – Za co?
– Co? – spytałem zdziwiony. – Ach, pouczenie… Broń Boże. Taka procedura. Chcemy pana poinformować o postępach śledztwa i zobaczymy, czy pomoże nam pan posunąć niektóre rzeczy do przodu.
– Gdyby był pan aresztowany – powiedziała Cassie, rzucając akta na stół – toby pan o tym wiedział. Dlaczego pan myśli, że mógłby zostać aresztowany?
Jonathan wzruszył ramionami. Uśmiechnęła się do niego i wysunęła krzesło, które stało naprzeciw ściany oblepionej przerażającymi zdjęciami.
– Proszę usiąść. – Po chwili powoli zdjął płaszcz i usiadł.
Przedstawiłem mu aktualne informacje. To mnie powierzył swoją historię, a jego zaufanie stanowiło broń bliskiego zasięgu, z której miałem zamiar wypalić we właściwej chwili. Teraz należałem do jego sojuszników. W dużym stopniu byłem z nim szczery. Powiedziałem mu o tropach, które sprawdzaliśmy, o testach, jakie przeprowadziło laboratorium. Wymieniłem po kolei wszystkich podejrzanych, których zidentyfikowaliśmy i wyeliminowaliśmy: miejscowych, którzy uważali, że Jonathan powstrzymuje rozwój, pedofilów i wariatów, którzy się przyznali do popełnienia czynu, mężczyznę w dresie oraz faceta, który uważał, że strój Katy jest nieskromny, Sandrę. Prawie cały czas czułem za plecami małą, niemą armię fotografii, która czekała. Jonathan dobrze sobie radził, cały czas patrzył mi w oczy, widziałem jednak, jak wiele wysiłku musiał w to wkładać.
– Więc mówi mi pan, że do niczego nie doszliście – powiedział ciężko. Wyglądał na strasznie zmęczonego.
– Broń Boże – wtrąciła Cassie. Siedziała przy rogu stołu, brodę opierając na dłoni i obserwując nas w milczeniu. – W żadnym wypadku. Detektyw Ryan mówi panu, że przebyliśmy przez te ostatnie tygodnie długą drogę. Sporo wyeliminowaliśmy. I to właśnie nam zostało. – Wskazała głową na ścianę. Nie oderwał wzroku od jej twarzy. – Mamy dowody, że morderca pana córki to miejscowy, który dobrze zna Knocknaree. Mamy wyniki ekspertyzy sądowej, które łączą jej śmierć ze zniknięciem Petera Savage’a i Germaine Rowan w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym, co wskazuje, że morderca ma prawdopodobnie co najmniej trzydzieści pięć lat i przez ostatnie dwadzieścia był mocno związany z tym obszarem. Jest wielu mężczyzn, którzy pasują do tego opisu, i mają alibi, więc to jeszcze bardziej zawęża krąg podejrzanych.
– Istnieją również dowody – dodałem – które wskazują, że to nie jest jakiś podekscytowany zabójca. Ten człowiek nie zabija z przypadku. Robi to, ponieważ uważa, że nie ma wyboru.
– Więc sądzicie, że jest nienormalny. – Jonathan wykrzywił usta. – Jakiś szaleniec.
– Niekoniecznie – odparłem. – Po prostu mówię, że czasem sytuacja wymyka się spod kontroli. Niekiedy kończy się to tragediami, których nikt tak naprawdę nie chciał.
– Jak pan widzi, panie Devlin, to znów zawęża krąg: szukamy kogoś, kto znał całą trójkę dzieci i miał motyw, by je zabić – wtrąciła się Cassie. Bujała się na krześle, ręce założyła na karku i patrzyła Jonathanowi w oczy. – Dorwiemy tego człowieka. Dzień po dniu jesteśmy coraz bliżej. Więc jeśli jest coś, co chciałby nam pan powiedzieć… cokolwiek, o obydwu sprawach… to właśnie nadeszła chwila, by to zrobić.
Jonathan milczał dłuższą chwilę. W pokoju panowała cisza, słychać było tylko delikatne buczenie świetlówek nad głowami i powolne, monotonne skrzypienie krzesła, na którym kiwała się Cassie. Odwrócił od niej wzrok i przeniósł go na fotografie: Katy wykonująca niezwykłą arabeskę, Katy śmiejąca się na rozmazanym zielonym trawniku, z rozwianymi włosami i kanapką w dłoniach, Katy z lekko otwartym okiem i krwią zaschłą na wardze. Nagi, prosty ból na jego twarzy był wręcz nieprzyzwoity. Musiałem się zmusić, by nie odwrócić wzroku.
Wyczułem, że coś niepostrzeżenie dzieje się z Jonathanem. Jest pewien specyficzny rodzaj kruszenia się, który objawia się na twarzy i w kręgosłupie, zapadnięcie się w sobie, jakby mięśnie pod spodem zmieniały się w wodę, zna to każdy detektyw: to chwila przed przyznaniem się podejrzanego, kiedy ostatecznie i wręcz z ulgą porzuca obronę. Cassie przestała się huśtać na krześle. Czułem, jak krew mi pulsuje i jak postacie z fotografii za plecami chwytają wirujące oddechy i trzymają je, przygotowując się do wyskoczenia z papieru na korytarz i w ciemny wieczór, uwolnione, w momencie gdy Devlin powie choć słowo.
Jonathan otarł dłonią usta, skrzyżował ramiona i spojrzał z powrotem na Cassie.
– Nie – powiedział. – Nie mam.
Razem z Cassie jednocześnie wypuściliśmy powietrze. Tak naprawdę wiedziałem, że nie ma co na to liczyć tak szybko i – po pierwszej sekundzie rozczarowania – już o to nie dbałem, ponieważ teraz przynajmniej byłem pewien, że Jonathan coś wie. I nam to powie.
To był w pewnym sensie szok. W całej sprawie roiło się od hipotez („Okay. Załóżmy przez chwilę, że zrobił to Mark, jasne, a choroba i stara sprawa w ogóle nie mają związku, i powiedzmy, że Melanie mówi prawdę: kogo miałby poprosić, żeby zostawił ciało?"), które powoli okazywały się fałszywe, przypominały jakiś odległy sen z dzieciństwa. Poczułem, jakbym ruszał się wśród pustych sukien zawieszonych na zakurzonym strychu i nagle wpadł na ludzkie ciało, ciepłe i żywe.
Cassie postawiła przednie nogi krzesła na podłodze.
– Dobra – powiedziała – dobra. Zacznijmy od początku. Gwałt na Sandrze Scully. Kiedy dokładnie się to wydarzyło?
Jonathan ostro odwrócił głowę w moją stronę.
– W porządku – powiedziałem przyciszonym głosem. – Przepisy o przedawnieniu. – W rzeczywistości nawet nie zawracaliśmy sobie głowy sprawdzaniem tego, ale i tak nie podlegało to dyskusji: nie było najmniejszych szans, żeby go o to oskarżyć.
Rzucił mi przeciągłe, nieufne spojrzenie.
– W lecie osiemdziesiątego czwartego. Nie znam dokładnej daty.
– Mamy zeznania, które pozwalają stwierdzić, że zdarzyło się to w ciągu dwóch pierwszych tygodni sierpnia – oznajmiła Cassie, otwierając akta. – Zgadza się pan?
– Mogło tak być.
– Mamy także zeznania, z których wynika, że byli i świadkowie.
Wzruszył ramionami.
– Skąd miałbym wiedzieć.
– W zasadzie – rzekła Cassie – powiedziano nam, że gonił ich pan po lesie i wrócił, mówiąc: „Cholerne dzieciaki". Wygląda na to, że zdawał pan sobie sprawę, że tam były.
Читать дальше