Tego też się nie spodziewałem, chociaż pewnie powinienem. Dwoje dzieci na zawsze znikło w miejscowym lesie; jak mogliby nie stać się częścią folkloru Knocknaree? Nie wierzę w duchy, ale sama myśl – o małych, przemykających o zmierzchu kształtach, głuchych telefonach – wciąż przyprawia mnie o lodowaty dreszcz, lecz równocześnie czuję oburzenie: jakim cudem to jakaś kobieta z Lane, a nie ja, śmiała ich zobaczyć?
– W tamtym czasie powiedziała pani policji, że troje niebezpiecznych, młodych mężczyzn miało zwyczaj kręcić się na skraju lasu – skierowałem rozmowę z powrotem na właściwy tor.
– Brudasy – dosadnie oznajmiła pani Fitzgerald – pluli na ziemię i w ogóle. Mój ojciec zawsze mawiał, że plucie to oznaka złego pochodzenia. Ach, ale dwóch z nich wyszło w końcu na ludzi. Chłopak Concepty, Mills, pracuje teraz w komputerach. Przeprowadził się do miasta – Blackrock, jeśli wolno mi powiedzieć. Knocknaree nie było dla niego wystarczająco dobre. Devlin oczywiście, już o nim rozmawialiśmy. To ojciec tej biedulki Katy, niech Bóg ma ją w swej opiece. Uroczy człowiek.
– A trzeci? – spytałem. – Shane Waters?
Zacisnęła usta i sztywno napiła się herbaty.
– Nie mam pojęcia, co robią tacy jak on.
– Ach… źle skończył, prawda? – porozumiewawczo spytała Cassie. – Czy mogę prosić o jeszcze jedną babeczkę, pani Fitzgerald? Dawno już nie jadłam tak wspaniałych babeczek. – Te były jedyne, jakie jadła. Nie znosi babeczek, bo jak twierdzi, nie smakują jak prawdziwe jedzenie.
– Częstuj się, kochanie; przydałoby ci się trochę ciała. Mam ich jeszcze sporo. Teraz córka kupiła mi mikrofalówkę i robię siedemdziesiąt naraz, a później wkładam do zamrażarki, żeby mieć pod ręką.
Cassie odegrała przedstawienie z wybieraniem sobie babeczki, odgryzła ogromny kęs i zamruczała z rozkoszą.
Jeśli zje ich tyle, że pani Fitzgerald poczuje potrzebę odgrzania kolejnej partii, będę musiał jej dołożyć. Połknęła kęs i spytała:
– A czy Shane Waters nadal mieszka w Knocknaree?
– W więzieniu Mountjoy – odparła pani Fitzgerald, nadając swym słowom złowieszczy ton. – Tam właśnie mieszka. Razem z innym chłopakiem z nożem w ręku obrabowali stację benzynową; na śmierć przestraszyli młodego człowieka, który tam pracował. Mama Watersa zawsze powtarzała, że nie jest złym człowiekiem, tylko ulegał wpływom, ale moim zdaniem nie ma co się oszukiwać. – Przelotnie pożałowałem, że nie mogliśmy jej przedstawić Samowi. Na pewno by sobie przypadli do gustu.
– Powiedziała pani policji, że kręciły się wokół nich dziewczęta – kontynuowałem, przygotowując notes.
Cmoknęła z niezadowoleniem.
– Bezwstydne latawice, obydwie. Sama swego czasu nie miałam nic przeciwko pokazaniu kawałka nogi – nie ma lepszego sposobu, żeby zmusić chłopców do patrzenia, nie mam racji? – Mrugnęła do mnie i zaniosła się chrapliwym chichotem, ale dzięki temu jej twarz się rozjaśniła i dało się zauważyć ślady dawnej urody; na pewno była słodką dziewczyną o okrągłych policzkach i błyszczących oczach. – Ale ten dziwaczny strój, który nosiły tamte dziewczyny, to strata pieniędzy. Równie dobrze mogłyby być gołe, ubrania nie robiły żadnej różnicy. Obecnie wszystkie młode dziewczyny to lubią, chodzą w krótkich bluzkach, króciutkich spodenkach i czym tam jeszcze, ale w tamtych czasach było jeszcze trochę przyzwoitości.
– A pamięta pani, jak się nazywały?
– Chwileczkę, niech no pomyślę. Jedna to była najstarsza córka Marie Gallagher. Od piętnastu lat jest w Londynie, przyjeżdża od czasu do czasu, żeby pokazać modne ciuchy i pochwalić się dobrą pracą, ale Marie mówi, że w sumie to jest tylko kimś w rodzaju sekretarki. Zawsze miała o sobie wysokie mniemanie. – Serce mi na chwilę zamarło – Londyn – lecz pani Fitzgerald upiła spory łyk herbaty i uniosła palec. – Claire, właśnie. Claire Gallagher; nigdy nie wyszła za mąż. Przez kilka lat spotykała się z rozwodnikiem, doprowadzała biedną Marie do zgryzoty, ale związek nie przetrwał.
– A druga dziewczyna? – spytałem.
– Ach, ona. Dalej tu mieszka. Razem z matką na Close, na końcu osiedla – kiepska okolica, wiecie, o co chodzi. Dwoje dzieci i żadnego męża. No ale czego można się było spodziewać? Jeśli ktoś szuka kłopotów, to nie trzeba się daleko rozglądać. To jedna ze Scullych. Jackie wyszła za mąż za chłopaka Wicklowów, Tracy pracuje w punkcie bukmacherskim – Sandra; to ona. Sandra Scully. Skończ swoją babeczkę – pani Fitzgerald nakazała Cassie, która dyskretnie odłożyła ją na talerz i udawała, że zupełnie o niej zapomniała.
– Dziękuję bardzo, pani Fitzgerald. Bardzo nam pani pomogła – zakończyłem rozmowę. Cassie skorzystała z okazji i wepchnęła sobie do ust resztę ciastka, a następnie popiła herbatą. Odłożyłem notes i wstałem.
– Poczekajcie chwileczkę. – Pani Fitzgerald pomachała do mnie. Ciężkim krokiem ruszyła do kuchni i wróciła z workiem zamrożonych babeczek, które wcisnęła Cassie do ręki. – Proszę. To dla ciebie. Nie, nie, nie – odpowiedziała na protesty Cassie; niezależnie od osobistych upodobań, nie powinniśmy brać prezentów od świadków – dobrze ci zrobią. Urocza z ciebie dziewczyna. Podziel się ze swoim chłopcem, jak się będzie dobrze zachowywał.
***
Kiepska okolica (chyba nigdy wcześniej tu nie byłem, wszystkie matki ostrzegały nas, by trzymać się z daleka od tego miejsca) nie różniła się specjalnie od tej lepszej. Domy były odrobinę bardziej obskurne, w niektórych ogrodach rosły chwasty i stokrotki. Mur na końcu Knocknaree Close był pokryty graffiti, ale były to dość niewinne napisy. LIVERPOOL RZĄDZI, MARTINA + CONORNA ZAWSZE, JONESY TO GEJ, większość wykonana czymś, co wyglądało na kolorowy marker; było to wręcz urocze miejsce w porównaniu z naprawdę kiepskimi dzielnicami. Gdybym z jakiegoś powodu musiał tu zostawić samochód na noc, bynajmniej nie wpadałbym w panikę.
Drzwi otworzyła Sandra. Przez chwilę nie byłem pewien; nie wyglądała tak, jak ją zapamiętałem. Była to jedna z tych dziewcząt, które szybko się rozwijają i szybko przekwitają, w ciągu kilku lat robią się rozmemłane. W mglistym obrazie, jaki sobie stworzyłem w głowie, była stanowcza i zmysłowa niczym dojrzała brzoskwinia, miała aureolę błyszczących, złotorudych loków w stylu lat osiemdziesiątych, natomiast kobieta stojąca w drzwiach była przekwitła i obwisła, miała zmęczone, podejrzliwe spojrzenie i włosy ufarbowane na zmatowiały mosiądz. Doznałem przelotnego zawodu. Prawie miałem nadzieję, że to nie ona.
Wtedy się odezwała.
– W czym mogę pomóc? – Jej głos był głębszy i miał ostrzejszą intonację, ale poznałem słodki, lekko chropawy ton. („Hej, który z nich to twój chłopak?". Błyszczący paznokieć poruszał się, pokazując to na mnie, to na Petera, a Jamie kręciła głową i zawołała: „Nie!", Sandra śmiała się, uderzając nogami w mur: „Ani się obejrzysz, jak zmienisz zdanie!").
– Pani Sandra Scully? – zapytałem. Kiwnęła głową nieufnie. Widziałem, że rozpoznaje w nas policjantów, nim jeszcze zdążyliśmy wyciągnąć legitymacje, i przygotowuje się do obrony. Gdzieś w środku słychać było dziecko, które krzyczało i uderzało w coś metalowego.
– Jestem detektyw Ryan, a to detektyw Maddox, która chciałaby z panią zamienić kilka słów.
Poczułem, jak Cassie prawie niezauważalnie się poruszyła, zrozumiawszy sygnał. Gdybym nie był pewien, powiedziałbym „my" i przerobilibyśmy rutynowy zestaw pytań na temat Katy Devlin, do czasu aż zdecydowałbym, czy to ona, czy nie. Ja jednak miałem pewność, a Sandrze łatwiej będzie rozmawiać tylko z kobietą.
Читать дальше